Pewnego pogodnego wieczora, jeden z mainstreamowych kanałów telewizyjnych zainteresował mnie seansem filmu Nowy Początek, gdzie ekspertka lingwistyki zostaje zwerbowana do znalezienia sposobu na skomunikowanie się z obcą cywilizacją odwiedzającą naszą planetę. Zaznaczone tam kwestie poznawania nieznanego pisma oraz sztucznej atmosfery na statku obcych poruszyły moje zwoje mózgowe, skupiając ich moc przerobową na rozmyślaniu nad pewnym zagadnieniem. Jakie przeszkody trzeba wziąć pod uwagę, gdy dojdzie do faktycznego spotkania z przybyszami praktykującymi międzygwiezdne wojaże?
Śmiech po mikroskopijnemu
Najgorszym jest ten przeciwnik, którego nie widać. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się obecnie wokół nas, nikt nie powinien mieć wątpliwości co do tego stwierdzenia (że nie wspomnę już o nierównej batalii alergików z alergenami). Wirusy i pasożytnicze mikroorganizmy potrafią powalić nawet największych, po trupach przedzierając się przez układy odpornościowe oraz wciąż rozwijającą się medycynę. Jednak czy mieszkaniec odległej planety może być w pełni przygotowany na to, co napadnie go na Ziemi? Nawet jeśli wpierw poprosiliby ludzi o spis mikro-zagrożeń, z pewnością nie otrzymaliby pełnej listy tego, z czym mogą się spotkać. Wszak nie brakuje maleńkich organizmów, które są dla nas neutralne, bądź nawet pożyteczne i przydatne. To, co dla nas nie jest zagrożeniem, przez co nawet niespecjalnie zwracamy na to uwagę, może jednak okazać się iście śmiertelne dla organizmu obcego najbliższej nam faunie i florze. Odlegli goście musieliby swoje przybycie rozpocząć od bardzo wnikliwych badań i korzystania z naprawdę szczelnych kombinezonów, lecz w kolejnych punktach pokażę, że wcale nie musiałoby to być proste.
Panowie, jakoś się dogadamy
Wspomniana przeze mnie na wstępie produkcja ukazywała nam, jak mniej więcej wygląda proces wzajemnego poznawania pism używanych przez obie strony. Fakt, odgadywanie znaczenia graficznego przedstawienia obcego języka, przy minimalnych możliwościach znalezienia wspólnego punktu zaczepienia, jest bardzo trudne, ale nie niemożliwe, podobnie zresztą jest ze słowem mówionym. Co jednak, gdy przybysze w ogóle nie posługują się takimi formami komunikacji? Być może swe myśli i poglądy przekazują przez popularną telepatię? A co, jeśli robią to za pomocą ruchów bądź drgań własnego ciała, tudzież zmienianie jego kolorów niczym kameleon? W tych przypadkach da się jeszcze odgadnąć sposób działania, nie można jednak wykluczyć też kontaktowania się za pomocą promieniowania bądź reakcji chemicznych, które możemy wykryć jedynie za pomocą specjalistycznej aparatury. Jak to odkryć? Traktować gości z odległej galaktyki różnego rodzaju maszynami, aż w końcu na ślepo trafimy we właściwą? A jak już się uda, to czy będziemy mieli technologiczną możliwość wykorzystania tego? Tu zmiennych być może nawet więcej, niż w poprzednim akapicie.
Mendelejew zastawia pułapkę
Sposób na dogadanie się można w końcu odkryć, a przed mikroflorą zabezpieczyć odpowiednim sprzętem i skafandrami, te jednak napotkać mogą na kolejną przeszkodę, jaką jest ulubiony towar eksportowy Republiki Federalnej Niemiec, czyli chemia (starsi czytelnicy, proszę się nie kłócić, że częściej są to dzieła kinematografii ocieranej, bo to już dawno nie jest aktualne… Kolega mówił!). Owszem, to oczywiste, że w każdym środowisku znajdą się związki szkodliwe, których trzeba unikać, czy też bezpieczne, lecz stające się zagrożeniem przy niewłaściwym stosowaniu, jak choćby woda do oddychania płucami, ale w przypadku międzygwiezdnych wojażerów nie wszystko może być tak proste. Nie jest przecież powiedziane, że skład powietrza nie będzie żrący dla obcych skafandrów, kosmiczne statki nie będą stworzone z uranu, a skóra kosmity nie zacznie wrzeć pod wpływem dotknięcia naszego ciała. Co prawda skład chemiczny można dużo łatwiej zbadać, choć znów rodzi się pytanie, czy aparatura pomiarowa też nie będzie miała z tym problemu?
Skoro była już biologia i chemia, nie zapomnijmy o ostatnim z tria nauk przyrodniczych (jest jeszcze geografia, ale jej nie lubię), czyli fizyce. Wszak nim obca cywilizacja wyląduje na naszej wodno-ziemistej kulce, powinna się zastanowić, czy poradzi sobie z takimi zagadnieniami jak grawitacja, ciśnienie, siła wiatrów i prądów morskich, gęstość powierzchni do lądowania, temperatury dobowe, pory roku, wilgotność itd. W tym jednak przypadku sprawdzenie wszystkich aspektów jest zdecydowanie prostsze. Ba! Sami już to robimy bez większych problemów, nawet z planetami, których nie skolonizowaliśmy robotami.
Wciąż jeszcze wierzę w wewnętrzną dobroć ludzi
Ostatnim, lecz nie mniej istotnym elementem, który może sprawiać problem w komunikacji, jest to, co sami tworzymy. O ile kwestia sposobu porozumiewania się jest problemem czysto technicznym, tak ważnym jest też społeczne posługiwanie się językiem. Wiele gestów, naturalnych odruchów, ton głosu czy kontakt wzrokowy są odbierane różnie nawet pomiędzy mieszkańcami Ziemi, których wszak tak wiele łączy. Kto wie, czy dla takiego kosmity śmiech, będący naturalną reakcją, czasem ciężką do opanowania, nie okaże się wyrazem najwyższej pogardy, a automatycznie pojawiający się przed obiektywem aparatu kaczy dzióbek nie zostanie odebrany jako zaproszenie do anihilacji (oby), stawiając niewinnych zjadaczy pierożków soczewicowych w niezbyt korzystnym świetle? Kulturowe różnice mogą sięgać nawet tych aspektów, które są dla nas czymś oczywistym, bardziej związanym z naturą naszego gatunku. Czy zwykłe chodzenie i mruganie może zostać odebrane za konkretny przekaz? Kto wie?
Oczywiście nie można zapominać też o otaczającej nas technologii. Oczywiście, pewnie każdy pomyśli tu o różnicy w sposobie działania maszyn, ale to ledwie dobrze widoczny wierzchołek góry lodowej. Bo powiedzcie sami, czy mamy pewność, jak obce organizmy zareagują na wszędobylskie pola magnetyczne i fale radiowe? Czy Wi-Fi nie wywoła przypadkiem nowotworu macki? Może zanieczyszczenie i smog okażą się przysmakiem gości z gwiazd, a straszliwe, czyhające z depopulacyjnymi możliwościami 5G będzie stanowiło idealny odpowiednik naszej niebieskiej pigułki?
Zupełnie odmienna budowa, technologia, kultura i rodzime warunki, choć oczywiste, potrafią w swych różnicach sięgać znacznie głębiej niż można by przypuszczać. Największym problemem są te elementy, które bierzemy za pewnik, na podstawie własnego doświadczenia, znanych prawideł i tego, co jest dla nas oczywiste, gdyż może to uśpić naszą uwagę, sprawiając, że możemy pominąć to, co dla obcej cywilizacji okaże się kluczowe. W takim przypadku trzeba ciągle pamiętać, że gwiezdni sąsiedzi mogą opierać się na kompletnie innych aksjomatach, będąc od nas odmiennymi w sposób tak daleki, że aż wykraczający poza wyobraźnię, niczym wymyślenie nowego koloru. Czy mam rację, a może wszechświat jest bardziej schematyczny i przesadzam? Tego dowiemy się dopiero wtedy, gdy w końcu kogoś spotkamy, nawet jeśli to my jesteśmy pierwszym gatunkiem ze wszystkich, który opanował międzygwiezdne wojaże.