Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
Grę rozpoczynamy w Gospodzie Pod Kipiącą Zupą, gdzie trójka bohaterów postanawia połączyć swoje siły, aby zarobić nieco grosza. Klasycznie są to: Wojownik, Łowca i Czarodziejka. W grze o tej tematyce nie mogło być inaczej. W międzyczasie pewna zakapturzona postać (swoją drogą, ma chyba problem z kręgosłupem – chodzi strasznie skrzywiona) – zawiera z goblinami tajemniczy pakt, który wpłynie na dalsze losy tego świata. O tym przyjdzie nam się jednak przekonać później. Zanim do tego dojdzie, będziemy zmuszeni zdobyć nieco doświadczenia, ulepszyć naszą bazę wypadową, a także zebrać kolejnych członków do naszej wyprawy.

Pod Kipiącą Zupą
Nie oceniaj książki po okładce
Fort Triumph może na pierwszy rzut oka sprawiać wrażenie wręcz dziecinnej. Prosta i kolorowa oprawa graficzna tylko wzmacnia to uczucie. Bajkowość i magia, które wylewają się z ekranu, mogą odstraszyć potencjalnych nabywców. Wydawać by się mogło, że pod taką grafiką kryje się prosta gra przeznaczona raczej dla młodszego odbiorcy. Takie myślenie jest jednak błędne. I sam miałem okazję się o tym przekonać…
Pod tym wszystkim schowany jest naprawdę dosyć ciężki tytuł. Daleko mu do zacnego miana najcięższej gry, w jaką grałem, ale to dalej wymagająca myślenia i planowania swoich ruchów produkcja. Wybrawszy prawie najwyższy poziom trudności, musiałem naprawdę wykazać się zmysłem taktycznym. Mój dalszy sposób działania wymagał dokładnego przemyślenia. Nie było żadnej losowości w moich poczynaniach.
Dlatego warto powiedzieć trochę o samej mechanice walki, która rzeczywiście daje nam sporo możliwości. Same starcia są oparte na systemie turowym, znanym chociażby z serii XCOM. Mamy więc dostęp do kilku Punktów Akcji, w obrębie których możemy się poruszać oraz używać naszych umiejętności. Ich najciekawszym aspektem jest interakcja z otoczeniem. Używając kopniaka, wzywając tornado czy wystrzeliwując strzałę z linką możemy sprawić, by taki niepozorny kamień uderzył prosto w przeciwnika i go ogłuszył. Wróg trafiony tymże głazem może dodatkowo zostać odepchnięty w kierunku np. drzewa, które po kontakcie z nim zostanie przewrócone na kolejnego przebiegłego, ukrywającego się goblina. Takich sytuacji jest mnóstwo i dają one naprawdę sporo frajdy… chyba że coś spadnie na Ciebie – wtedy już nie jest tak przyjemnie. Sprawia to jednak, że czasem naprawdę trzeba trochę pokombinować, żeby wyjść ze starcia w nienaruszonym stanie.
Trup ściele się gęsto
Przywiązywanie do postaci w tej grze to najgorsze, co można zrobić. Ten sam błąd popełniłem oglądając Grę o Tron. Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy macie już dosyć mocno rozwiniętą postać. Zakładacie jej wszystkie najlepsze elementy wyposażenia i tak naprawdę to dzięki niej wszystko wygrywacie. Jesteście z nią tak związani, że czujecie się już wręcz jakby to był Wasz brat… który nagle w wyniku nieszczęśliwego starcia ginie. Macie do wyboru: albo on, albo reszta drużyny. Możecie spróbować wczytać save’a, ale płonne Wasze nadzieje. Sam byłem w takiej sytuacji – i choćbym się dwoił i troił, nie byłem w stanie poprowadzić pojedynku po mej myśli. Na szczęście mamy dostęp do zamku, gdzie możemy zatrudnić do naszej drużyny nowych członków. Dzięki łatwemu i przejrzystemu rozwojowi postaci zaraz staną się nową legendą. Właśnie, rozwój postaci. Na dosłownie chwilę się tu zatrzymajmy. Nie jest on skomplikowany, więc łatwo można opanować jego obsługę, a jest to ogromnym plusem. Za każdy nowy poziom dostajemy punkt umiejętności, który możemy wykorzystać do rozwinięcia posiadanej już zdolności. Po kilku takich ulepszeniach odblokowujemy miejsca na zupełnie nowe, które możemy wybrać z trzech losowych skilli, różniących się rzadkością występowania. Nic trudnego. W ten sposób szybko można się otrząsnąć po stracie i zaraz mieć nowego ulubieńca – który też pewnie zginie.

rozwój postaci – prosty i przejrzysty
Każdy bohater musi mieć swoją kryjówkę
Po całym dniu, czasem nawet tygodniu przygód, warto dać naszym bohaterom chwilę wytchnienia. Muszą przecież nabrać sił na kolejne wyzwania. Tutaj z pomocą przychodzi nam zamek, do którego możemy wrócić w każdej chwili. Mamy w nim dostęp do Gildii, gdzie za zdobyte złoto wykupimy ciekawe ulepszenia dla naszych postaci – na przykład zwiększenie Punktów Akcji czy Pancerza. Poza tym każdego dnia powinno się zbudować jakiś budynek (który oczywiście przyniesie nam pewne korzyści) albo ulepszyć już istniejący, w tym ten główny, największy, umożliwiający wznoszenie innych na jeszcze wyższy poziom. Dzięki temu poprawimy predyspozycje naszych postaci, a także zwiększymy ilość wydobywanych surowców służących do kolejnych ulepszeń. Szczęśliwie wiele z tych czynności możemy wykonywać zdalnie, nawet poza murami tego miejsca.
Był XCOM, czas na Heroesy
Eksploracja świata, podobnie jak walka, jest turowa. Na wzór tej z serii Might & Magic mamy więc możliwość przebycia określonej liczby kroków. Gdy zakończymy nasz ruch, kończymy też obecny dzień i zaczynamy nowy. W czasie trwania naszej tury możemy podjąć się walki – przed przystąpieniem do niej gra informuje nas o stopniu trudności oraz o tym, z kim będziemy musieli się zmierzyć. Przyjdzie nam również zebrać nieco surowców służących do ulepszeń, zajrzeć w każdy zakamarek tego świata w poszukiwaniu skarbów oraz pomóc mieszkańcom tej krainy, wojując z wszelkim plugastwem. Przeszukując każdy kąt mamy szansę naprawdę się wzmocnić, a skarby mogą być wszędzie. Czy to ukryte w skrzyni, czy to w pniu drzewa, czasem nawet ofiarowane przez jakiegoś podróżnika. Nie zawsze jednak musimy dostać same przyjemne rzeczy. Może się bowiem zdarzyć, że ceną za przedmiot będzie jakiś minus w następnej walce.
Warto też wspomnieć, że nasz przeciwnik nie próżnuje. Między naszymi poczynaniami może się wzmacniać, zbierając wszystkie te skarby, które planowaliśmy zdobyć. Może nawet zdarzyć się, że przejmie naszą bazę. Wtedy będziemy musieli ją odbić, a to do zadań łatwych nie należy.
A co z tym tajemniczym paktem?
Niestety muszę rozczarować wszystkich, którzy chcieliby zagrać w Fort Triumph dla porządnej i rozbudowanej historii. To nie jest Wiedźmin. Tutaj raczej nie będziemy zbierać szczęki z podłogi po jakimś nagłym i niespodziewanym zwrocie akcji. Jak cała produkcja, jest ona prosta. Czasem nawet infantylna. Ma jednak swój urok i nie raz zdarzyło mi się uśmiechnąć. Nawet sami twórcy, poprzez dialogi bohaterów, wyśmiewają pewne stereotypy, jak ta „skrzywiona postać ze wstępu”. Przecież zły zawsze chodzi zgarbiony, a twarz ukrywa w cieniu kaptura. Taki humor jednak nie stanowi żadnego problemu. Historia wydaje się idealnie dopasowana do tego bajkowego świat. Z czasem poznamy nawet przeszłość naszych głównych postaci. Również i ta historia nie jest wybitna, ale dodaje trochę realizmu światu przedstawionemu, jest też przyjemną przerwą od naszych przygód, a przy tym pozwalachoć trochę zżyć się z bohaterami. Nie wiem tylko, co się stanie w przypadku śmierci jednego z nich. Na szczęście udało mi się utrzymać całą drużynę przy życiu.
10 godzin później
Czy jest to w takim razie gra idealna? Oczywiście, że nie. I do tego ideału jeszcze daleko. A to wszystko przez coś, czego nienawidzę – monotonię. Niestety, choć na początku bawiłem się świetnie, po kilkunastu godzinach rozgrywka zaczęła mnie po prostu nużyć. Losowo generowane lokacje w końcu stają się do siebie podobne. Miałem wrażenie, że w kółko walczę na tych samych arenach. Chociażby we wspomnianym wcześniej XCOM 2 każda z map była inna i zachwycała mnie czymś nowym. Oczywiście, zdarzały się podobne od siebie mapki, ale były to zazwyczaj jakieś mniej istotne misje; te główne zwykle się czymś wyróżniały. Tutaj tego zabrakło. Jedynie zadania fabularne wydawały się w jakiś sposób interesujące, ale przez wzgląd na to, jak mocno wzrastał pomiędzy nimi poziom trudności, zdarzały się po prostu zbyt rzadko. Zanim się za nie zabrałem, musiałem najpierw znacznie wzmocnić moją drużynę. Nie pomaga też mała różnorodność przeciwników, praktycznie cały czas walczyłem bowiem z tymi samymi. Podczas trzygodzinnej partyjki szybko zaczęła doskwierać mi nuda.
Z mniejszych problemów warto wymienić jeszcze niewielki kłopot z polską lokalizacją oraz irytującą pracę kamery podczas pojedynków. Głównie chodzi o to, że od czasu do czasu zdarzył się jakiś nieprzetłumaczony wyraz albo dziwny ciąg znaków – @#$%%$. Nie miało to jednak wpływu na rozgrywkę.
Praca kamery przeszkadzała mi zaś podczas tury przeciwnika. Jeśli nasza postać została zaatakowana i w wyniku tego gdzieś odepchnięta, to kamera nie pokazywała, co się stało z nami, tylko dalej była skoncentrowana na przeciwniku.. To samo działo się w przypadku zgładzenia potwora. Gdy ten ginął, następowało niepotrzebne zbliżenie na niego, co sztucznie wydłużało rozgrywkę. Niby nic znaczącego, ale jednak odrobinkę mi to przeszkadzało.