Mike Carey jest uznanym scenarzystą, znanym przede wszystkim z serii Lucyfer i Hellblazer. Teraz przyszła pora, aby polscy czytelnicy zapoznali się z kolejną jego serią powstałą we współpracy z rysownikiem Peterem Grossem. Czy Niepisane może zyskać równie wielką popularność?
Gdzie jest granica między fikcją, a rzeczywistością?
Lubię szalone i oryginalne pomysły, takie jak w komiksie Mike’a Careya. Historia skupia się na Tomie Taylorze, który był inspiracją dla swojego ojca, przy tworzeniu postaci czarodzieja Tommy’ego Taylora. Nasz protagonista jest sławny i znany, co zabawne cieszy się większą popularnością niż pisarze. I oto nagle zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Czy to możliwe, że w serii książek pisanych przez ojca Toma zostało ukryte ziarnko prawdy? Komiks jest szalony i to pod każdym względem. Co my tutaj mamy, wampira, a także psychola zabijającego ludzi kosą, który ma ponad setkę na karku. Do tego lądujemy w więzieniu, obserwujemy rozwój kultu wychwalającego protagonistę, jako potężnego czarodzieja. Jakby to było mało, przeniesiemy się do III Rzeszy, a nawet do Wierzbowego Lasu z książki Elizy Mae Hertford. Co więcej, dowiemy się, jaki udział w tej całej intrydze miał sam Kipling autor Księgi dżungli.
Szaleństwo goni szaleństwo
Historia gna na złamanie karku i podobnie, jak bohaterowi, nam czytelnikom też nie jest łatwo nadążyć nad nadmiarem informacji i wydarzeń. Nie da się jednak ukryć, że opowieść wciąga i intryguje. Ale zamiast z każdym kolejnym rozdziałem dostać jakieś odpowiedzi, to otrzymujemy tylko kolejne pytania. Za to protagonista rozwija się w ciekawy sposób. Pierwszy kontakt z nim nie jest przesadnie przyjemny. Jest trochę bucowaty, a potem wszystko się zmienia. Od problemów z tożsamością (pojawia się teoria, że jest przybranym, a nie rodzonym synem) do negowania i walki ze swoim „przeznaczeniem”. Żeby nie było jednak tak różowo trzeba wspomnieć o ilustracjach. Kreska Petera Grossa do mnie nie trafiła. Wydaje mi się po prostu za prosta. Nie ma za bardzo, na czym zawieść oko. Ale za to o wiele lepiej prezentują się sceny z książki o Tommym Taylorze, czy też te rozgrywające się w Wierzbowym Lesie – mają taki lekko baśniowy charakter. Przepięknie też wyglądają okładki poszczególnych rozdziałów. Tom pierwszy bogaty też jest w dodatki. Poza szkicami okładek mamy możliwość zobaczenia, w jaki sposób powstał komiks, a także przeczytać pierwszą propozycję na tę serię przysłaną do wydawnictwa.
Czy warto uwierzyć w magię?
Tak jak wspomniałem na początku, lubię szalone, oryginalne pomysły, więc nie powinno nikogo dziwić, że zachwyciła mnie ta pozycja. Nie mam do końca pojęcia, w jaką stronę pójdzie główna fabuła, ale widzę kilka naprawdę ciekawych wątków, które prawdopodobnie zostaną rozwinięte w kolejnych częściach. Jednakowoż, pomimo że wsiąkłem w tę pozycję, to nie byłem w stanie przeczytać jej za jednym razem. W nadmiarze ta szalona historia potrafi trochę przytłoczyć i zmęczyć dlatego warto ją sobie dawkować. Z tego też względu z wielką przyjemnością sięgnę po kolejny tom, ale jednocześnie na spokojnie na niego poczekam.