Jeśli czekaliście na drugi tom Grimm City, bo stęskniliście się za Alfiem Moorem, rozczaruję was – to nie on jest głównym bohaterem Bestii. Na pociechę dodam, że wyjechał i ponoć ma się dobrze. Ponieważ jednak pozostajemy w klimacie urban fantasy noir, na kartach powieści pojawiają się inspektor Evans oraz, nieco rzadziej, agent McShane. Z pomocą temu pierwszemu znów śpieszy (a raczej godnie kroczy, kołysząc biodrami) dziennikarka Palla di Neve. Na listę ważnych postaci wskakuje również Emeth Braddock, emerytowany bokser i samozwańczy opiekun zapomnianej przez wszystkich (nawet, mogłoby się zdawać, przez samego diabła) dzielnicy za mostem, oraz jego córka Bekka, młoda, energiczna i bystra, choć nieco zahukana z powodu własnej prowincjonalności, oczko w głowie tatusia.
Muszę przyznać, że to właśnie postać Braddocka najmocniej przykuła moją uwagę. O bohaterach, którzy pojawili się już w Wilku!, czytelnik nie dowiaduje się wiele nowego, przez co zainteresowanie nimi spada. Tymczasem Braddock okazuje się niejednoznacznym typem „samotnego sprawiedliwego”, swoistego pokutującego ronina. To nie paladyn o kryształowo czystym charakterze, lecz człowiek często brutalny i agresywny, z krwią na rękach i o subiektywnie ukształtowanym pojęciu dobra i zła, które wciąż poddaje rewizji. Pyta zresztą w powieści: „A co, jeśli ludzie wymyślili sobie zło?”. Leży mu na sercu los dzielnicy za mostem i jej mieszkańców, a zwłaszcza dzieci – choć protegowani nie zawsze zdają sobie sprawę z opieki Emetha i nie zawsze doceniają jego starania. Z korupcją i niesprawiedliwością mężczyzna walczy zresztą w jedyny sposób, w jaki potrafi: to znaczy przy użyciu pięści. I choć w powieści co chwilę pojawiają się wzmianki i aluzje odnoszące się do przeszłości Braddocka, czytelnika do końca trawią wątpliwości: bo może Drwal i Bestia to jedna i ta sama osoba?
Jeśli zaś idzie o fabułę, to w książce przeplatają się dwa główne wątki: dotyczące Drwala i Zwierciadełka. Z czytelniczego punktu widzenia pierwsza sprawa wydaje się bardziej wyeksponowana, nawet jeśli z perspektywy świata przedstawionego jest mniej medialna – bo to jednak w jej rozwiązanie angażuje się większość bohaterów Bestii. Dlatego można odnieść wrażenie, że choć wielokrotnie podkreśla się wagę rozprawy sądowej – w końcu stawka to pakt między mafijnymi rodzinami i ewentualna wojna gangów – to pełni ona rolę tła. A jednak odbiorca cały czas trwa w gotowości: kiedy wątki się zazębią (bo przecież tak się stanie, prawda?) i złożą w spójną całość? Otóż z tym oczekiwaniem autor prowadzi swoistą grę, choć czy ostatecznie udaną, będzie można ocenić najprawdopodobniej dopiero w kolejnym tomie. Bo i zakończenie Bestii jest trochę takie, jakiego można by oczekiwać po środkowej części serii: niedefinitywne, a przez to mało satysfakcjonujące, choć przynajmniej część ujawnionych faktów zaskakuje i zdaje się wynikać z całej powieści.
Ci, którzy czytali Wilka!, zwrócili być może uwagę na kłopot z ujednoliceniem pisowni nazw własnych (zwłaszcza nazwisko Dragosalavija występowało chyba we wszystkich możliwych odmianach). Niestety, bolączka ta towarzyszy także lekturze Bestii. Dla przykładu: jeden z bohaterów, młody, obiecujący prawnik, występuje na kartach powieści jako Hiran, Hiren i Hieran.
Kiedy recenzowałam książkę Grimm City: Wilk!, wyraziłam nadzieję, że kontynuacja okaże się od niej lepsza. Przyznaję szczerze, niespecjalnie w to wierzyłam: istnieje wszak pewna niepisana zasada mówiąca, że sequele wypadają zwykle gorzej od pierwszych części. Czekała mnie niespodzianka: mimo że Bestiom wciąż daleko do mojego literackiego ideału, czytało się je znacznie przyjemniej (choć „przyjemniej” przy powieści w stylu noir nie jest może najwłaściwszym słowem). Zwłaszcza że mniej tu było epatowania czytelnika rynsztokiem, a więcej kryminału i dramy sądowej. Kto wie, dokąd powiodą nas kolejne tomy?