Rzadko się zdarza, aby najpierw było anime, a potem komiks, a przynajmniej ja żyłem do tej pory w takim przekonaniu. Król Jeleni jest, jak się okazuje, niczym innym jak adaptacją animacji z 2021 roku. Czy ta mająca ponad pięćset stron manga zachęci mnie do obejrzenia filmu?
Opowieść o zarazie, ojcostwie i polityce
Pierwszy raz w czasie lektury miałem poczucie, że za szybko przez nią lecę. Zazwyczaj szybko czytam komiksy i czasem zdarza mi się też z doskoku w wolnej chwili sięgnąć i przerobić kilkanaście lub kilkadziesiąt stron. W przypadku Króla Jeleni nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że powinienem zwolnić. Zamiast czytać w przerwie między dwoma aktywnościami, znaleźć wolny wieczór, położyć się i zanurzyć w tym świecie, tak na spokojnie. Nie przelatywać przez dymki i przewracać kartki, ale delektować się tą historią. Te odczucia były spowodowane, jak przypuszczam, przez wolne tempo narracji. W teorii obserwujemy losy Vana, uzdolnionego wojownika, który to wyrwał się z niewoli. W tej rzeczywistości polityka odgrywa ważną rolę, ponieważ Imperium Zol próbuje w pełni podporządkować sobie o wiele słabszą Akafę. Do tego dochodzi zaraza w postaci tajemniczych górskich psów, które roznoszą paskudną chorobę, uśmiercającą tylko Zoleńczyków.
Wojownik, który stał się ojcem
Jakby tak zebrać elementy składowe, to wydaje się, że może być tu sporo akcji i ciekawych, intrygujących elementów. Tym samym chciałoby się wręcz szybko lecieć przez tę lekturę, aby poznać rozwiązanie wszystkich wątków. A jednak przez to, że akcja koncentruje się na Vanie, to skupiamy się na zupełnie innych składowych elementach. Wszystko, dlatego że Van przygarnął małą, uroczą dziewczynkę. I to ich relacja jest w samym centrum historii. Zresztą sugeruje to sam podtytuł. Jednakże nie da się ukryć, że jest coś pięknego w tej więzi, jaka pomiędzy tą dwójką rozkwita. Yuna jest słodką i kochaną dziewczynką. Najbardziej podoba mi się, że nasi tłumacze oddali w uroczy sposób jej dziecięcą mowę. Van natomiast jest zagubionym wojownikiem, który w końcu znalazł spokój, jednak jak się szybko okazuje, nie na długo. Ale żeby nie było, mamy też ciekawych drugoplanowych bohaterów, jak na przykład tropicielkę, która zamierza zabić Vana za wszelką cenę, a w wyniku pewnych okoliczności zmienia się, przynajmniej tymczasowo, w jego sojuszniczkę. Skoro mowa o zarazie, to pojawia się lekarz, w osobie Hossala. I tak szczerze, każdej z tych wymienionych i niewymienionych postaci można byłoby poświęcić jeszcze więcej miejsca. Wbrew pozorom pięćset stron, to wcale nie tak dużo na opowiedzenie rozbudowanej historii, z wieloma bohaterami.
Od Imperium Zol, aż po dumną Akafę
Król Jeleni nie wyróżnia pod względem graficznym od wielu innych mang. Styl Taro Sekiguchiego jest po prostu poprawny. Choć trzeba przyznać, że potrafi pokazać, jak bardzo słodkim i uroczym dzieckiem jest Yuna. A jednocześnie nie potrzebuje słów, aby pokazywać relację między dwójką głównych bohaterów. Do wydania nie mam większych zastrzeżeń, wręcz chcę pochwalić, że Waneko zdecydowało się wydać tego kolosa w jednym tomie. Ponad pięćset stron za raptem trzydzieści pięć złotych, to według mnie bardzo dobra cena, bo dostajemy obszerną mangę przystrojoną w obwolutę, pod którą kryje się bezpłciowa okładka. Z wad, nadmienię jedynie, że wyłapałem trzy błędy.
Czy da się wynaleźć lek na gorączkę czarnego wilka?
Nie wiem doprawdy, jak mam ocenić Króla Jeleni. Cała fabuła poszła w zupełnie inną stronę względem mojego początkowego wyobrażenia. Koncentracja na relacji Vana i Yuny spowodowała, że cała fascynująca polityka, znalazła się jedynie gdzieś w tle. Z jednej strony dzięki temu, buduje się więź czytelnika z postaciami, ale jednak ubolewam, że tak mało dowiadujemy się o tym intrygującym świecie. Co bym jednak nie narzekał, czytało mi się to bardzo przyjemnie, z tego powodu wydaje mi się, że Król Jeleni zasługuje na taką solidną siódemkę. Nie mam pojęcia, kiedy zdążyłem przebrnąć przez te ponad pięćset stron, zatem chyba będę musiał jeszcze kiedyś wrócić do tej pozycji i bez pośpiechu odkryć na nowo świat wykreowany przez Nahoko Uehashi. Chociaż może po prostu obejrzę animację, na podstawie której, powstała ta manga.