W naszym cyklu Filmów tak złych, że aż dobrych opowiadałem Wam o jednym z najgorszych reżyserów w historii, czyli Edzie Woodzie. Pora więc na drugiego legendarnego, złego twórcę – Uwe Bolla.
Ed kontra Uwe
Zarówno Ed Wood, jak i Uwe Boll z pewnością zasługują na mało zaszczytny tytuł najgorszego reżysera wszechczasów. Mimo tej samej nominacji trzeba przyznać, że obu panów sporo dzieli. Pierwszy z nich swoje filmy tworzył jeszcze w latach 50. Miał niski budżet, brak dostępu do nowoczesnych efektów specjalnych, a z relacji jego znajomych wynika, że nie zawsze pozostawał do końca świadomy tego, co działo się wokół. Jego najbliżsi byli jednak wyrozumiali i grali u niego za darmo, przynosząc własne rekwizyty i mając świadomość, że filmy te nigdy nie staną się hitami.
Drugi natomiast w branży filmowej debiutował pod koniec lat 90., a większość najsłynniejszych tytułów nakręcił już po roku 2000. W wywiadach okazuje się niezwykle dumny i arogancki. Za każdym razem twierdzi, że stworzył prawdziwy przebój, tylko opinia publiczna oraz krytycy nie potrafią go zrozumieć. Trzeba jednak przyznać, że Boll jest prawdziwym geniuszem w sprawach finansów. Każdy z jego filmów ma ocenę poniżej przeciętnej, o ile nie ociera się o najniższe noty, a na swoim koncie, wśród nagród, ma jedynie Złote Maliny. Pomimo tego reżyser pozyskuje środki, dzięki którym może sobie pozwolić na zatrudnianie takich aktorów, jak Jason Statham, Ron Perlman, Ray Liotta, John Rhys-Davies, Burt Reynolds, Ben Kingsley, Christian Slater czy Til Schweiger. Udaje mu się także uzyskiwać licencje na ekranizacje słynnych gier komputerowych. I tak w jego dorobku znajdują się Alone in the Dark, Postal, Far Cry, Bloodrayne czy Dungeon Siege. Zajmę się jednak omówieniem jednego z pierwszych filmów niemieckiego reżysera – Domu śmierci.

Źródło: cdc.ca
Strzelanka jako scenariusz
Dom śmierci powstał na podstawie gry komputerowej z 1995 roku, The House of the Dead. Był to klasyczny przedstawiciel gatunku FPP, w którym to wcielaliśmy się w postać agenta Thomasa Rogana, a naszym zadaniem było iść na przód i zabijać kolejne pojawiające się na naszej drodze zombie. Za przeniesienie gry na wielki ekran odpowiada wspomniany już Uwe Boll. To on wpadł na pomysł, wykupił prawa, został głównym producentem oraz wyreżyserował wspomniany tytuł. Scenariusz napisali z kolei panowie Mark A. Altman i Dave Parker. Obaj na swoim koncie mają jeszcze kilka filmów, ale większość z nich to horrory, które nigdy nie stały się hitami. Ponieważ Dom śmierci był jednym z pierwszych dzieł Bolla, to wśród obsady nie ma jeszcze zbyt wielu słynnych nazwisk. Główne role zagrali tu Enuka Okuma, Birgit Stein, Steve Byers, Tyron Leitso czy Jonathan Cherry. Z bardziej znanych nazwisk mamy tu Clinta Howarda, który swego czasu występował u boku Toma Hanksa w Apollo 13. Największą gwiazdą wśród obsady jest jednak Jürgen Prochnow, który jeszcze przed występem w Domu śmierci znany był z takich filmów, jak Diuna, Gliniarz z Beverly Hills II, Robin Hood, Sędzia Dredd czy Angielski pacjent, a później zagrał też chociażby w Kodzie da Vinci.

Źródło: wp.com
Strzelając do zombie
Jeśli chodzi o fabułę, to Dom śmierci jest typowym slasherem. Opowiada on o grupie młodych ludzi, którzy udają się na tajemniczą wyspę, by tam urządzić sobie imprezę. Podczas zabawy, suto zakrapianej alkoholem i dla wielu uczestników kończącej się nago w namiotach, jedna z par odkrywa dziwny dom i cmentarz znajdujące się w lesie. Właśnie z tego miejsca zaczynają wyłaniać się zombie mordujące napotkane osoby. Kiedy na miejsce przybywają ostatni imprezowicze, okazuje się, że wszyscy ich znajomi zniknęli. Oni również stają się celem ataku nieumarłych. Na szczęście dla nich przybyły z nimi kapitan Kirk (nie lubi, gdy porównuje się go do tego ze Star Treka) ma na swojej łodzi mnóstwo broni i amunicji. Dodatkowo na wyspę przybywa dwoje agentów CIA, którzy od dłuższego czasu śledzili Kirka. Teraz jednak mają nowy cel – przeżyć i uciec z tego przeklętego miejsca. Zaczyna się więc walka pomiędzy hordą zombie i ludźmi. Kto wyjdzie z tego pojedynku cało?

Źródło: netdna-ssl.com
Czego nie wstawiać do filmu
W Domu śmierci jest tylko jedna dobra i godna pochwały rzecz. To gra aktorska Jürgena Prochnowa. Jego postać, kapitan Kirk, jako jedyny ma w sobie charakter, charyzmę i przyjemnie się go ogląda. Jest też jedyną postacią, z którą widz może się zżyć i kibicować jej. Pozostali bohaterowie są tak bezosobowi, że nawet nie zapamiętujemy ich imion. Mówienie, że to typowi przedstawiciele slasherów, byłoby obrazą dla bohaterów takich filmów, jak Krzyk czy Halloween. Początkowo są po to, aby mogli się kłócić, obrażać, rzucać żartami i marudzić. Później ich rola sprowadza się do trzymania broni, strzelania do zombie i umierania. Niestety postacie to nie jedyny mankament tego filmu.
Kolejnym błędem twórców jest zupełna niespójność fabuły. Widać, że wszystko jest robione na szybko, a scenariusz był chyba pisany na kolanie. Już na wstępie nasuwa się kilka pytań, jak chociażby: jak uczestnicy imprezy nie zauważyli wcześniej wielkiego domu i cmentarza znajdującego się na wyspie albo dlaczego zombie zaczęły atakować dopiero, gdy zostały odkryte? Wcześniej stwierdziły, że niech się młodzież pobawi, nie będziemy im przeszkadzać? Kolejnym dziwnym wątkiem jest pojawienie się agentów CIA, którzy nagle wyskakują gdzieś spomiędzy drzew, twierdząc, że śledzili Kirka. Ale jak dostali się na wyspę? I dlaczego teraz nie mogą z niej uciec wraz z ocalałymi i przybyć tu ewentualnie ze wsparciem? Wreszcie dostajemy scenę, gdzie kapitan statku odkrywa swój arsenał i wręcza go bohaterom. Są to głównie pistolety najróżniejszego kalibru oraz granaty. Nagle cała grupa okazuje się wybitnymi żołnierzami szkolonymi najwyraźniej w jednostkach specjalnych. Każdy z miejsca wie, jak obsługiwać broń i prze naprzód, kładąc za sobą stosy pokonanych wrogów. Ciekawe, bo jeszcze przed chwilą mężczyźni nie potrafili posługiwać się nawet nożem, a kobiety bały się złamanego paznokcia.
Wreszcie najgorsza rzecz, jaka trafia nam się w Domu śmierci. Uwe Boll uznał, że fajnie będzie nawiązać do gry z lat 90. i wrzucić jej fragmenty do filmu. I tak oto co jakiś czas dostajemy krótkie przerywniki pokazujące nam The House Of The Dead. Trwają one maksymalnie dwie sekundy, a widać na nich, jak bohater z gry zabija kolejne zombie. Jest to kompletnie pozbawione sensu. Nie wiem, czy taki zabieg ma nas przestraszyć, wypełnić czas czy może skusić do zagrania tuż po seansie. Mnie jedynie irytował, a z czasem trochę śmieszył.

Źródło: squarespace.com
Dla dużej grupy
Dom śmierci, tak jak wiele innych filmów, które pojawiły się w naszym cyklu, jest tytułem okropnym, beznadziejnym, ale niezwykle zabawnym. Jako horror czy ekranizacja gry komputerowej nie sprawdza się i nic dziwnego, że jego noty są tak niskie. Jednak jeśli nastawicie się, że oto będziecie oglądać coś złego, potraktujecie fabułę z przymrużeniem oka, weźmiecie pod uwagę, że reżyserem jest tu Uwe Boll i wezwiecie na seans znajomych, to powinniście się świetnie bawić. Jest tu co komentować i z czego się pośmiać. Z ekranu nie będzie wiać nudą, a nawet dziwne wstawki wydadzą się zabawne. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że Dom śmierci to film tak zły, że aż dobry i polecić go innym.