Królowa z telefonem
Reigns: Her Majesty na pierwszy rzut oka wygląda niemal jak oryginał. Ponownie zasiadamy na tronie i rządzimy. Mechanika rządzenia jest zaś banalnie prosta. Naszą królową odwiedzają coraz to nowe postaci. Każda przychodzi z mniej lub bardziej ważnym problemem. Naszym zadaniem jest po prostu przesunąć kartę, wybierając jedną z dwóch dostępnych odpowiedzi. Prawie wszystkie decyzje mają wpływ na poparcie czterech grup społecznych: kleru, mieszczaństwa, armii i bankierów. Jeśli wskaźnik wsparcia choć jednej z nich spadnie do zera – umieramy. Osiągnie maksymalny poziom… też umieramy. I tak błyskawicznie wpadamy w pochłaniający gameplay loop – lewo, prawo, prawo, lewo, giń, powtórz. Umrzeć można także w znacznie bardziej nieprzewidywalny sposób. Fajnie, ale przecież to wszystko już było w oryginalnym Reigns, nieprawdaż?
Odgrzewany kotlet? Bynajmniej!
Podstawową zmianą w sequelu jest właśnie płeć protagonisty. Jako że mamy tu do czynienia z quasi-średniowiecznym światem z elementami fantasy, role kobiety i mężczyzny są jasno określone. Wpływa to więc na charakter decyzji jakie podejmuje gracz, skład naszego otoczenia i stosunek poszczególnych postaci do królowej. Nie mamy więc władzy nad najważniejszymi sprawami (chyba, że królowa przeżyje męża). Zamiast tego czekają nas flirty, układy i knowania w celu spędzenia jak najdłuższego czasu na tronie. Choć i tak gracz doskonale sobie zdaje sprawę, że pewnie za chwilę zrobi coś głupiego i umrze. Mało tego, sposobów na śmierć jest naprawdę sporo i ogromną frajdę sprawia celowe wynajdywanie kolejnych, często absurdalnych sposobów na opuszczenie tego podłego świata. Są one dodatkowo opatrzone zabawnym komentarzem.
Wprowadzono także niezłą innowację jaką jest system przedmiotów, które można zdobyć w czasie rozrywki. Te odpowiednio użyte (głównie metodą prób i błędów) mogą otworzyć nowe możliwości, lub wybawić nas z najgorszej opresji. Dzięki temu Her Majesty jest trochę przystępniejsze niż poprzednia gra. Zmianie uległ również system walki. Jako że królowej raczej nie przystoi zapuszczać się do podziemi by mordować potwory, do gry został zaimplementowany system prześmiewczych pojedynków. Gdy jedynym rozwiązaniem konfliktu jest walka na śmierć i życie, para oponentów staje odwrócona do siebie plecami, a wystrzelić należy dopiero wtedy gdy w lecącym w tle wierszyku znajdziemy słowo-klucz.
Gadające zwierzęta i nieskończone wcielenia
No i cudownie, ale jesteśmy przecież na portalu poświęconym fantastyce, nieprawdaż? Już uspokajam, choć nie ma tego za wiele, Reigns: Her Majesty ma coś do zaoferowania także na tym polu. Po serii kilku zgonów okazuje się, że w tej grze istnieje jakiś główny wątek fabularny. Dokładniej mówiąc, nasza protagonistka została wybrana przez Wszechmatkę by jej dusza przechodziła po śmierci do ciała następnej królowej i w konsekwencji rządziła po wsze czasy. Do tego dochodzą magiczne rozmowy ze zwierzętami, manipulacje losem i tak dalej. Więcej nie zdradzam, bo nie ma tej fabuły za wiele, a jest zaskakująco ciekawa.
Najfajniejszym elementem Her Majesty są jednak unikalne dla każdego wcielenia mikro-historie kształtowane przez nasze wybory. Co więcej, gra przedstawia listę celów do zrealizowania. Te poza mniejszym lub większym posunięciem akcji głównego wątku, dodają do puli nowe karty, a co za tym idzie nowe zabawne decyzje i bardziej różnorodne historie. Szkoda tylko, że mimo wszystko kart jest dość mało i zdecydowanie zbyt często się powtarzają.
Kolorowa rzeźnia
Jeśli chodzi o oprawę graficzną Reigns to twórcy za priorytet postawili sobie funkcjonalność, dalszy plan spychając efektowność. Tak więc otrzymujemy prosty i schludny interfejs. Z kolei wszystkie postaci i przedmioty na jakie się natkniemy są nakreślone prostą, wręcz dziecinną kreską. Co nie zmienia faktu, że okazują się bardzo przyjemne dla oka. Wszelkim animacjom także nie można nic zarzucić. Nieco gorzej wypada ścieżka dźwiękowa. Muzyka jest po prostu w porządku, szkoda tylko, że nie ma więcej utworów, ani godnej zapamiętania kompozycji. Na plus za to zaliczam odgłosy postaci. Nie mają one nagranych linii dialogowych, lecz pociesznie bełkoczą, co w sumie świetnie wpisuje się w prześmiewczy charakter gry.
Warto zasiąść na tronie
Tak, Reigns: Her Majesty to jedna z najbardziej udanych gier niezależnych tego roku. Zabawa w królową jest piekielnie grywalna i szybko uzależnia chęcią coraz to większych absurdów świata przedstawionego. Specyficzny humor wylewa się z ekranu. Nawet jeśli za rok dostaniemy kolejną kontynuację wierzę, że deweloperzy z Nerial nie raz nas zaskoczą. Jednak szczerze mówiąc, zamiast testowanej wersji pecetowej wolę wam polecić edycję mobilną dostępną na urządzenia z systemami Android i iOS. Po doświadczeniu w taki sposób oryginału wiem, że to na mobilkach dużo lepiej się sprawdza „tinderowa” formuła tytułu. Niezależnie jednak od platformy (prawdopodobnie) gra wciągnie każdego na długie godziny.