W pudełku znajdziecie cztery talie kart z wyróżniającymi się koszulkami. Talie Komnat, Czarów, Bohaterów i Bossów. Karty są wykonane ze sztywnych tekturek, zupełnie nieodpornych na zniszczenia.
Oprawa graficzna jest specyficzna, choć pojawiła się już w kilku produkcjach. Mocno nawiązuje do starych gier komputerowych zarówno stylem pixel art, nazewnictwem, jak i motywami.
Dużo obrazków koresponduje ze sobą wzajemnie. Powtarzają się nie tylko zobrazowane postaci, ale reprezentowane scenki mają wiele wspólnych cech. Co ciekawe, karty o takich samych nazwach posiadają lekko zmienione grafiki, sugerujące części składowe animacji.

Fot. Paweł „Lyseu” Szumert
Niestety, nie wszystkie pomysły twórców okazały się trafione. Wiele nazw i opisów kart jest żenująca zamiast cieszyć. Oczywiście nie każdy tekst zawarty na karcie musi być wybitnym żartem, to byłoby niezwykle trudne do wykonania, lecz tutejszy przekrój humoru jest zbyt zróżnicowany. Z jednej strony pojawiają się odniesienia do ikonicznych postaci i gier, z drugiej mamy do czynienia z Władziem Wspaniałym, który był szarlatanem, artystą ulicznym i naciągaczem… a wszystko to przed osiemnastką.
Sama rozgrywka należy do tych prostszych. Każdy uczestnik losuje swojego bossa przed rozgrywką, następnie tura po turze dokłada kartę pomieszczenia, tworząc tym samym swój mały loszek.
Karty pomieszczeń mają kilka działań. Po pierwsze, są na nich ikony skarbów, które odpowiadają za wabienie bohaterów. Po drugie, posiadają konkretną liczbę obrażeń, te zaś są zadawane każdemu śmiałkowi, przemierzającemu podziemia. Do tego mają różne dodatkowe cechy, opisane na karcie. Część z nich działa od razu po zagraniu, powołując opisany efekt, część zaś daje możliwość używania ich umiejętności tura po turze.
Karty pomieszczeń dzielą się na zwykłe lochy i “wypaśne”. Te drugie można zagrać tylko na już istniejące pomieszczenie, na zasadzie ulepszenia.
Z początkiem każdej kolejki należy położyć kilka odkrytych kart bohaterów, zależnie od ilości graczy, na środku. Ci śmiałkowie właśnie przybyli do miasta i to ich można zwabić. Bohaterowie mnożą się jak grzyby po deszczu i bez ustanku szturmują podziemia. Każdy heros, który dotrze do naszego bossa, zadaje mu ranę. Jeśli jednak mu się nie powiedzie, boss otrzymuje jego duszę. Pięć ran to śmierć bossa i przegrana gracza, dziesięć dusz oznacza wygraną.

Fot. Paweł „Lyseu” Szumert
Bohaterowie podzieleni są na zwykłych i legendarnych. Ten prosty zabieg pozwala zmienić tempo rozgrywki w późniejszym etapie, gdy każdy gracz zdoła rozbudować swój loch.
Pomimo wszelkich elementów usprawniających zabawę, nie została ona dopracowana do perfekcji. Gra działa wyśmienicie na dwie osoby. Gdy do stolika usiądzie więcej graczy, zaczyna się dziać coś złego. I nie mam tutaj na myśli potężniejszych bohaterów, lecz odnoszę wrażenie, że projektant nie przykuł zbyt dużej uwagi do tego aspektu.
Gra jeden na jeden sprawdza się wybornie. Każdy ma pewną gamę możliwości, a do tego istnieje opcja poprowadzenia rozgrywki bardzo strategicznie, uwzględniając każdy ruch przeciwnika i starając się przewidzieć kolejny. Gdy w Boss Monster swoich sił próbuje czterech graczy, gra nie nagradza już za ten styl rozgrywki. Oczywiście przewidzieć ruchy i dostosować strategię do trzech przeciwników jest dużo trudniej niż do jednego, ale tutaj nawet nie ma to najmniejszego sensu. Gra się zwyczajnie inaczej, istnieje jedna słuszna strategia i dużo więcej zależy od kaprysu losu niż umiejętności gracza.
Podsumowując, Boss Monster cechuje świetna idea i genialny pixel art, do tego tytuł dobrze sprawuje się na dwie osoby. Instrukcja przewiduje czterech uczestników, lecz należy pamiętać, że każdy kolejny wprowadza większy chaos w zabawie i gra przestaje być tak intuicyjna i zbalansowana. Do tego część ze wspaniałych kart jest oszpecona… brakiem pomysłu. Gdyby zamiast Władzia, pojawił się Mroczny Elf z dwoma sejmitarami, albo Białowłosy zabójca potworów, Boss Monster z pewnością zyskałby więcej smaczku.