Jesteście samotni? Zagadanie do dziewczyny to dla Was najtrudniejsze wyzwanie? Szukacie miłości, ale nie wiecie od czego zacząć? Teoria miłości przychodzi Wam z pomocą! Dzięki mandze od wydawnictwa Kotori szybko znajdziecie tą jedyną! Sprawdźcie zresztą sami! Uwaga, tekst przeznaczony jest dla osób pełnoletnich!
Pomocny duch
Kenji Yarahata to młody chłopak, którego pasją są gry video. Ponadto marzy on o tym, aby stać się prawdziwym playboyem lub przynajmniej odnaleźć ukochaną. Niestety, jego wrodzona nieśmiałość do kobiet skutecznie mu tu uniemożliwia. Bohater musi więc zadowolić się fantazjami, gazetkami dla dorosłych oraz… własnym towarzystwem. Na szczęście jego nieżyjący dziadek czuwa nad nim z zaświatów. Zsyła wnukowi Aiyę, ducha mężczyzny, który za życia przebierał w niewiastach i zna się na sztuce uwodzenia jak nikt inny. To właśnie z jego pomocą młodzieniec ma zdobyć serce swojej koleżanki z pracy, Saki. Albo jakiejkolwiek innej białogłowy. Szybko się jednak okazuje, że teoria jest znacznie łatwiejsza od praktyki.
Z dystansem
Teoria miłości to manga, za której scenariusz odpowiada Mizuno Keiya. Twórca ten jest autorem podręcznika na temat uwodzenia oraz serii wykładów wydanych na DVD. Ponadto działa pod pseudonimem… Aiya! Wątpię, abyśmy mieli tu jakiś zbieg okoliczności. Zarówno pierwszy, jak i drugi tom skupia się wokół wspomnianego już Kanji Yarahaty i jego problemów sercowych. No, może nie tylko. Chłopak chciałby znaleźć tą jedyną, ale także przestać być prawiczkiem. W dążeniach do osiągnięcia obu celów za pomocnika służy mu duch Aiya, dający mu cenne rady. Niczym sensei, wysłannik z zaświatów uczy chłopaka, jak obchodzić się z kobietami. Momentami robi to dość dosadnie, bijąc bohatera prosto w krocze, gdy ten zaczyna myśleć „nie tą główką”. Przy okazji sam chętnie korzysta z faktu, że tylko Kenji go widzi i zagląda dziewczętom pod spódniczki lub wchodzi między ich dekolty. Chętnie też rzuca zboczonymi żartami, których nie powstydziłby się żaden wuj Janusz. Cała historia utrzymana jest w konwencji komediowej i należy do niej podchodzić ze sporym dystansem. W przeciwnym razie zwłaszcza żeńska część odbiorców może poczuć się urażona. Nasz duch twierdzi bowiem, że wszystkie kobiety są takie same i za pomocą kilku trików można zdobyć każdą. Wystarczy udawać, że się słucha, często mówić „współczuję”, być powierzchownie życzliwym czy zaskakiwać prezentami i za moment wylądujemy z upatrzoną kandydatką w łóżku. Na szczęście autor sam pokazuje, w jakim błędzie jest Aiya i wyśmiewa jego metody. Uczeń, starając się słuchać rad mistrza, co chwila odpycha od siebie wymarzoną dziewczynę, podczas gdy korekty w postaci prawdziwego zaangażowania sprawiają, że Saki zaczyna patrzeć na niego coraz bardziej przychylnie. Cała fabuła ma mnóstwo zwrotów akcji i przypadkowych, niekoniecznie pożądanych przez bohaterów zbiegów okoliczności. Wszędzie mamy też całą masę erotyzmu. Są to podteksty lub nawet dosadne zwroty dotyczące seksu i wszystkiego co z nim związane. Sceny są jednak zabawne i jeśli podejdziemy do całości z przymrużeniem oka, odbierając całość jako żart, to można się pośmiać podczas lektury. Dodatkowo autor w wielu miejscach odniósł się także w zabawny sposób do świata popkultury, ale o tym za chwilę.
Twarz, dekolt i…
Za warstwę graficzna mangi odpowiada Satou Masaki. Rysownik postanowił przedstawić nam Teorię miłości w kolorach czerni i bieli i pokolorować tylko cztery pierwsze strony pierwszego tomu oraz okładki. Szkoda, bo zastosowana przez niego technika malarska prezentuje się bardzo ładnie. Co do obrazków przedstawionych w mandze, to nie można tu mówić o wybitnych dziełach. Na większości kadrów pokazano jedynie zbliżenie twarzy bohaterów lub całe ich sylwetki bez żadnego tła. I ponownie, jest czego żałować, bowiem kiedy dostajemy już wnętrze sklepu czy mieszkania, to mamy tu naprawdę ciekawe obrazki z dużą ilością szczegółów, oddające japoński klimat. Ponadto sporą część obrazków zajmują dymki z dialogami, a kilka stron to w ogóle sam tekst, opisujący przykłady „powierzchownej życzliwości” czy osoby na imprezie. Podobnie jak fabuła, tak i szata graficzna pełna jest erotyzmu. Co rusz możemy zobaczyć duży dekolt, długie nogi czy zgrabne pośladki kobiet, ale także i kilka umięśnionych męskich torsów. Nie wyobrażajcie sobie jednak zbyt wiele (a może wręcz przeciwnie – poruszcie wyobraźnię). Wszystkie miejsca strategiczne zakryte są cały czas przez bieliznę i w obu tomach zaledwie dwa razy pokazana zostaje jedynie pupa dwóch bohaterek. Twórca umiejętnie podkreśla jednak wszelkie walory dziewczyn i sprawia, ze manga zdecydowanie nie nadaje się do czytania przez młodsze osoby.
Polska teoria miłości
Jak już wspomniałem Teoria miłości to nie tylko podteksty seksualne, żarty o zabarwieniu erotycznym i komedia pomyłek. Twórcy bardzo chętnie nawiązują też do świata popkultury. Mamy tu nawiązania do licznych gier komputerowych czy RPG, twórczości Spielberga czy muzyki Justina Biebera. W tym miejscu należy się duży ukłon w stronę wydawnictwa Kotori i tłumaczy. O ile wszyscy znamy prace hollywoodzkiego reżysera, to zapewne w mandze zażartowano też z japońskich twórców, o których w Polsce nikt nie słyszał. Dlatego w tekście możemy znaleźć wzmianki o naszych rodzimych artystach, z Dawidem Podsiadło na czele. Bardzo zręcznie przetłumaczono też tytuły gazetek dla dorosłych trzymanych przez Yarahatę. Wśród nich zobaczyć możemy Alicję w krainie grzeszności, Atak tyłkołaków czy Wzgórek Apolla. Osobiście zostałem całkiem kupiony przez drobny szczegół, który pewnie niektórzy pominą, a ja nie mógłbym o nim nie wspomnieć. Otóż w mandze pojawia się książka 1999 tekstów na podryw, której autorem jest niejaki Nostra Damek, natomiast jej tłumaczenia dokonał Paolo Dibala. Dla niewtajemniczonych nazwisko tego drugiego pewnie nic nie znaczy, ale fani piłki nożnej, a zwłaszcza Juventusu (w tym ja) będą zachwyceni. Wiecie – mała rzecz, a cieszy.
Co dalej z Yarahatą?
Zarówno tom pierwszy i drugi Teorii miłości to całkiem niezła komedia, jeśli podejdziemy do niej bez większych oczekiwań i ze sporą rezerwą. Jeśli zaczniemy brać ją dosłownie, to łatwo możemy się zrazić lub też urazić kogoś, na kim będziemy chcieli zastosować rady wysłannika zaświatów. W rzeczywistości może ona nas czegoś nauczyć, choć też nie przesadzajmy i nie uznawajmy jej za „odwrócony poradnik”. To przede wszystkim jeden wielki dowcip, w którym twórcy bawią się relacjami damsko-męskimi i chętnie stosują liczne żarty słowne i sytuacyjne. Ze względu na dużą dawkę zawartego w mandze erotyzmu, nie jest ona przeznaczona dla osób nieletnich. Czyta się ją lekko, a momentami uśmiech sam nasuwa się na usta. Szkoda tylko, że całość tak słabo stoi od warstwy wizualnej, która skupia mogłaby być dużo bardziej rozwinięta. Niemniej jednak historia Yarahaty wciąga i czytelnik chce dowiedzieć się, czy chłopak wreszcie zdobędzie serce Saki.