Zabójcze tempo
Z jakiegoś powodu twórcy On Mars ograniczyli swoja opowieść do ledwie trzech dość krótkich zeszytów. Niestety odbiło się to negatywnie na komiksie. Przedstawiona historia powinna zostać rozwinięta. Interesujący koncept zdecydowanie zasługiwał na to, by poświęcić mu więcej czasu. Zamiast tego z kadru na kadr musimy gnać prosto przed siebie bez rozglądania się na boki, bez zrozumienia motywacji postaci, i wreszcie, co najgorsze, bez emocji.
Zaplanowana intryga i ciekawe zwroty akcji byłyby o niebo ciekawsze, gdybyśmy, jako czytelnicy, mogli je zrozumieć. Jednak ilość materiału zdecydowanie przerasta „pojemność” nieco ponad 160 stron komiksu (rozbitych na trzy tomiki). W praktyce twórcy pokazali nam jedynie główne wydarzenia – trudno je jednak docenić, kiedy nie możemy zrozumieć bohaterów i tego, co nimi kieruje.
Dobre pomysły
Otrzymaliśmy naprawdę przekonujący setting i fabułę, która powinna trafić do miłośników Science Fiction, ale nie tylko do nich. Od strony koncepcji twórcy spisali się bardzo dobrze. Zarówno przedstawiony świat, jak i toczący się konflikt są ciekawe. Rozwiązanie całości też mogłoby być bardzo satysfakcjonujące.
Niestety zabójcze tempo akcji spowodowało, że te pomysły nieco giną. Czytelnik musi się sam zatrzymać i je przemyśleć. Samo w sobie nie byłoby to złe. Co więcej, taka gra z odbiorcą zasługiwałaby na pochwałę. Jednak brakuje tu też trochę obudowania tych konceptów. Nie powinno się oczekiwać od czytelnika, by sam musiał stworzyć niemalże wszystko.
Brak emocji
Przedstawione w komiksie wydarzenia powinny poruszać. Natura konfliktu i jego stawka to coś, obok czego zdecydowanie nie powinno się przechodzić obojętnie. Jednak tak się dzieje i znowu wina leży tu w zbyt małej przestrzeni. Zapewne dałoby się tu nieco poprawić sytuację poprzez zubożenie świata i usunięcie wątków pobocznych. Jednak tak się nie stało. Bohaterowie mierzą się zatem z przeciwnościami losu, a my się tym nie przejmujemy. Autorzy nie zadbali o to, byśmy nawiązali więzi emocjonalne z poszczególnymi postaciami. Nawet kiedy zbliżamy się do samego końca i gra toczy się o naprawdę wysoką stawkę, obserwuje się to bezpiecznie i bez większego zaangażowania.
Solidna oprawa graficzna
Podobnie jak na początku serii tak i w omawianych tomach warstwa wizualna prezentuje się dobrze. Zarówno użyte barwy, jak i sposób rysowania cieszą oko. Ciężko wskazać co prezentuje się najlepiej. Wielkie wrażenie robią rozmaite pojazdy, ale też drzewa, o które dbać musi część z postaci. Całość wygląda naprawdę przekonująco.
Użyte palety barw nadają opowieści wyrazistego charakteru. Kolorystyka w poszczególnych scenach dobrze buduje atmosferę. Czerwień zewnętrza i części pomieszczeń, zieleń terraformowanych miejsc, niebieski kolor zmierzchu. Wszystko to naprawdę nieźle ze sobą współgra.
Niewykorzystany potencjał
Autorzy mieli kilka świetnych pomysłów i naprawdę dobre wyuczcie grafiki. Niestety jako całość komiks nie wykorzystuje swojego potencjału. Upchnięto zbyt dużo wydarzeń w niewystarczającej liczbie stron. W efekcie otrzymujemy komiks, który nie jest tak dobry, jakby mógł być, a szkoda – bo jest to historia, którą warto by było poznać w rozmiarze, na jaki zasługuje.