Site icon Ostatnia Tawerna

„Grimm City: Bestie” – recenzja książki

Coś zmieniło się w Grimm City – i nie chodzi tu tylko o czystsze powietrze i strajki górnicze. Odkąd mafijne rodziny zawarły przymierze, wszystkim żyło się lepiej. Co prawda pojawił się seryjny morderca zwany Drwalem, lecz jego wyczyny szybko poszły w niepamięć, gdy opinią publiczną wstrząsnęło zabójstwo Thorniniego. Teraz mieszkańcy miasta w napięciu oczekują na wyrok wobec oskarżonego Johnny’ego Zwierciadełka, nie słyszą więc krzyku rąbanych na kawałki ofiar…

Jeśli czekaliście na drugi tom Grimm City, bo stęskniliście się za Alfiem Moorem, rozczaruję was – to nie on jest głównym bohaterem Bestii. Na pociechę dodam, że wyjechał i ponoć ma się dobrze. Ponieważ jednak pozostajemy w klimacie urban fantasy noir, na kartach powieści pojawiają się inspektor Evans oraz, nieco rzadziej, agent McShane. Z pomocą temu pierwszemu znów śpieszy (a raczej godnie kroczy, kołysząc biodrami) dziennikarka Palla di Neve. Na listę ważnych postaci wskakuje również Emeth Braddock, emerytowany bokser i samozwańczy opiekun zapomnianej przez wszystkich (nawet, mogłoby się zdawać, przez samego diabła) dzielnicy za mostem, oraz jego córka Bekka, młoda, energiczna i bystra, choć nieco zahukana z powodu własnej prowincjonalności, oczko w głowie tatusia.

Muszę przyznać, że to właśnie postać Braddocka najmocniej przykuła moją uwagę. O bohaterach, którzy pojawili się już w Wilku!, czytelnik nie dowiaduje się wiele nowego, przez co zainteresowanie nimi spada. Tymczasem Braddock okazuje się niejednoznacznym typem „samotnego sprawiedliwego”, swoistego pokutującego ronina. To nie paladyn o kryształowo czystym charakterze, lecz człowiek często brutalny i agresywny, z krwią na rękach i o subiektywnie ukształtowanym pojęciu dobra i zła, które wciąż poddaje rewizji. Pyta zresztą w powieści: „A co, jeśli ludzie wymyślili sobie zło?”. Leży mu na sercu los dzielnicy za mostem i jej mieszkańców, a zwłaszcza dzieci – choć protegowani nie zawsze zdają sobie sprawę z opieki Emetha i nie zawsze doceniają jego starania. Z korupcją i niesprawiedliwością mężczyzna walczy zresztą w jedyny sposób, w jaki potrafi: to znaczy przy użyciu pięści. I choć w powieści co chwilę pojawiają się wzmianki i aluzje odnoszące się do przeszłości Braddocka, czytelnika do końca trawią wątpliwości: bo może Drwal i Bestia to jedna i ta sama osoba?

Jeśli zaś idzie o fabułę, to w książce przeplatają się dwa główne wątki: dotyczące Drwala i Zwierciadełka. Z czytelniczego punktu widzenia pierwsza sprawa wydaje się bardziej wyeksponowana, nawet jeśli z perspektywy świata przedstawionego jest mniej medialna – bo to jednak w jej rozwiązanie angażuje się większość bohaterów Bestii. Dlatego można odnieść wrażenie, że choć wielokrotnie podkreśla się wagę rozprawy sądowej – w końcu stawka to pakt między mafijnymi rodzinami i ewentualna wojna gangów – to pełni ona rolę tła. A jednak odbiorca cały czas trwa w gotowości: kiedy wątki się zazębią (bo przecież tak się stanie, prawda?) i złożą w spójną całość? Otóż z tym oczekiwaniem autor prowadzi swoistą grę, choć czy ostatecznie udaną, będzie można ocenić najprawdopodobniej dopiero w kolejnym tomie. Bo i zakończenie Bestii jest trochę takie, jakiego można by oczekiwać po środkowej części serii: niedefinitywne, a przez to mało satysfakcjonujące, choć przynajmniej część ujawnionych faktów zaskakuje i zdaje się wynikać z całej powieści.

Ci, którzy czytali Wilka!, zwrócili być może uwagę na kłopot z ujednoliceniem pisowni nazw własnych (zwłaszcza nazwisko Dragosalavija występowało chyba we wszystkich możliwych odmianach). Niestety, bolączka ta towarzyszy także lekturze Bestii. Dla przykładu: jeden z bohaterów, młody, obiecujący prawnik, występuje na kartach powieści jako Hiran, Hiren i Hieran.

Kiedy recenzowałam książkę Grimm City: Wilk!, wyraziłam nadzieję, że kontynuacja okaże się od niej lepsza. Przyznaję szczerze, niespecjalnie w to wierzyłam: istnieje wszak pewna niepisana zasada mówiąca, że sequele wypadają zwykle gorzej od pierwszych części. Czekała mnie niespodzianka: mimo że Bestiom wciąż daleko do mojego literackiego ideału, czytało się je znacznie przyjemniej (choć „przyjemniej” przy powieści w stylu noir nie jest może najwłaściwszym słowem). Zwłaszcza że mniej tu było epatowania czytelnika rynsztokiem, a więcej kryminału i dramy sądowej. Kto wie, dokąd powiodą nas kolejne tomy?

Exit mobile version