Dobrze, to zacznijmy może od wyjaśnienia, że niniejszy tekst należy traktować z przymrużeniem oka, większość wymienionych w nim bohaterów lubię i chętnie czytam o ich przygodach czy oglądam je na ekranach. Tylko nic nie mogę poradzić na to, że nawet oni niekiedy mniej, a niekiedy bardziej mnie irytują.
Kim jest superbohater, wie chyba każde dziecko, w końcu wychowano nas w kulcie istot, często łudząco nas przypominających, ale mających jakieś dodatkowe, nadzwyczajne umiejętności – potrafiących latać, nadnaturalnie silnych, czytających w myślach, cóż – do wyboru, do koloru. Części z nich bliżej już do bogów niż ludzi, weźmy na przykład takiego Thora, który do komiksów i filmów trafił prosto z nordyckiego panteonu. Wygląda na to, że bardzo lubimy wierzyć w nadprzyrodzone moce i myśleć o tym, co by się stało, gdyby ugryzł mnie zmutowany pająk, albo gdyby poddano mnie badaniom genetycznym i jak cudownie byłoby móc zapomnieć o szarej codzienności…
Thor
No to zobaczmy, czy rzeczywiście jest o czym marzyć – na pierwszy ogień weźmy wcześniej wspomnianego Thora. Z pewnością to jeden z najlepiej wyglądających bohaterów – ale kiedy o nim myślę, to widzę zawsze oczyma wyobraźni mniej więcej coś takiego.
Bardzo sobie cenię męską urodę i muskulaturę, ale Thor to już naprawdę zbyt przerysowana postać, tak bardzo epatująca swoją perfekcyjną męskością, że aż nudna. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia. Nasz bohater, mówiąc brutalnie, nie należy do najbystrzejszych i momentami bliżej mu do stereotypowej blondynki niż superherosa. Umówmy się, że sam dobry wygląd to jeszcze nie wszystko…
Iron Man
Kolejny z marvelowskich herosów, taki super gość, z którym każdy chciałby się zakumplować. Lubi podkreślać sarkastycznymi żarcikami własną wartość, w końcu kiedy się z kogoś śmieje, to robi to wyłącznie z sympatii. Mnie to jakoś nigdy nie przekonywało, tak samo zresztą jak cała historia Iron Mana. Biedak był tak zajęty, że przez znaczną część życia nie zorientował się, że niektórzy mają gorzej, chorują, walczą o przetrwanie. Ba, nawet nie wiedział, co i komu właściwie sprzedaje i skąd bierze się jego majątek. Oświecenie przyszło dość późno. Jak na tak bystrego człowieka – kiepski refleks.
Kapitan Ameryka
Przysięgam, że gdyby istniał plebiscyt na najnudniejszego herosa, to optowałabym za tym, żeby Kapitan Ameryka zajął najlepiej trzy pierwsze miejsca. Rozumiem, że został stworzony, ponieważ świat potrzebował akurat nieskazitelnego moralnie bohatera, ale czy przy okazji musiano go również zupełnie pozbawić poczucia humoru? To taki typ superbohatera, któremu zupełnie nie potrafię kibicować. Na dodatek ta jego moralność. Naprawdę wszystkie życiowe problemy można rozpatrywać w kategoriach dobre – złe, czarne – białe? A co, kiedy trzeba, jak w Wiedźminie, wybrać mniejsze zło? Coś poświęcić, zaryzykować? Chcielibyście, żeby w takiej sytuacji to Kapitan Ameryka był waszym sojusznikiem?
Batman
Dobrze, wiadomo, że jeśli możemy o kimś powiedzieć, że miał trudne dzieciństwo, to z pewnością to Bruce Wayne. Prościej jednak jest być sierotą, kiedy odziedziczyłeś miliardy, niż kiedy nie stać cię nawet na parę butów. Batman zostaje superbohaterem mimo tego, że nie posiada żadnych nadprzyrodzonych mocy i za to należy mu się naprawdę duży szacunek, bo w końcu wszystko zawdzięcza swojej pracy. Ale musi się też ukrywać, żeby nikt się nie zorientował, że Bruce i Batman to jedna osoba. Jak więc to zrobić? Cóż – najlepiej imprezując, pijąc i podrywając panienki. Ktoś gotowy tak się poświęcić?
Na dodatek dla mnie Batman zawsze będzie się kojarzył z Christianem Balem i jego okropnym szeptem. Rozumiem, że musiał zmieniać głos, żeby nikt go nie rozpoznał, ale na serio, to rzężenie jak u kogoś cierpiącego na poważne zapalenie krtani ???
Wonder Woman
Tu wreszcie mamy bohaterkę o perfekcyjnym charakterze i życiorysie, stworzoną wręcz do tego, żeby nieść ludziom pokój, jedność, radość i miłość. Prawdziwy ideał. Tylko za każdym razem, gdy widzę, jak wygląda Wonder Woman, to zastanawiam się, czy jej skuteczność zmalałaby gdyby powiedzmy była nieco zwyczajniejsza. Czy jeśli miałaby odrobinę mniejszy biust, spadłaby jej zdolność do walki? Naprawdę najwygodniej biega się z rozpuszczonymi włosami powiewającymi na wietrze?
A jej kostium-zbroja? Z pewnością jest niezwykle praktyczny, w końcu każdy czuje się komfortowo, walcząc w metalowym gorsecie i minispódniczce, przecież one wcale nie krępują ruchów i jednocześnie stanowią doskonałą ochronę przed każdym rodzajem broni…
I niby mamy taką superbohaterkę, która zupełnym przypadkiem wygląda jak ucieleśnienie fantazji erotycznych nastolatka. To z pewnością nie było zamierzone 😉
Tak sobie czasem myślę, że przez tę naszą potrzebę oglądania superbohaterów i czytania o ich przygodach zawieszamy na kołku nasze zdrowe podejście i dystans. Ile z tych postaci nie wzbudziłoby naszej sympatii, gdyby na przykład były książkowymi bohaterami? Czy wtedy nielogiczności w ich zachowaniu i dziwne cechy charakterów nie raziłyby nas bardziej? A może po prostu nawet nigdy by się nie przebili do mainstreamu? I przecież odniosłam się tylko do kliku herosów, tych najbardziej znanych…
Swoje narzekania kończę jednym wnioskiem – superheorsi są super, ale tylko z Deadpoolem miałabym ochotę pójść na piwo, jego szaleństwo jest tak ujmujące, a poczucie humoru wyjątkowe, że wady przestają mieć jakiekolwiek znaczenie. A wy? Kto jest dla was najbardziej irytującym superbohaterem, a z kim moglibyście się zaprzyjaźnić?
Akurat charczenie Balea było bardzo klimatyczne.
Rety. Podpisuję się w 100% pod fragmentem o Kapitanie Ameryce. Nie trawię go zupełnie…
Jak by nie patrzeć Steve Rogers to świetny materiał na męża! A w Batmanie też mnie momentami razi jego życie w cywilu…
Fakt, obecnie mamy przesyt ludzi z mocami. Uważam, że nowy serial The CW nie powinien w ogóle powstać. Z drugiej strony mam swoich superbohaterów, których od lat uwielbiam, i chętnie śledzę wszelkie historie o ich perypetiach.