To już 5. tom serii opowiadającej o perypetiach galaktycznych typów spod ciemnej gwiazdy. Strzelaniny, pościgi, porwania, żądania okupu – w tej serii znajdziecie wszystkie te elementy. Tym razem uwaga zaś skupia się na chyba najbardziej niedocenianym łowcy nagród, którego mieliśmy okazję poznać już na mostku niszczyciela gwiezdnego Dartha Vadera. Nadszedł czas Dengara!
O czym poczytamy?
Zacznijmy od fabuły. Grupa łowców nagród stara się włamać do pilnie strzeżonego okrętu Szkarłatnego Świtu. Ich celem jest uwolnienie młodej dziewczyny, córki jednego z bossów przestępczego świata. Ich jedyną nadzieją jest jednak pomoc Dengara, awanturnika, któremu po prostu nie sposób zaufać. Komiks przenosi nas też do cyborga Valance’a. Dawny łowca nagród stał się teraz jednym z najcenniejszych żołnierzy Dartha Vadera. Ma chronić imperialnych oficerów, ratować towarzyszy, wykonywać każdą zachciankę swoich przełożonych. Skąd taka zmiana w postępowaniu cyborga? Stara się chronić swoich bliskich. Czy jednak długo wytrzyma jako chłopiec na posiłki Dartha Vadera? Ostatnią przygodą w tym tomie jest zlecenie na obrzeżach czarnej dziury. Jak daleko posuną się łowcy dla zdobycia paru kredytów?
Unikamy wad serii
Mankamentem całej serii o łowcach nagród jest fakt, że dzieje się po prostu zbyt wiele. Spotykamy mnóstwo postaci, planety zmieniają się jak rękawiczki, bohaterom brakuje głębi i rozwoju. Nie ma chwili odpoczynku na przetrawienie zdarzeń, bowiem postaci już gnają za kolejną przygodą. Brakuje uspokojenia, gdyż fabuła pędząca na łeb na szyję prowadzi do zwyczajnego chaosu. Można to było zauważyć w poprzednich tomach serii, jednak Atak na „Vermilliona” wypada w tej kwestii nieco lepiej. Kolejne wydarzenia są nieco bardziej uporządkowane, zaś wątek Valance’a staje się nagle jednym z ciekawszych punktów zbioru. Do tej pory przy komiksach z tej serii raczej się krzywiłem. Tutaj natomiast przewróciłem ostatnią stronę zadowolony z jakości spędzonego czasu.
Cyborg, czerwony miecz, upadły łowca
Najlepsze punkty tomu to zdecydowanie kilku bohaterów. Pierwszy z nich to Valance, który w wersji „Imperialnej” nabrał ogromnej głębi i tragizmu. Do tej pory wyobrażałem sobie tę postać jako Arnolda Schwarzeneggera w roli Terminatora w edycji z Odległej Galaktyki. Tutaj zaś bohater zmienia się w osobę zmuszoną do służenia sprawie, w którą nie wierzy. Jakby tego było mało, stara się być dobrym, a okrutne działania reżimu są skrzętnie przed nim ukrywane. Uchylę rąbka tajemnicy i zdradzę, że w tym komiksie Valance dostąpił nawet zaszczytu audiencji u Dartha Vadera, co pokazuje skalę jego zasług. Kolejnym jasnym punktem publikacji są rycerze Ren. Tak jest, nie żartuję – niesławny zakon z najnowszej trylogii Star Wars tutaj staje się naprawdę ciekawym dodatkiem. Czy dzieje się tak za sprawą dowódcy rycerzy, który posługuje się mieczem świetlnym? W końcu każdy szanujący się utwór osadzony w tym uniwersum powinien posiadać chociaż jedną taką postać! Oczywiście żartuję, postać Ren, czyli dowódcy tajemniczego zakonu, robi tutaj naprawdę spore wrażenie, także za sprawą swoich umiejętności. Jak zaś wypadł Dengar, który na dobrą sprawę jest twarzą tego tytułu? Nie da się go lubić. Jest to chyba najmniej przyjemna postać, z jaką spotkałem się od dawna. Dostał tu wszakże swoje pięć minut. Możemy doświadczyć jego koreliańskiej przeszłości, podczas której konkurował z młodym Hanem Solo, obserwować jego rozwój, dumę, a także widowiskowe dokonania. Nie polecam jednak nikomu bratać się z tym gwiezdnym awanturnikiem.
Płacz za zwierzakiem
Żeby jednak nie było tylko tak kolorowo, postaci są także największą wadą tytułu. Liderkami naszej głównej grupy łowców nagród są dwie kobiety, T’Onga i Losha. Partnerki w pracy, ale także w życiu. Niestety, bohaterki, a zwłaszcza druga z nich, zupełnie nie nadają się do profesji łowców nagród. Najbardziej uderzyła mnie całą sekwencja poświęcona Loshy. Kobieta najpierw użyła swojego ukochanego zwierzaka, nexu, do ataku na przeciwniczkę. Następnie zaatakowana zabiła stwora. Losha zaś uznała ją wtedy za śmiertelnego wroga, który śmiał uśmiercić jej pupila, a potem wpadła w szał i kilkukrotnie wyżywała się na martwych ciałach przeciwników w zemście za zabitego nexu. Dziwne? Też tak uważam. Zdecydowanie nie pasuje też do roli zimnego, obojętnego łowcy nagród.
Jest lepiej niż zwykle!
Pod względem stylistycznym, poszczególne segmenty komiksu dość mocno się od siebie różnią za sprawą innej kreski. Mimo to całość zachowuje wysoki poziom estetyczny, a fabuła przekazana jest spójnie. Jest to jaśniejszy już od dawna punkt w serii o łowcach nagród. Nie zabrakło sporej dozy chaosu, jednak poszczególni bohaterowie, nawet epizodyczni, są w stanie udźwignąć ciężar tomu na swoich barkach.