Istnieją filmy z aktorstwem gorszym niż w przedszkolnych przedstawieniach, czego dowodem może być Manos. Trafiają się też takie, w których wizja reżysera i scenariusz są zupełnie niezrozumiałe dla widza, jak to miało miejsce w Planie dziewięć z kosmosu. Tym razem przyjrzymy się dziełu, które swoimi efektami specjalnymi śmieszy, zamiast straszyć. Pora na Szpon.
Z filmu klasy B do Playboya
Szpon to film klasyfikowany jako horror i sci-fi klasy B. Swoją premierę miał w 1957 roku. Po raz kolejny spotykamy się z przypadkiem, gdy bardziej pasowałoby użyć literki C albo nawet X, a przy okazji nie oznacza to, że nie da się go oglądać. Reżyserem tego „dzieła” jest Fred F. Sears, który swoje produkcje kręcił zaledwie przez dziewięć lat, czyli od 1949 r. do 1958 r., ale w tym czasie zdołał nagrać ponad pięćdziesiąt dwa filmy! Wśród obsady znaleźli się Jeff Morrow, do którego jeszcze wrócimy, czy Morris Ankrum. Pomimo tego że Szpon uważany jest za jeden z najgorszych filmów w historii kina, to i tak ktoś na nim skorzystał. Mara Corday, grająca jedną z głównych ról, została zauważona przez ludzi z Playboya i niedługo po premierze stała się nawet playmate miesiąca. Wielkiej kariery w branży filmowej może nie zrobiła, ale udało jej się dostać epizodyczne role w takich filmach jak Nagłe zderzenie czy Żółtodziób z Clintem Eastwoodem.
Ptak wielki niczym okręt wojenny!
Po omawianiu fabuły Manosa i Planu dziewięć… bardzo cieszy mnie możliwość opowiadania o scenariuszu Szpona. Dlaczego? Bo to wreszcie film, w którym wiem doskonale, o co chodzi i jestem w stanie go przedstawić! Jest bardzo prosty. Zaczynamy od przedstawiania pilota odrzutowca imieniem Mitch, pani naukowiec Sally oraz kilku innych osób obsługujących wieżę lotniczą, którzy zajęci są… typowymi dla nich rzeczami. Już tłumaczę – śledzą radary, wertują mapy, piszą coś na komputerach, a przy okazji żartują sobie, co ma nam sugerować, że są świetnie zgraną ekipą. Szkoda, że poza pierwszymi dwiema osobami nikogo z nich nie zobaczymy już w tym filmie, ale miło, że zdążyliśmy ich poznać. Pilot zauważa coś na niebie. Początkowo obiekt uznawany jest za UFO, ale wreszcie okazuje się, że to ptak wielki niczym okręt wojenny! To najwyraźniej bardzo ważne i dokładne porównanie, bowiem pada co najmniej dziesięciokrotnie! Potworne ptaszysko atakuje samoloty i zjada ludzi skaczących na spadochronach, niszczy pociągi i porywa samochody. Terroryzuje USA i Wielką Brytanię. Do akcji wkracza US Army, jednak dostępna ludziom broń nie jest w stanie skrzywdzić ptaka. Dowiadujemy się, że ten przybył z innego wymiaru i chroni go pole siłowe. Pilot i pani naukowiec, którzy w między-czasie nawiązali ze sobą romans, odkrywają też, że potwór uwił sobie na Ziemi gniazdo i złożył jajo, które zresztą mu niszczą, co wprowadza go do jeszcze większej furii. Ze złości zaczyna burzyć budynki w miastach, w tym Empire State Building. Na szczęście nasi bohaterowie, po wielu próbach w laboratorium, tworzą broń zdolną pokonać ptaszysko. Naturalnie to Mitch wpada na ten genialny pomysł, bo wiedza pilota jest o wiele większa niż jakichś tam uczonych. Para, wraz z generałem sił powietrznych, wsiadają do samolotu, strzelają raz i drugi, trafiają i zabijają opierzonego potwora, a jego truchło tonie w morzu. Albo oceanie. Lub innym zbiorniku wodnym. Trudno stwierdzić, bo w tym momencie film się kończy bez jakichkolwiek dalszych wyjaśnień.
Mnie tu wcale nie było
Jak widać fabuła nie jest najlepsza, ale przynajmniej można ją zrozumieć i zachowuje spójność. Aktorstwo w filmie nie okazuje się też za dobre, ale widziałem już gorsze. O kostiumy i scenografię postarano się w miarę. Dlaczego Szpon trafił więc do naszego cyklu? Jest kilka powodów, ale najważniejszym są oczywiście efekty specjalne. Nasz ptak – wielki niczym okręt wojenny – jest tak okropny, że aż piękny. Na ekranie widzimy tandetną makietę, zrobioną na szybko, która praktycznie nie potrafi poruszać skrzydłami, ma nieruchome nogi i nie posiada powiek. Przy każdym ruchu głową trzęsą mu się źrenice i widać momentami, że wisi na sznurkach. W scenie gdy nasz potwór atakuje pociąg, widać, że mamy do czynienia z zabawkami dla dzieci. Najlepszymi efektami w filmie są te wykorzystane z innego filmu! Archiwalne i niepublikowane zdjęcia z Latających talerzy wyglądają fajniej niż te ze Szpona. Zresztą o poziomie nieudolności niech świadczy to, że ludzie podczas premiery filmu śmiali się na sali kinowej. W latach 50. powstało mnóstwo horrorów, z których dziś możemy się śmiać, ale w swoich czasach większość z nich budziła grozę wśród publiczności. Szpon jest wyjątkiem, który od początku budził politowanie. Zresztą wyobraźcie sobie, że Jeff Morrow, jeden z głównych aktorów grających w filmie, wyszedł z kina w trakcie premiery, aby nikt go nie rozpoznał. Tak bardzo wstydził się dzieła, w którym zagrał. Dlaczego wyszło tak źle? Bowiem „spec” od efektów nikomu nie pokazał, co robi. Aktorzy podczas kręcenia zdjęć nie bardzo wiedzieli, z czym mają do czynienia i z której strony są atakowani. Nawet twórcy plakatów nie do końca wiedzieli, jaką wizję ma twórca ptaka i dlatego na reklamach ten wygląda inaczej i lepiej niż w filmie. Swoją drogą nie rozumiem też, dlaczego tytuł tego filmu to Szpon. Nasz potwór w większości przypadków atakuje dziobem z zębami, bohaterowie nazywają go ptakiem (wielkim jak okręt wojenny), więc ze szponami nie wiele tu mamy wspólnego.
Muszę jeszcze wspomnieć o dwóch niesamowitych w tym filmie zjawiskach. Pierwszy z nich wynika być może ze zbyt małego budżetu lub lenistwa scenarzystów i sprawia, że wielu rzeczy musimy się domyślać. Przykładem może być chociażby wspomniane już nagłe zakończenie. Ponadto są jeszcze pytania, w jaki sposób bohaterowie domyślili się, skąd przybył ptak, jak odnaleźli jego gniazdo, w jaki sposób opracowali broń przeciwko niemu oraz co stało się z niektórymi postaciami. Drugim zjawiskiem jest lektor, który co chwilę tłumaczy nam, co się dzieje, np. widzimy faceta rozmawiającego przez telefon – zamiast słuchać tego, co on mówi, widz zmuszony jest wysłuchać pana lektora, który mówi nam o czym tamten pierwszy rozmawia. Najwyraźniej sami nie bylibyśmy zrozumieć całej sceny. Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o moim ulubiony fragmencie filmu. Jest to moment, gdy pilot i pani naukowiec rozbijają się w lesie, w bliżej nieokreślonym miejscu, trafiają do chatki rolnika na odludziu, a mimo to ktoś telefonuje do tego domu i wie, że nasza para już tam jest. Jak to się stało? Wybrał losowy numer w książce telefonicznej, wierząc, że trafi do miejsca, gdzie znajdą się Mitch i Sally? Jeśli tak, to powinien spróbować zagrać w toto-lotka.
Bywało gorzej
Szpon słusznie znajduje się w gronie najgorszych filmów w historii kina. Idealnie pasuje też do naszego cyklu. Jest zły, ale także zabawny i nie nudny. Kolejny raz otrzymujemy dzieło, przy którym można się odprężyć, pośmiać i na seans którego można zaprosić znajomych, a później mieć temat do dyskusji. Jednocześnie należy przyznać, że trafiały się też produkcje gorsze. Postarano się o kilka elementów, które ratują ten film. Choć i tak najwięcej dla uratowania Szpona zrobiła Mara Corday, która zdecydowanie wybija się ze swoją grą aktorską ponad resztą obsady.
Coś czuję, że ten cykl stanie się moją listą filmów do obejrzenia przed śmiercią 😀