Na początek w telegraficznym skrócie. Serial został oparty na powieści A. Huxleya (wydanej w latach 30. ubiegłego wieku). Właściwie ma on z dziełem pisarza niewiele wspólnego – poza imionami bohaterów i pewnymi założeniami świata przedstawionego. Więc spokojnie można oprócz seansu przeczytać książkę, zapoznając się z kompletnie inną historią.
Dwie siły, dwa światy – na pierwszy rzut oka
W Nowym Londynie, mieście, które zna tylko szczęście, ciągle robi się coś innego, królują tu wieczne imprezy. Bo jak mówi jeden z bohaterów: „Nuda sprzyja nadmiernemu myśleniu, wiemy, czym ono grozi”. Jest i charakterystyczny dźwięk podajnika z somą – narkotykiem zażywanym, by powrócić do stanu spokoju i szczęścia. Gdy wydarzy się coś niepożądanego, bierzesz tabletkę i problem znika. Indywidualność, prywatność – te rzeczy są niedozwolone, tak samo jak miłość, przywiązanie. To budzi przecież niepokoje w społeczeństwie. Poczucie bycia takim samym dodatkowo potęgują stroje bohaterów, które w obrębie danej grupy społecznej dodatkowo wydają się być podobne. Choć wielokrotnie w Nowym Londynie mówi się o tolerancji, to jednak raj dla hipokryzji, zazdrości wobec popularnej koleżanki czy poniżania ludzi o niższej pozycji społecznej.

Mieszkańcy Nowego Londynu
Poza otoczonym barierą Nowym Londynem żyją kwestionujący obecny porządek, tzw. Dzicy. Mieszkają oni chociażby na terenie Parku Rozrywki. Ich dom stanowi atrakcję turystyczną dla mieszkańców Nowego Londynu. Dzicy zakładają rodziny, wierzą w wolność, mają wartości, są sentymentalni, żyją tak, jak kiedyś. Część z nich wciąż chce walczyć o swoje ideały. Mogą poczuć bliskość drugiej osoby, być kochani, dokonywać wyborów, zmagać się z brutalną rzeczywistością. Poza tym wydają się dużo mądrzejsi i zaradniejsi od nowolondyńczyków. Część z Dzikich jawnie sprzeciwia się nowemu porządkowi, tworząc Ruch Oporu, rozpoczynając zbrojny atak. Ogólnie Świat Dzikich wygląda jak podupadłe amerykańskie miasteczko, takie, które żyło z przemysłu, ale jego fabryki poupadały po kryzysie gospodarczym. Dzicy potrafią też tworzyć sztukę i ją doceniają. Nowolondyńczycy zaś nie malują, nie piszą wierszy. A tworzone przez nich filmy są pozbawione sensu, nie mają fabuły, przesłania.
Witamy w Nowym Londynie, mamy tutaj jednego Dzikusa!
Dwoje mieszkańców Nowego Londynu (Lenina i Bernard) wyrusza na wycieczkę do Parku Dzikich. Niespodziewanie, na obecnym turnusie nie wszystko idzie zgodnie z planem. Z opresji ratuje ich jeden z Dzikich, John. Nie należy on właściwie do żadnego ze światów, jest dzieckiem ludzi z Nowego Świata, a tam już dawno nie było czegoś takiego jak matka i ojciec – wszystkie dzieci brały się „z probówki”, a życie w związku było zakazane. Z drugiej strony wychował się wśród Dzikich.
Wraz ze swoją matką Lindą oraz Bernardem i Leniną, John próbuje przekroczyć barierę otaczającą Park i w efekcie trafia do Nowego Londynu. Ma on zasymilować się z tamtejszym społeczeństwem. Jest traktowany jak egzotyczne zwierzę, cieszy się zainteresowaniem mieszkańców. To człowiek doświadczony przez los, nierozumiejący świata, w którym się znalazł.
Garść bohaterów z potencjałem
Bardzo podobało mi się, że John nie był idealistą, widział jasne i ciemne strony rzeczywistości. Natomiast gra Aldena Ehrenreicha była niestety trochę jednostajna. Kolejno należy wyróżnić Bernarda, mieszkańca Londynu stojącego na czele drabiny społecznej – Harry Lloyd świetnie odegrał osobę zakompleksioną, wyrażającą skrajne emocje, a moje zdanie o bohaterze ciągle się zmieniało.

Harry Lloyd jako Bernard
Mamy również Leninę, kobietę, która zdaje się kwestionować porządek rzeczywistości, chce zmiany, ale jednocześnie nie wie, jak do niej doprowadzić – Jessica Brown Findlay bardzo dobrze sprawdziła się w tej roli. Osobiście przypadła mi też do gustu postać Helm – przyjaciółki Bernarda. Zainteresować może jej chęć poszukiwania prawdy, ekscentryczność i ciekawie poprowadzony rozwój postaci. Chciałabym w tym miejscu również docenić grę Hannah John-Kamen.
Żałuję, naprawdę żałuję, że nie mieliśmy okazji dłużej śledzić losów Lindy, matki głównego bohatera (Johna) granej przez Demi Moore, której na początku w ogóle nie rozpoznałam. Aktorka w roli matki uzależnionej od używek, tęskniącej za swoim starym domem, kobiety bądź co bądź kochającej swoje dziecko, była, jak większość postaci w serialu, niejednoznaczna.
Skojarzenia, których nie sposób się pozbyć
Scena, w której epsilony (najniższa grupa społeczna) maszerują przez ciemne korytarze, skojarzyła mi się ze sceną marszu hien z Króla Lwa, która zresztą bezpośrednio odnosiła się do przemarszu wojsk III Rzeszy i osoby Hitlera. Oczywiście mamy też nawiązania do komunizmu – porządek klas, wszyscy tacy sami, wszystkiego po równo, jak również imię jednej z bohaterek brzmiące „Lenina” czy nazwisko Bernarda, „Marks”.

Jessica Brown Findlay jako Lenina Crowne
Gdy Lenina nie wzięła tabletki z somą i zaczęła odczuwać otaczający ją świat na nowo, czuć emocje, jest analogiczna do tej, która znalazła się w filmie Equilibrium. Tam również bohater nie przyjmuje codziennej dawki leku przytępiającego emocje i odkrywa całkiem nowy świat.
Mamy też oczywiste nawiązanie do Edenu, kiedy Lenina i John udają się poza centrum miasta. Łamią tym samym – po raz kolejny – schemat postępowania typowego mieszkańca Nowego Londynu z wyższych klas społecznych.
A teraz luźniejsze spostrzeżenia. Ludzie wpatrujący się, wręcz bez kontaktu z rzeczywistością, w wyświetlane na ich „prywatnych ekranach” projekcje, przypominali nas, z oczami wlepionymi w ekrany telefonów komórkowych. Moje ostatnie skojarzenie odnosi się do sceny, w której Bernard i John pozorują walkę między sobą, by znów odzyskać popularność. Można to porównać do pewnych zachowań w mediach społecznościowych, gdzie ludzie przekraczają granice, by zdobyć rozgłos. Pojawia się też kwestia nieprawdziwości i kłamstwa. Ogólnie rzeczy biorąc, w pierwszej kolejności pomyślałam o patostreamingu.
Najciekawsza jest tajemnica
Tym światem rządzi wiele sił, których nie wszyscy są świadomi. Podoba mi się wizja dosłownego zbudowania Nowego Londynu na gruzach starego świata. Chciałabym dowiedzieć się więcej o tym, jak skończyła się nasza cywilizacja, jak powstał nowy porządek oraz co znajduje się poza Londynem i rezerwatem – pojawiły się jedynie niewielkie wskazówki. W tym kontekście ciekawym rozwiązaniem było zastosowanie sztucznej inteligencji jako elementu kierującego światem. To też stanowi wyraz dostosowania treści książki Huxleya do naszych czasów.

W środku siedzi Alden Ehrenreich w roli Dzikusa.
Kwestią, o której nie mogę nie wspomnieć, jest muzyka, która ponownie pełni tu rolę ukazania kontrastu między światami, ale także jest nośnikiem emocji. Pozwala ona na wyrażanie uczuć, daje bohaterom czas na refleksje – oczywiście muzyka „ze słowami”, „muzyka Dzikich”, bo to ona buduje historię, niesie jakąś wartość, przekaz.
Twórcy mają czasami problem z pokazaniem aspektów nowoczesności, chociażby animacje unoszącej się rakiety czy „latających samochodów” wyglądają momentami tandetnie, ale może jest to zgodne z zamysłem twórców. Dodatkowo miałam wrażenie, że kompletnie nie podołali scenom spadania – wydają się sztuczne i nierealistyczne.
Bywały chwile, gdy serial naprawdę mnie nużył i walczyłam z tym, by go nie przewijać. Wolałabym zastąpienie pseudomiłosnych scen odkrywaniem świata czy poznaniem Ruchu Oporu. Jak dla mnie te fragmenty niewiele wnosiły do fabuły, a na pewno było ich za dużo.