Niedawno recenzowałam dla was Artefakty Obcych – grę planszową, w której uczestnicy mieli za zadanie wcielić się w odkrywców kosmosu. W Artefaktach nacisk położono na eksplorację, ekspansję, eksploatację oraz eksterminację. Przynajmniej takie było założenie, które nie do końca udało się zrealizować. Chociaż sama podstawowa wersja gry okazała się mieć pewne minusy, z ciekawością podeszłam do pierwszego dodatku licząc w duchu, że Artefakty Obcych: Odkrycia naprawią słabsze strony „podstawki”. Czy im się udało?
Co tu mamy?
Zanim przejdę do omówienia zawartości pudełka, muszę wyraźnie podkreślić ważną informację. Mianowicie Artefakty Obcych: Odkrycia nie są samodzielną grą – aby cieszyć się z jej zakupu, należy najpierw zainwestować w planszówkę Artefakty Obcych. Żeby nie było, że nie uprzedzałam! Skoro ostrzeżenie mamy już za sobą, przejdźmy zatem do tego, co znajdziemy w niepozornym, plastikowym opakowaniu. Dodatek zawiera pięćdziesiąt nowych kart: osiem Technologii, dziesięć Statków, dziesięć Planet, cztery Artefakty Obcych i osiemnaście plakietek nowego rodzaju: Zasobów Obcych oraz – jakby inaczej – krótką instrukcję, w której znajdziemy wszystkie zmiany w zasadach rozgrywki.
Niewielkie rozmiary opakowania (jest takiej wielkości, by zmieściły się w nim karty i nic więcej) sprawiają, że instrukcja została kilkukrotnie złożona. W efekcie jej wymięty wygląd nie zachwyca, szczególnie w porównaniu do estetycznego i niepogiętego zbioru zasad do Artefaktów Obcych. Być może dla wielu osób jest to nieistotny szczegół. Jednak sama należę do grona, które lubi jak dodatki wydane są z równą dbałością o estetykę jak „podstawki”, a tutaj odrobinę mi tego brakuje. Mimo wszystko nie przyczepię się do samego opakowania Odkryć – z założenia jest ono jednorazowe, a znajdujące się w nim plakietki powinny niemal natychmiast znaleźć się w wyprasce Artefaktów, która bez żadnego trudu pomieści nową zawartość. Same karty nie odbiegają jakościowo i wizualnie od tego, do czego przyzwyczaiła nas podstawowa wersja gry.
Co nowego w tym dodatku?
Poznajemy dalsze losy ludzkości, która – jak czytamy na pudełku Artefaktów – rozproszyła się w kosmosie, zbudowała imperia, stworzyła nowe kultury i cywilizacje. Odkrycie artefaktów obcych z jednej strony oznaczało skok technologiczny, z drugiej zaś zaogniło konflikty. Przypadkowo na niektórych planetach znaleziono złoża niezwykłego minerału, do którego dostęp bronią niezwykle odporne na wiercenie skały. Rzadkość i niedostępność surowca, w połączeniu z jego właściwościami sprawiają, że bez wątpienia stanie się zarzewiem kolejnych nieporozumień, a poszczególne frakcje będą chciały zdobyć go dla siebie. W ten sposób przedstawia się fabularną podstawę wprowadzenia do gry nowych kart: Zasobów Obcych. Bądźmy jednak szczerzy, w tej konkretnej grze historia jest jedynie urozmaicającym całość tłem, a nie kluczowym elementem zabawy.
Z dodatkiem otrzymujemy nowe Statki, Technologie, Planety oraz Artefakty, które należy wtasować w odpowiednie talie. Nowe karty – Zasoby Obcych – należy ułożyć obok kart Zasobów i zostawić nieco miejsca na odrzucone plakietki. Tyle w kwestiach organizacyjnych. Jednak jak zmieniają się zasady rozgrywki? Właściwie nieznacznie. Najważniejszą modyfikacją jest to, że wszystkie nowe karty związane są z odkrytym przez przypadek surowcem – xenium. Zasoby Obcych mogą zostać wyprodukowane wyłącznie na specjalnie oznaczonych Planetach (które, jak w „podstawce”, można zasiedlić lub eksploatować), a nowe Statki włączyć do floty. Dzięki czemu zyskuje się stałą premię do produkcji Zasobów (lub Zasobów Obcych, jeśli jest to Planeta typu xenium) albo wysłać na misję, dzięki czemu może on dokonać grabieży.
Coś poprawia…?
W recenzji Artefaktów Obcych (oraz wstępie do tego tekstu) wspominałam o pewnych minusach, których dopatrzyłam się w trakcie rozgrywki. Przyznam, że w duchu liczyłam na to, że Artefakty Obcych: Odkrycia chociaż część z nich zniwelują lub sprawią, że będą mniej odczuwalne podczas gry. Być może moje oczekiwania były na wyrost lub po prostu przyjdzie na to czas w kolejnych dodatkach. W efekcie wciąż kolą te same niedociągnięcia, o których pisałam – dość duża losowość, nieopłacalność negatywnej interakcji (nad czym wciąż cierpię), dodatkowo nadal o wiele lepiej gra się w mniejszym gronie (maksymalnie trzy osoby, później rozgrywka nie sprawia już takiej przyjemności).
Podsumowanie
Fabuła kosmicznego uniwersum została pchnięta do przodu, a ja jestem niesamowicie ciekawa, co ludzkość odkryje za jakiś czas (oraz co pojawi się w kolejnych dodatkach!). Na razie jednak nowe pięćdziesiąt kart stosunkowo niewiele zmieniło w grze. Z jednej strony nie do końca tego oczekiwałam, z drugiej… właściwie nie jestem też zawiedziona. Zabawa została urozmaicona, a nowe elementy i zasady nie wywróciły do góry nogami tego, co już zdążyłam poznać. Nie jestem jednak w stanie ocenić tego dodatku wyżej niż samej „podstawki”. Głównie przez to, że nawet po połączeniu wszystkich kart wciąż odczuwalne są pewne niedociągnięcia.