Po pięciu latach przyszedł czas na ostatni odcinek The Originals. Czy finałowy sezon spełnił moje oczekiwania? W pierwszych wrażeniach napisałam, że się stęskniłam i jestem gotowa. Jednak na to nie można być gotowym…
Daddy issues
Choć klan Mikaelsonów przejął na siebie po fragmencie mocy Pustki, by uratować Hope, to nie koniec ich kłopotów z tą pierwotną mocą. Jak zapewne pamiętacie, każdy czar nakłada pewne warunki. W tym wypadku była to konieczność życia członków rodziny z dala od siebie. W przypadku zbytniego zbliżenia, w danej okolicy występowały niewytłumaczalne zdarzenia, przypominające biblijne plagi.

Kadr z finałowego sezonu serialu „The Originals”
Hope jest już nastolatką, z całym dobrodziejstwem tego szczególnego okresu w życiu człowieka (mam tu na myśli huśtawki emocjonalne oraz kwestionowanie wszystkiego i wszystkich). Choć to raczej dobra dziewczyna, nie da się ukryć, że za wszelką cenę szuka kontaktu i akceptacji u ojca. Ten zaś nie potrafiąc poradzić sobie z uczuciami, jakimi darzy córkę, postanawia jej unikać. No i tak oto mamy receptę na wielką chryję w stylu Mikaelsonów. Przecież już od finału poprzedniego sezonu było wiadomo, że rodzeństwo pierwotnych wampirów nie wytrzyma długo w separacji… Córeczka tatusia decyduje się na porwanie własnej matki, by ściągnąć ojca do Nowego Orleanu. A od tego momentu serial leci w dół na łeb na szyję.
Decyzja Hope o uprowadzeniu Hayley okazała się tragiczna w skutkach (oczywiście nie będę zagłębiać się w szczegóły, by nie psuć zabawy tym, którzy finałowego sezonu jeszcze nie widzieli). Jednak chciałabym w tym akapicie podkreślić, jak silna więź łączy matkę z córką.
Grande finale
Bardzo nie podoba mi się to, w jaki sposób scenarzyści zdecydowali się pozamykać wszystkie wątki. Finałowy sezon absolutnie do mnie nie przemawia. Rzeczy ważne z perspektywy bohaterów rozegrały się w iście wyścigowym tempie, zaś to, co w normalnych warunkach służyłoby jako wypełnienie czasu antenowego, zostało niemożebnie rozwleczone. Odniosłam wrażenie, że każdy wiedział, w jaki sposób chce zakończyć historię Mikaelsonów, nie mając jednak pojęcia, jak do tego dotrzeć.
Ponadto niezwykle irytowała mnie ilość scen, w których nachalnie i wręcz na siłę poruszano widza. The Originals przecież nie jest serialem, przy którym wylewa się hektolitry łez i zużywa tony chusteczek higienicznych! No a przynajmniej nie była to tego typu produkcja dotychczas (aż miałam flashbacki z Chirurgów).

Kadr z finałowego sezonu serialu „The Originals”
Oczekiwałam dramy, szkieletów w szafie, nierozwiązanych zatargów z przeszłości i wojny między wilkołakami, wampirami i czarownicami. Co otrzymałam? Płaczliwą, miałką historię o dorastającej dziewczynce, którą spotykają wszystkie nieszczęścia tego świata.
Podsumowanie
No i stało się. W pierwszych wrażeniach napisałam, że jeszcze nigdy nie zawiodłam się na The Originals dodając w nawiasie, że ponoć nie powinno się tak myśleć. Mam teraz za swoje. Na finałowym sezonie zawiodłam się i to okropnie! Właściwie wszystko było tu nie tak. Klaus stracił swoją żywiołowość i charakter (a wręcz zrobiła się z niego ciepła klucha), Hope absolutnie do siebie nie przekonała, a Rebecca zachowywała się tak, jakby to jej wymazano pamięć a nie najstarszemu z żyjących Mikaelsonów. Oczywiście nie mam zamiaru nawet zbliżać się do Legacies (spin-offu serii), no chyba, że szefowa działu szeroko się do mnie uśmiechnie.