The Lodger
Zastanawiałam się jak opisać Lokatora tak, by udowodnić, że powinien znaleźć się wśród wszystkich świetnych, wielkich czy epickich przygód Jedenastego Doktora. Wiele można o tym odcinku powiedzieć, ale najważniejsze jest to, że jest on po prostu przyjemny. W odcinku spotykamy sympatycznego bohatera, który kradnie serca już od pierwszej chwili, a poza tym dostajemy Doktora, który próbuje udowodnić, że potrafi żyć jak zwykły człowiek. Co może pójść nie tak? Doktor świetnie się bawi, poznaje przyjaciół, gra w piłkę, gada z kotem, robi karierę i niweczy okrutny plan okrutnych kosmicznych sił. Ten uroczy odcinek zapewnia wzruszenie, śmiech i nieco strachu – po prostu nic dodać, nic ująć!
Oczywiście, uwielbiam wielkie emocje, dramatyczne przemowy i zawiłe fabuły, ale potrzeba mi też takich sympatycznych, prostych odcinków. To właśnie ta swojskość, przytulność i normalność (na tyle, na ile w towarzystwie Doktora jest ona możliwa) na zawsze trafiła do mojego serduszka. Choć z Jedenastym Doktorem nie zawsze mi po drodze, tak w Lokatorze uwielbiam go bez zastrzeżeń. Odcinek, choć wydaje się być niepozorny, to jest „większy w środku” i trzeba go po prostu zobaczyć, by to poczuć… najlepiej kilkukrotnie. Poza tym, to doskonała pozycja, żeby ot, włączyć sobie niezobowiązująco i spędzić miły wieczór z dala od trosk… – Ewelina Maziarczuk
Dołącz do dyskusji