Groteska w świecie fantastyki
Ostatnio można zauważyć wysyp fantastycznej groteski i powieści z pogranicza powagi. Specyficzny gatunek spopularyzowany przez legendarnego Terry’ego Pratchetta staje się coraz bardziej popularny wśród kolejnych twórców, także polskich. Powieści i zbiory opowiadań rosną jak grzyby po deszczu. Jak jednak wygląda ich jakość? Cóż, tutaj właśnie jest miecz pogrzebany.
Krótko i na temat
Marcin Pełka przedstawia nam zbiór krótkich opowiadań o przygodach swojego bohatera, upadłego rycerza Urlicha. Postarałem się przybliżyć już nieco tę postać na początku recenzji, warto jednak powtórzyć jego cechy charakterystyczne. Blondyn, obdarzony bujną czupryną, którego głównymi zajęciami są polowania na potwory i oczywiście pochłanianie ogromnym ilości alkoholu. Nie zawsze walczy z monstrami, niektóre, jak bobołak czy nawet strzyga, są po prostu jego znajomymi, często do szklanki. Autor przedstawia nam króciutkie opowiadania, zwykle na kilka, góra kilkanaście stron, w których opisuje mocno zakrapiane przygody Urlicha. Czym się one cechują? Bohater zwykle w którymś momencie kończy nieprzytomny, zaś akcja toczy się dalej już bez jego udziału.
Główny bohater największą bolączką
W tym momencie trzeba przyznać, że opowiadania faktycznie potrafią być wciągające. Marcin Pełka kreśli akcję bez chwili odpoczynku, dzięki czemu czytelnik faktycznie jest ciekawy tego, co wydarzy się już za chwilę. Na szczególną uwagę zasługuje tu historia o krzyżowcu, który zapragnął wyprawić krucjatę do zaczarowanego lasu, jednak każda taka próba kończyła się całkowitą porażką. Na uznanie zasługuje tu umiejętne wykorzystanie motywów historycznych, ciekawie poprowadzona fabuła i interesująco nakreśleni bohaterowie. Warto jednak zauważyć, że w najlepszym opowiadaniu zbioru Urlicha po prostu… prawie nie ma! Pojawia się on tu właściwie na samo zakończenie. Trzeba bowiem zauważyć, że główny bohater zbioru jest często też jego najbardziej irytującym elementem. Autor wielokrotnie pozostawia także otwarte zakończenia swoich historii. Oczywiście, pozwala to na zbudowanie własnej interpretacji. Jednocześnie sprawia jednak, że możemy poczuć się jak odbiorcy niekompletnego utworu.
Obleśność przepisem na sukces?
Pisarz nie boi się też śmiało wykorzystywać motyw, któremu nadałem dość proste miano „obleśności”. Jasna sprawa, można śmiać się z defekacji, oddawania moczu, wymiotowania czy innych fizjologicznych elementów ludzkiego życia. Kiedy jednak staje się to motywem niemal każdego opowiadania w zbiorze, możemy poczuć pewną przesadę. Co więcej, miejskie nieczystości, a także wykorzystanie ich do „ozdobienia” głównego placu w mieście przez naszego głównego bohatera stało się przewodnią myślą jednego z opowiadań! I jak tu nie czuć sympatii do takiego rycerza?
Jest tu potencjał. Teraz tylko go wykorzystać
Aby pozostać sprawiedliwym wobec autora, muszę kolejny raz zaznaczyć, że potrafi on zaciekawić czytelnika. Opowiadania wciągają, są też krótkie, przez co możemy zapoznać się z kilkoma z nich przy pojedynczej sesji z książką. Czy jednak aby na pewno chcemy czytać tyle o rycerzu, który mimo swoich bohaterskich czynów, przez większą część książki pije lub wymiotuje? Jest tu potencjał, trzeba jednak nieco zmienić proporcje, aby nie przekroczyć cienkiej granicy między interesującą fantastyczną groteską a operującą „fekalnymi żartami” opowieścią o pijaku.