Już czas na siódmy i ósmy tom Dororo i Hyakkimaru. Mówi się, że im dalej w las, tym więcej drzew. A w przypadku tej serii, z każdą kolejną częścią jest po prostu powtarzalnie. Ale może to właśnie te tomy wprowadzą powiew świeżości do tego cyklu?
Różne oblicza upiorów
Dororo i Hyakkimaru jest to komiks z naprawdę ciekawym pomysłem wyjściowym, którego wykonanie momentami pozostawia wiele do życzenia. Tym razem przede wszystkim rzuciła mi się w oczy mocna powtarzalność i schematyczność walk. Zazwyczaj po krótkiej wymianie ciosów Hyakkimaru wykonuje cięcie i demon pada. Niestety, o ile projekty potworów są ciekawe, tak sama choreografia walk jest najzwyczajniej w świecie nudna. Aczkolwiek po tym, jak trochę zmęczyłem się przy tomie czwartym, piątym i szóstym, tak tutaj przyznaję, że zostałem zaskoczony pozytywnie. Nieznacznie co prawda, ale jednak, bo pojawiło się tu kilka ciekawych wątków. Jak choćby sprawa z mapą skarbów, na którą zakusy ma pewna zgraja rozbójników. Zaskakująco zakończyło się też starcie z demonem w tomie siódmym. To też była miła odmiana. Za sprawą stwora przezywanego przez Dororo Ziemniakiem, autorzy wpletli trochę humoru w tomie ósmym. I tyle z pozytywów. Innym problemem serii jest to, że jakby się głębiej zastanowić, to zmierza ona donikąd. Praktycznie cały czas idziemy za bohaterami od starcia z jednym demonem do pojedynku z drugim. Są niby w tle ciekawe wątki poboczne, które mogą to wszystko spoić, ale jednak przede wszystkim na pierwszy plan wysuwa się polowanie, któremu brakuje głębi i jakiejś finezji, albo chociaż odrobiny dramatyzmu.
Przerażający potwór bez twarzy
Dororo i Hyakkimaru pod względem wydania i oprawy graficznej cały czas trzyma podobny poziom co poprzednie tomy. Aczkolwiek z każdą kolejną częścią mam wrażenie, że pojawia się więcej elementów niepasujących do ogólnie przyjęte stylistyki. Choćby twarze niektórych postaci wyglądają, jakby były narysowane przez kogoś innego, w taki bardziej cartoonowy sposób. Nie podoba mi się to, wybija mnie z lektury. Za to wszelkie dziwadła czy potwory prezentują się nieźle i działają na wyobraźnię. Od szóstego tomu, cena wzrosła o dwa złote. Z jednej strony dwadzieścia pięć złotych za taki tomik nie jest dużo, a z drugiej za tę cenę można mieć lepsze mangi. Choćby taką genialną Talentless Nanę, co prawda seria wydana jest w mniejszym formacie, za to ma prawie sto stron więcej.
Czy Dororo i Hyakkimaru mają przed sobą przyszłość?
Trwam przy tej serii. Już ósmy tom za mną, a ja nadal mam spore wątpliwości co do niej. Nie czekam jakoś szczególnie na kontynuację, szczerze coraz częściej zaczynam się zastawiać czy warto. Najbardziej niepokoi mnie długość tego cyklu. Już przy ósmej części jest dość monotonnie i powtarzalnie. Jeśli autor nie dojdzie w końcu do jakiegoś punktu kulminacyjnego, to zdecydowanie nie pozostanie mi nic innego, jak zrezygnować z tej historii. W tomie siódmym pojawił się, w końcu, jakiś nietypowy wątek, związany z Dororo, ale kolejna część wróciła na stare tory. Zatem obawiam się, że kontynuacja już mnie niczym nie zaskoczy. Bardzo żałuję, bo polubiłem protagonistów tej serii, a i sam pomysł wyjściowy mnie zaintrygował, niemniej wykonanie dalej pozostawia sporo do życzenia.