Spraw, by skończyła się wreszcie ta męka
Wiersze Stachury jak najbardziej pasują do Punpuna. Gdyby mieszkał w Polsce, mógłby je cytować, próbując ogarnąć swoją nieciekawą egzystencję. Może wyszłoby mu na dobre? A może tak naprawdę nigdy by na nie nie trafił, u Onoderów nie czytało się poezji… Tak czy siak, wielki smutek, samotność, a nawet tułaczka nieźle opisują bohatera Asano. Nawet jeśli snuje się tylko po mieście, bez uciekania w Bieszczady.
Jak pamiętacie z poprzedniego tomu, w świecie Punpuna pojawiają się jaskółki optymizmu. Ma znajomych, zaczyna coś tworzyć. Rozmawia z ludźmi, zaczyna być samodzielny, wreszcie trochę wyrasta z dziecięcej naiwności i prostolinijności. Może jeszcze nie jest szczęśliwy, ale pokonuje epizod depresyjny, a to ogromnie dużo. Czy na tych wątłych podstawach da się postawić dojrzałą osobowość, człowieka niebędącego ciężarem dla siebie samego?
Good vibrations
Tym razem sporo miejsca w mandze poświęcono Pegazowi i jego sekcie, która pragnie uratować lub odbudować świat po katastrofie, mającej nadejść 7 lipca. Wielki prorok będzie przemawiał do wszystkich tokijczyków, bo decyduje się kandydować na prezydenta miasta. Dzięki temu przeczytacie mnóstwo mętnych opowieści i ostrzeżeń, napatrzycie się też na niezbornego głosiciela prawdy ujętego jakby w rybim oku, dosłownie wypychającego niektóre kadry. Człowiek – u Asano to nie brzmi dumnie ani higienicznie, to już wiemy. Nie brzmi nawet zdrowo.
Galeria towarzyszących Pegazowi dziwaków może Was tym razem nieco zmęczyć, dzięki czemu może łatwiej wczujecie się w Punpuna, który znowu znika. Mniej dramatycznie niż poprzednio, ale zauważalnie dla przyjaciół. Na tyle, że postanowią go szukać, podczas gdy on sam podejmie kilka radykalnych prób odmiany losu.
Jeśli zrobić sobie przebieżkę przez poprzednie tomy mangi, łatwo zauważyć, jak Asano zarządza dramatyzmem tej historii. Pojawiają się tu leciutkie fale wznoszące, ale zwykle poziom optymizmu sięga dna – to żadne morze, raczej zamulony stawek dotknięty przyduchą. I w całej tej punpunowej beznadziei, przynajmniej według bohatera, pojawił się jeden jedyny powiew świeżego powietrza – Aiko. A ją przecież stracił już dawno temu, dopuścił się zdrady.
Tu należy Wam się jeszcze ostrzeżenie. Asano nie stroni od wątków seksualnych, pokazał nastoletnią fiksację Punpuna na punkcie seksu, masturbację i molestowanie. Tym razem traficie na dość brutalne zestawienie romantycznych wyobrażeń ze scenami kojarzącymi się raczej z fanserwisem i wykorzystaniem. Miłość, przynajmniej fizyczna, nie ratuje bohatera od jego licznych neuroz, nie poprawia samooceny, a cała jej realność wydaje się nagle bardzo naturalistyczna. Przy czym siła przekazu nie leży tu w samych erotycznych scenach, ale kontraście, jaki tworzą z resztą mangi.
Los się musi odmienić
To powracający motyw w reakcjach czytelnika (a na pewno tej czytelniczki) na kolejne „przygody” Punpuna. Przecież nie da się tak żyć – ani obiektywnie, ani subiektywnie – z takimi przekonaniami na swój temat. Wielkim pytaniem tego i poprzedniego tomu jest więc: czy faktyczne zmiany mogą sprawić, że coś się u tego chłopaka poprawi? Jeśli wreszcie spotka go szczęście, będzie w stanie je przyjąć? Oczywiście, szczęście się zdarza, a nie jest, więc będą i bolesne ciosy od życia i otaczających bohatera osób. Czy w jego głowie bilans może kiedykolwiek wyjść na plus?
Muszę przyznać, że Dobranoc, Punpunie czyta się coraz trudniej, łatwo o emocjonalne zarażenie smutkiem i beznadzieją czy pesymistyczne zamyślenie nad własnymi marnymi wyborami. Ale autorowi nie do końca o to chodzi, on chciał skupić się na konkretnej osobie, na możliwościach jednego życia. Pod tym względem, ale także temperaturą emocjonalną, manga Asano przypomina wydanego niedawno Incela Janka Mazura.