Pamiętacie Teda i jego rodzinkę wykreowanych przez studio Robot Gentleman? Nasi atomowi ulubieńcy wracają w ulepszonej wersji! Łapcie wszystko, co może się przydać, i spróbujcie przetrwać po raz kolejny.
Instrukcja działania w razie apokalipsy
Najważniejsze – nie panikuj, ale nie bierz też głębokiego wdechu, bo nie masz na to czasu. Do zrzutu bomby atomowej zostało sześćdziesiąt sekund, a Ty wciąż stoisz i zastanawiasz się nad tym, czy to fałszywy alarm? Ruchy, ruchy! Nawet się nie oszukuj, że zdążysz przemyśleć jakikolwiek plan działania, po prostu łap wszystko, co wpadnie Ci w ręce! Pamiętaj tylko, że członkowie rodziny swoje ważą, więc musisz podjąć szybką decyzję – dwie puszki pysznej zupy czy dziecko? Cóż… zupa bardzo się przyda, a Twoja córka i tak ostatnimi czasy przynosiła do domu słabe oceny. Łapiesz więc pomidorową i bach! – zrzucasz wprost do schronu. Co jeszcze? Radio! Uwierz mi, bardzo chcesz mieć radio. Przy okazji chwyć jeszcze za butelkę wody, mapę, bo też może się przydać, siekierę, maskę przeciwgazową… Strzelba wygląda kusząco, ale zostały Ci tylko 4 sekundy, a małżonka krzyczy, żebyś pakował już swoje szanowne cztery litery do miejsca, w którym spędzisz kolejne żmudne miesiące. Witamy w nowym świecie!
Życie w bunkrze
Wesoła rodzinka, nad którą sprawujemy pieczę, składa się z czterech osób – ojca Teda, matki Dolores, syna Timmy’ego oraz córki Mary Jane. Każde z nich musi oczywiście co jakiś czas jeść i pić, więc powinniśmy posiadać spory zapas świeżej wody oraz cudownej zupy. Czas w schronie upływa naszym podopiecznym powoli, mało jest w nim rozrywek, a każda wyprawa na świat zewnętrzny może skończyć się uprowadzeniem, chorobą, śmiercią lub zaginięciem w niewyjaśnionych okolicznościach. Życie nie rozpieszcza, jednak nikt nie mówił, że będzie łatwo (pst, ale można sobie troszkę ulżyć – lub wręcz przeciwnie – wybierając odpowiedni poziom trudności: „Little Boy” (łatwy), „Fat Man” (średni), „Car Bomba” (trudny)). Naszym głównym zadaniem, poza utrzymaniem się przy życiu i względnym zdrowiu fizycznym oraz psychicznym, jest nawiązanie kontaktu z wojskiem i doprowadzenie do ostatecznego ocalenia naszej rodzinki. Po drodze los czasem się do nas uśmiechnie, czasem też rzuci kłodę wprost pod nogi, ale z odpowiednim nastawieniem (i wyposażeniem) jakoś to będzie… Prawda?
Reatomized?
Można śmiało powiedzieć, że gra ta jest w pewnym sensie remasterem 60 Seconds!, choć ważne jest tutaj to kluczowe „w pewnym sensie”. Nie zrozumcie mnie źle, jest świetna i jej niewątpliwa nietuzinkowość na pewno zasługuje na uwagę, lecz od starszej wersji różni się tylko kilkoma aspektami. Twórcy poprawili oprawę graficzną i dźwiękową, dodano więcej losowych wydarzeń, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Mamy też zupełnie nowy tryb „Wyzwania”, dzielący się na tryby „Przygody” oraz „Zręczność”, w których możemy przetestować szybkość naszego działania i sprawdzić, czy podołamy określonemu scenariuszowi (oczywiście nic nie musimy robić za darmo – za każde ukończone wyzwanie czeka na nas nagroda, najczęściej w postaci jakiegoś dodatku dla danej postaci lub skórki dla przedmiotu). To wszystko brzmi jak całkiem sporo ulepszeń i rzeczywiście początkowo sama miałam takie wrażenie! Niestety po kilku godzinach rozgrywki widzę, że wszystkie te nowości można było najzwyczajniej w świecie upchnąć do jednej lub dwóch aktualizacji 60 Seconds!
Udana apokalipsa
Dzieło studia Robot Gentleman to pełna humoru „kreskówkowa” przygoda, która szybko się nie znudzi, jeśli nie będziemy jej przedawkowywać, gdyż niestety gra może stać się monotonna. Jedna lub dwie sesje raz na jakiś czas wystarczą, by długo cieszyć się 60 Seconds! Powiew świeżości na pewno dobrze zrobił – całość jest bardziej żywa, wpada w oko oraz ucho. Pomimo powolnego tempa rozgrywki emocje towarzyszą nam przez cały czas. Ktoś mógłby pomyśleć, że najbardziej stresującym momentem jest tytułowe sześćdziesiąt sekund, które musimy spożytkować na zebranie zapasów… Gdzie tam! Wiecie, co najbardziej stresuje? Wyczekiwanie na powrót członka rodziny z ekspedycji, gdy reszta umiera już z głodu i pragnienia. Otwieranie drzwi nieznajomym. Sprawdzanie miejsca w schronie, z którego dochodzą podejrzane dźwięki. Patrzenie, jak pielęgnowana przez nas roślinka zamienia się w krwiożerczego drapieżnika. Mało? Po więcej serdecznie zapraszam Was wszystkich do schronu.