Prequel świetnej powieści
Przed nami tom drugi cyklu Redwall autorstwa Briana Jacquesa. Cyklu, do którego początkowo podchodziłem, jak do literatury dziecięcej tylko po to, by z czasem uznać go za pełnoprawne fantasy z krwi i kości, zresztą w rozlew tej pierwszej bardzo często obfitujące. W serii główną rolę grają zwierzęta leśne, obdarzone jednak ludzkimi cechami. Akcja pierwszego tomu skupiała się na obronie klasztoru Rudy Mur przed inwazją okrutnych szczurów. Duże znaczenie w tej historii miała legenda o Marcinie Wojowniku, herosie z dawnych lat, który inspirował obrońców do zaciętej walki. W Krainie Kwiatu i Mchu poznajemy zaś tego bohatera, na długo przed wybudowaniem klasztoru. Spotykamy więc zupełnie nowe postaci, a uniwersum zostaje poszerzone o nowe miejsca, opowieści, czasy.
Legendarny wojownik jak żywy
Marcin Wojownik to postać, która w poprzednim tomie serii jawiła nam się jako spiżowa, nieskazitelna figura. Tutaj zaś możemy poznać go podczas opisu jego przygód w czasie rzeczywistym. Wojownik wędruje po Lesie Mchukwiatu, aby odnaleźć swojego ojca, który zniknął w tajemniczych okolicznościach. Chcąc nie chcąc zostaje wplątany także w walkę z okrutnymi rządami Czartycy – samozwańczej królowej. Marcin łączy siły ze złodziejmyszkiem Gwizdonem i kretem Dynkiem, aby odnaleźć Knura Walecznego – legendarnego władcę, któremu przysługuje tron Mchukwiatu. Przeciwnik jednak nie śpi, a rządowe siły coraz mocniej łapią za gardło wszelkie ślady oporu wobec władzy.
Batalistyka vs. podróż
Poprzedni tom serii skupiał się głównie na opisach rozbudowanej bitwy, z podziałem na jej poszczególne epizody. Zdarzały się tam wypady, krótkie wycieczki wojsk, przygody pojedynczych bohaterów, jednak sama opowieść nie była aż tak rozbudowana. W tym przypadku dostajemy jednak naprawdę monumentalną, wielowątkową fabułę. Została ona przedstawiona z kilku punktów widzenia, które prezentowane są na zmianę. Mimo tego, iż książka liczy sobie ponad pięćset stron, nie sposób jest się przy niej nudzić. Spiski, walka, przygody, podróże – tutaj właściwie na każdym kroku coś się dzieje! Bitwa o Rudy Mur otworzyła nam drzwi do tego magicznego świata, zaś Kraina Kwiatu i Mchu gigantycznie wręcz poszerza to uniwersum. Co więcej, wcale nie musicie znać poprzedniego tomu, bowiem, jak wspomniałem na początku, opisywana historia jest prequelem pierwszej części.
Jest także jeszcze jedna różnica między dwoma tomami. Opisując Bitwę o Rudy Mur zwracałem uwagę na zaskakującą skalę przemocy. Działania wojenne były opisane bardzo obrazowo, zaś bohaterowie nie cofali się przed zabijaniem, ranieniem, ogłuszeniem przeciwników na wszelkie, często bardzo brutalne, sposoby. Było to wyniesione do takiej skali, iż bardzo wątpiłem, czy grupą docelową na pewno są dzieci. W Krainie Kwiatu i Mchu zostało to nieco ugrzecznione. Same postaci także zaczęły dążyć do raczej pokojowych rozwiązań, przez co lektura na pewno będzie bardziej przyjazna dla najmłodszych czytelników.
Ależ tu się dużo dzieje!
Co mógłbym wytknąć jako minus książki? Możemy czasem poczuć, że fabuła mknie przed siebie aż za szybko. W poprzedniej części nie brakowało dłuższych epizodów, które pozwoliły czytelnikowi się skupić, nieco odsapnąć, przemyśleć poczynania bohaterów. Tutaj zaś, prawdopodobnie ze względu na większą ilość wydarzeń, takich momentów zabrakło. Czytajmy więc na spokojnie, nie dajmy się porwać wirowi wydarzeń, bowiem lekturą tą należy się rozkoszować, a nie przemknąć przez nią jak huragan.
Oby tak dalej
Kraina Kwiatu i Mchu to świetne uzupełnienie świata Mchukwiatu. Już poprzednia część serii zrobiła na mnie ogromne wrażenie, zaś ta lektura była nawet jeszcze lepsza. Perfekcyjnie poprowadzona dość zawiła fabuła, wiele wątków, odpowiednio rozwinięte charaktery bohaterów – powieść jest zaiste czymś dużo więcej niż fantasy dla dzieci. Teraz tylko czekać na kolejne tomy!