Space Hulk to marka znana. W roku 1989 zadebiutowała jako gra planszowa, która zdobyła nie małą popularność wśród fanów uniwersum Warhammera 40k, ale też poza nim. Do dziś wychodzi wiele jej wariacji.
Deathwing wydany w grudniu 2016 roku jest jej ostatnią odsłoną, która zdecydowała się na śmiały krok przeniesienia realiów strategii turowej na grunt gier gatunku FPP. 22 maja miała premiera wersji Enhanced, która uraczyła sobą graczy konsoli PS4. Czy Imperator będzie z niej zadowolony?

Tak prezentuje się ekran przydzielania ekwipunku
Na początek: najważniejsze
Gra swoją pierwotną premierę miała blisko dwa lata temu. Nie ma więc sensu rozpisywać się nad nią tak, jakby nikt jej wcześniej nie miał szansy zobaczyć. Po sieci krążą już recenzje, jak i wrażenia czy gameplaye na Youtube. Tytułem uzupełnienia dodam tylko swoje spostrzeżenia co do gry w dalszej części tekstu. Nie jest ona bowiem wolna od wad i zgrzytów, które w pewnym sensie wpływają na komfort rozgrywki; ważniejsze jednak jest zasadnicze pytanie: co przynosi nam nowego edycja Enhanced w produkcji od Streum On Studio i Cyanide?
Kosmetyczne zmiany
Przede wszystkim Space Hulk: Deathwing – Enhanced Edition wchodzi na rynek konsoli PS4. Deathwing wydany był pierwotnie na PC i niósł za sobą kilka problemów, głównie natury technicznej. Edycja specjalna wydana jako darmowa aktualizacja dla posiadaczy wersji PC miała ten stan rzeczy zmienić i w głównej mierze to zrobiła. Pierwotnie wydanie ulepszone miało się pojawić na obu konsolach, jednak w toku prac przerwano wydawanie gry na sprzęt Microsoftu. Na konsoli PS4 z kolei, opowiedziana została inna bajka. Karygodnym błędem tej wersji jest to, że podczas grania doświadczam co jakiś czas 2-3 sekundowych zamrożeń. Jest to wręcz niedopuszczalne w dzisiejszych konsolowych standardach. Pierwszy raz od momentu, w którym kupiłem PS4, miałem sytuację, gdy gra mi się przycinała i nie chodziła płynnie. Zwłaszcza, że jest to produkcja takiego kalibru, niekosztująca specjalnie mało. Dodatkowo gra w tej edycji oferuje większą różnorodność przeciwników, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w ciasnych korytarzach oczyszczanego statku w stosunku do wersji podstawowej oraz nową klasę postaci do użycia w kooperacji. Poprawiona została również stabilność internetowych rozgrywek, która zapobiega wyrzucaniu graczy z aktualnej sesji. Rzeczywiście – podczas ogrywania gry w co-op-ie nie miałem szczególnych problemów z rozpoczynanymi rozgrywkami. Łączyły się szybko i działały stabilnie.

Niestety drzewko rozwoju oferuje bardzo mało ulepszeń
„Nieś wolę imperatora niczym pochodnię, która przegoni ciemność”
Jako że to było moje pierwsze spotkanie z tą produkcją, pozwolę sobie tutaj na przekazanie swoich wrażeń z nią związanych. Mając w pamięci poprzednie gry spod znaku Space Hulk jako strategie turowe, byłem sceptycznie nastawiony do tej produkcji. Jednak coś w głębi kazało dać jej szansę, ponieważ na rynku brakuje dobrej gry akcji z uniwersum Warhammera. Po średnio udanym Space Marine miałem nadzieje, że może duma Imperatora nie ucierpi tym razem, a Deathwing stanie na wysokości zadania. Efekt końcowy produktu jednak nie był jednoznaczny. Pod względem grafiki nie mam tej grze nic do zarzucenia. Pięknie, szczegółowo dopracowane lokacje masywnego statku kosmicznego zapierają czasem dech w piersi. Mroczna atmosfera opanowanego przez Tyranidów okrętu tylko dodaje wszystkiemu pikanterii. Unreal Engine 4 działa na pełnych obrotach, aby oddać klimat krwawych starć z obcymi wyjętymi niczym z najlepszych scen Obcego. Teoretycznie wszystko to powinno spełniać marzenia fanów uniwersum. Jednak rzeczywistość jest bardziej brutalna od krwiożerczych abominacji.

Walka w wąskch korytarzach podnosi adrenalinę
Oddział Terminatorów nie tak bardzo elitarny
Fabuła jest taka sobie. Ot, coś się znowu wyłoniło z chaosu, a do tego wszystkiego doszły hordy obcych. Dzień powszedni dla Space Marine. Jednak nie dla fabuły chce się przywdziać pancerze terminatorskie. Kiedy rozpoczynamy swoją przygodę na opuszczonym okręcie, pierwszym, co rzuca się w oczy, jest właśnie nasz pancerz. Potężny i masywny, niczym Hulk Buster Tony’ego Starka. Podczas poruszania się czuć jego ciężar i drzemiącą w nim moc oraz niezniszczalność. Tyle, że pole widzenia jest bardzo ograniczone. Zabieg miał pewnie na celu jak najrzetelniej odwzorować możliwe udręki go dzierżącego. No i zdecydowanie jest to udręka. Strasznie nierówny poziom trudności również daje się we znaki. Mianowicie, najsłabszy obcy, którego spotykamy na naszej drodze, według prawideł uniwersum mógłby się zapluć ze złości i furii, a nasz pancerz nawet nie zostałby zadrapany. W grze jednak stanowi on już śmiertelne zagrożenie, czyniąc z naszego potężnego ekwipunku co najwyżej wielkanocną wydmuszkę. Pomimo tego fajnego zabiegu z oddaniem gabarytów sprzętu, jesteśmy słabi jak mucha. Nasze boltery i inna broń strzelecka nie należą do najcelniejszych. I dobrze, bo przecież nie tak zostały zaprojektowane, poza tym mamy walczyć w ciasnych korytarzach. Jednak twórcy aby pokazać swój kunszt i żeby zaskoczyć gracza pięknem swojej produkcji, zaprojektowali w większości miejsc ogromne komnaty, które są naprawdę olśniewające i dopracowane. Ale co z tego, kiedy nie ma czasu ich oglądać, bo napiera na nas horda obcych z czego zawsze co najmniej połowa posiada zabójczo celne ataki dystansowe. Nasze boltery można wtedy przypiąć z powrotem do pasa, bo i tak z nich skutecznie nie wycelujemy. W tym momencie gra ogranicza się do wybicia tego, co zaatakowało nas w zwarciu, a potem do sukcesywnego wystawiania się zza winkla i oddawania kilku niecelnych strzałów do oddalonych snajperów. I tak aż do zażegnania niebezpieczeństwa. Zdecydowanie nie jest to honorowa i epicka walka, jakiej Imperator by od nas oczekiwał. Walka wręcz też do najlepszych nie należy. Przez oddanie w grze naszych gabarytów często nie możemy stwierdzić, czy ktoś został przez nas uderzony – czy nie. Totalnie nie ma „tego czegoś”, co sprawia, że chce się w nią wdawać. Lepiej zdecydowanie stanąć gdzieś w kącie z minigunem i grzać bez patrzenia do wszystkiego co podbiega. Tyle że w tym przypadku pozostaje problem z walkami dystansowymi. Nie podejdziemy na tyle blisko, by użyć naszych psionicznych mocny, bo jesteśmy zbyt ociężali, a z tego miniguna zanim coś z daleka ustrzelimy, to nam broda wyrośnie…

W przeciwieństwie do ogromnych komnat…
„Jest tylko imperator, który jest nam tarczą i ochroną”
Bardzo ubolewam nad tym, że muszę stwierdzić, iż gra nie należy do wybitnych. Gra się w nią nie najgorzej, ale to zdecydowanie za mało. Miałem związane z nią wielkie nadzieje, lecz tytuł okazał się co najwyżej dobry. Owszem, jest bardzo ładny wizualnie, dźwiękowo również nie mogę mu niczego zarzucić, ale warstwa gameplay’u jest nijaka. Brakuje jej pewnych elementów i rozwiązań, które by wypchnęły Deathwinga na wyżyny popularności, by został odpowiednio przyjęty. Wielka szkoda, ponieważ trzeba ponownie czekać na śmiałków, którzy stworzą godną grę akcji w uniwersum Warhammera 40k i zyskają przez to w oczach Imperatora Ludzkości.

Pop’em in the head!