W lutym dobiegła końca emisja siódmego już sezonu RWBY, popularnego w sieci western anime produkcji Rooster Teeth. Tym razem odwiedzamy stolicę państwa Atlas, słynącego ze swej potężnej, zdyscyplinowanej armii i niedoścignionej technologii. Opowieść czeka ciekawa zmiana tempa, a protagonistów – odświeżenie sprzętu i kostiumów.
Sezon szósty śledził perypetie bohaterów podczas ich podróży przez śnieżne lasy i niewielkie miasteczka. Nie było nam dane ujrzeć ostatecznego celu wyprawy – stolicy przemierzanego państwa, choć była ona wzmiankowana wiele razy na przestrzeni serii, co podsycało atmosferę wyczekiwania. W najnowszym sezonie nareszcie docieramy do celu i – jak to zwykle bywa – właśnie wtedy zaczynają się prawdziwe problemy.
Trochę wiktoriańsko, trochę futurystycznie, a przy tym nadal baśniowo
Atlas, zarówno jako miasto, jak i państwo, jest specyficznym settingiem, który odwiedzamy po raz pierwszy w historii serialu, wyjąwszy oczywiście kilka retrospekcji osadzonych wewnątrz położonej tam willi rodziny Schnee. Większa część intrygi napędzającej fabułę nowego sezonu opiera się przede wszystkim na charakterze tego miejsca oraz napięciach obecnych w lokalnej społeczności. Mówiąc najogólniej, miasto Atlas i położona w pobliżu mniejsza miejscowość zwana Mantle prezentują się jako baśniowa wersja kraju tkwiącego w epoce przemysłowej. Mamy tu łatwo rozpoznawalne, kopcące fabryki, ciasno upakowane, wysokie kamienice oraz wszechobecny „tłusty” mrok, na który składa się wiszący w powietrzu węglowy dym i przygnębieni, przepracowani mieszkańcy. Z drugiej strony zaś pilnują tego wszystkiego sterylnie białe roboty bojowe, a z rozlokowanych w strategicznych miejscach megafonów i ekranów płyną pokrzepiające słowa polityków i bogatych przedsiębiorców.
Choć okazjonalnie zdarzają się tutaj starcia ze zbłąkanymi hordami bestii Grimm, Królestwo Atlas wydaje się dobrze strzeżone. Prawdziwe zagrożenie wydaje się leżeć wewnątrz jego bezpiecznych granic. W społeczeństwie dwóch wspomnianych miast wrze jak w ulu. Z jednej strony dotyczy to rywalizacji między podporządkowaną wojsku i naukowcom stolicą a marginalizowanym i zamieszkanym głównie przez robotników Mantle. Z drugiej zaś całym państwem targają trzy różne siły – wojsko pod wodzą Generała Ironwooda, bogacze reprezentowani przede wszystkim przez Jacques’a Schnee oraz klasa pracująca, na której czele staje Łowczyni Robyn Hill (wzorowana na Robin Hoodzie). Oprócz tego do Atlas przenikają także znane z poprzednich serii czarne charaktery – wysłannicy złowrogiej Salem, Arthur Watts i Tyrian Callows, a także działające na własną rękę Cinder i Neopolitan.

Źródło: dailymotion.com
Długo oczekiwany powiew świeżości
Sezon siódmy oferuje widzom zdecydowanie potrzebną zmianę tempa. Po przedłużającej się podróży, gwałtownych zwrotach akcji i dość kameralnych rozgrywkach interpersonalnych pomiędzy głównymi bohaterami w serii piątej i szóstej przychodzi wreszcie moment pewnej odmiany. Protagoniści dostają odrobinę czasu na relaks i doskonalenie swoich umiejętności w kontrolowanych warunkach, a widzowie z kolei mogą odpocząć od śledzenia relacji między nimi, w zamian przyglądając się nowym postaciom oraz realiom panującym w Królestwie Atlas.
Oprócz tego odświeżenia doczekała się też wizualna strona RWBY. Nasi milusińscy otrzymują nowe stroje, wciąż oddające indywidualny charakter każdego z bohaterów, lecz przy tym obrazujące rozwój wewnętrzny, jaki zaszedł w nich od ostatniego takiego makeoveru w sezonie czwartym. Jedne przypadły mi do gustu bardziej (Ruby, Jaune), inne mniej (Blake), ale gołym okiem widać, że twórcy przyłożyli się do wszystkich projektów i żaden z nich nie jest banalny lub zwyczajnie brzydki, a jakaś zmiana zdecydowanie była już potrzebna. Na tym zresztą nie koniec, gdyż usprawnieniom poddano również ich bronie, co poszerzyło bojowy potencjał każdej z nich. Co za tym idzie, na nowe sztuczki w scenach walk patrzy się równie przyjemnie, co na świeże ubrania i fryzury.

Źródło: geektyrant.com
Bijatyki wciąż trzymają poziom
W dalszym ciągu nie zawodzi również najmocniejsza strona RWBY, czyli choreografia walk. W najnowszym sezonie nie uświadczymy co prawda niczego, co przyćmiłoby potyczki z początków serii, (nad którymi czuwał twórca tego uniwersum, śp. Monty Oum) ale w porównaniu z konkurencją niczego im nie brakuje. Choć obawiam się, że kunszt Ouma jeszcze długo pozostanie dla jego następców celem niedoścignionym, animacje kolejnych starć oraz ich ogólne rozplanowanie wydają się nieustannie poprawiać. Jeśli ktoś z Was porzucił RWBY podczas czwartego lub piątego sezonu ze względu na spadek jakości scen walki, zapewniam: dalej jest tylko lepiej!

Źródło: newsdio.com
Dostępność w Polsce
Pisząc ten tekst, mam świadomość, iż spora część z Was najpewniej nie ma pojęcia, czym jest RWBY, a to ze względu na brak jakiejkolwiek dystrybucji wymierzonej stricte w polski rynek. Nie ma jej z jednego prostego względu – serialu nie emituje żadna duża stacja telewizyjna, która pokusiłaby się o szeroko zakrojone działania marketingowe oraz lokalizację produktu na użytek zagranicznych odbiorców. RWBY to tzw. web series, czyli serial internetowy, publikowany wyłącznie w sieci.
Z naszego punktu widzenia ma to swoje plusy, ale i minusy. Za zaletę możemy niewątpliwie uznać fakt, iż seria jest dostępna za darmo dla każdego, kto posiada dostęp do Internetu – i to w stu procentach legalnie, jako że studio Rooster Teeth samo zamieszcza na swojej oficjalnej stronie odcinki w jakości HD. Istnieje możliwość opłacania abonamentu na ich rzecz poprzez założenie tam konta premium, ale nie jest to konieczne – każdy nowy odcinek staje się darmowy po upływie tygodnia od jego premiery. Minusem jest oczywiście ograniczenie do oryginalnej wersji językowej, w tym przypadku angielskiej. Sądzę jednak, iż dla wielu osób będzie to niewielki kłopot, a dla pozostałych okazja do poćwiczenia swojej angielszczyzny, gdyż używane słownictwo nie należy do najbardziej skomplikowanych, a bohaterowie mówią wyraźnie i bez problematycznych akcentów.