Gdzie możni nie mogą, tam Kociołka poślą
Ku frustracji Edmunda Kociołka, protagonisty powieści, nie dane jest mu zaznać spokojnego życia po niewiarygodnych przygodach w Dymie. Znów bowiem możnowładcy zawracają mu głowę, by ratował Dolinę. Troje książęcego rodzeństwa, Yanna, Stefan i Rupert, przybywa na utajnione spotkanie, aby omówić losy swoich ziem właśnie do karczmy naszego bohatera. Jednym z głównych zadań, jakie wyznaczyli Kociołkowi, jest odnalezienie książęcego rycerza, mężnego Pogorzałka, który zaginął w tytułowej Głodnej Puszczy po tym, jak zsolidaryzował się z trollami.
Złe znów rusza do ataku i bierze ze sobą trolle!
Początkowo Kociołek kategorycznie odmawia, nawet kiedy słyszy niewiarygodną kwotę zapłaty za swoje poświęcenie. Jednak z czasem – o zgrozo! – nawet jego własna żona namawia go do wyjazdu, bo wie, że w głębi duszy mąż tego pragnie. I mimo że wyprawa zaczyna się od niewinnej eskorty biednego kapłana Doli do dalekiego Twarogu, to – oczywiście – sprawy szalenie się komplikują i dzielny karczmarz wraz ze swoją ekipą ląduje w Głodnej Puszczy, rządzącej się własnymi prawami. Tam też bohaterowie spotykają owianą legendą istotę, nazywaną Człekoniem, który – tak, dobrze się domyślacie – jest czymś na kształt centaura i posiada wielką magiczną moc. Czy Człekoń faktycznie jest wysłannikiem Złego, jak się powszechnie uważa?
Chociaż nasi bohaterowie trafiają do niewoli, w końcu udaje im się odnaleźć Pogorzałka, a wówczas wiele rzeczy się wyjaśnia. Z Gwidonem, okrutnym agentem Złego i niedoszłym mężem księżnej Yanny, rycerz stoczył walkę, przez którą omal nie stracił życia, a jego zrozpaczona żona, Yosanna, prosi przybyszy o pomoc w jego uzdrowieniu. Sama także będzie miała nieoceniony wpływ na późniejsze wydarzenia.
Akcja rozkręca się wartko i znów aż trudno uwierzyć, że wszystkie zdarzenia miały miejsce w nieco ponad tydzień! Powoli, ale sukcesywnie odkrywamy plan Gwidona, a błyskotliwy Kociołek uprzytomnia sobie, że trójoki agent Złego ma zamiar ponowić próbę przejęcia Dymu. Tym razem demon ma w swoich szeregach armię trolli, których podstępem chce wprowadzić do miasta. Czy kucharz i jego nieustraszeni przyjaciele udaremnią jego plany?
Im dalej w las…
Druga część cyklu rozwija wątki części pierwszej, a także znacznie rozbudowuje stworzony przez Mortkę świat. Rozwijają się relacje wśród bohaterów, szczególnie między Kociołkiem i jego towarzyszami. Ponadtodowiadujemy się więcej o przeszłości i osobowościach postaci. Ujawnia się na przykład zasadnicza natura Urgo, który odwraca się od przyjaciół, by służyć Doli, swojego rodzaju religii, cenionej przez niego ponad wszelkie wartości. Nie traci jednak dobrego serca i gdy dostrzega oszustwo najwyższego kapłana, Goderusa, szybko naprawia swój błąd. Dowiadujemy się, co go motywuje i choć początkowo wydaje się nierozważny i ogłupiony, zaczynamy rozumieć jego postępowanie.
Duża część opowieści skupia się na tajemniczym guślarzu, Żychłoniu. Postać, która w pierwszej części fascynowała mnie chyba najbardziej, tutaj okazuje się być jeszcze ciekawsza i bardziej skomplikowana. Przez większą część podróży bohaterów studiuje księgę, w której odnajduje brakującą wiedzę magiczną. Niezwykle przewrotnie na koniec okazuje się, że ową księgę dostał od (wydawałoby się zupełnie obojętnego na wszystko) elfa Eliaha, a jest ona… elementarzem do nauki dla młodych trolli! Ucząc się o glifach i konstruując odpowiednie znaki, guślarz posiada wreszcie ogromną moc magiczną, która jakże mocno przydaje się całej drużynie.
Autor w Głodnej Puszczy umiejscawia krasnoluda Gramma w kontekście historycznym. Majster wielokrotnie chwali się dzielnymi poczynaniami swojego ojca w czasach Waśni. Pojawia się w ten sposób szerszy obraz całej krasnoludzkiej nacji, która dotąd jawiła się jako lud obojętny wobec reszty świata. Teraz zauważamy, że krasnoludy nie tylko potrafią zawalczyć o swoje, ale też zawierać sojusze, by walczyć o wspólne dobro ramię w ramię z innymi rasami.
Kolejne rozbudowanie postaci dotyczy goblina Zwierzaka. Poznajemy bowiem inne stwory tej rasy, z którymi Zwierzak, choć nie chce mieć do czynienia, całkiem nieźle się dogaduje. Gobliny są fantastycznym i ciekawym plemieniem – niezwykle zorganizowanym, ale żyjącym raczej w cieniu. Absolutnie rozczulił mnie fragment książki, w którym współplemieńcy pracowali w grupie: „Przez cały czas nucili jakąś pieśń bez słów, w pełni skupieni na swoich zadaniach. Co ileś taktów wszyscy przerywali pracę, by klasnąć parę razy bądź zgodnie zatupać”. To tłumaczy muzyczne zamiłowania Zwierzaka i jego nieustanne niemal granie na fujarce. Gobliny są świetnymi budowniczymi, co wykorzystuje Gwidon i zatrudnia ich za duże pieniądze do wykonania 13 tratew dla jego armii trolli, by mógł zaatakować Dym.
Właśnie trolle są następnym, szalenie ciekawym plemieniem, któremu bardzo słusznie poświęcono wiele uwagi w Głodnej Puszczy. Dziwiło mnie początkowo, że Pogorzałek, przecież pozytywna postać, nawiązał sojusz z trollami, tak agresywnymi i porywczymi. Wszystko się rozjaśniło, kiedy autor wyszczególnił trzy różne szczepy trolli: Mówców – najbardziej cywilizacyjnie rozwiniętych, rozwojowych i elokwentnych, posiadających własne Miasto; Wrzasklaków – najgroźniejszych i najdzikszych, współpracujących z Gwidonem; Szeptunów – żyjących najbliżej natury, cichych i spokojnych, którzy z czasem nauczyli się upodabniać do drzew, a potem zaczęli się w nie zupełnie zamieniać. Poruszony został też duchowy wymiar życia trolli, których dusze po śmierci przeistaczają się… w czarne perły! Aż żal, że autor nie pociągnął tematu jeszcze dalej i nie zarysował więcej intrygującej historii tych plemion. Może w następnej części?
Fantastyczne multi-kulti
Marcin Mortka naprawdę świetnie buduje różnorodne społeczeństwo. Takie multi-kulti w świecie fantasy. I, jak pisałam w recenzji Nie ma tego Złego, wiele ras skonstruowanych jest w oklepanych schematach (narwany krasnolud-kowal, cyniczny elf- samotnik itd.), jakie występują zwykle u twórców tego typu literatury. Tutaj jednak te schematy zostają przełamane i w drugiej części swojego cyklu autor nadaje bardziej skomplikowane cechy poszczególnym rasom i plemionom. Innowacyjne jest na przykład wprowadzenie matriarchatu u Mówców, będących najbardziej rozwiniętą grupą trolli, przy której sam Kociołek – człowiek, czuje się gorszy. Na mój gust autor oddaje swojego rodzaju hołd dla tego typu ustroju, a przynajmniej daje do myślenia, gdy trollica Aiana podczas (swoją drogą osobliwego) spotkania z naszym bohaterem, tłumaczy mu: „Wedle zasad Pokoju Puszczy ta, która daje życie, zasługuje na najwyższy szacunek, co w polityce nazywa się matriarchatem. Wypróbujcie kiedyś u siebie. Polecam”.
To tylko jeden z wielu przejawów feminizmu w powieści. Kolejnym jest choćby fakt, że niemal wszystkie postaci kobiece są silnymi charakterami i szanowanymi, ważnymi członkiniami społeczności. Poczynając od Sary, żony Edmunda, przez trochę już przesadnie wyemancypowaną księżnę Yannę, a kończąc na niezwykle mądrej, odważnej, czułej i nieustraszonej żonie Pogorzałka, Yosannie. Ta ostatnia stała się chyba moją ulubioną bohaterką powieści. W końcu aby wskoczyć w zbroję męża, gdy temu brak sił, wsiąść na jego konia i uratować sprzymierzeńców przed strasznym i bezwzględnym demonem, naprawdę trzeba mieć… Hm.
Mimo wszystko należy jednak wrócić na ziemię, co robię z ciężkim sercem, a wtedy znów odkrywam, jak przy lekturze pierwszej części, że to wszystko jest mocno wyidealizowane. Autor zdaje się być utopistą, przez co jego dzieło traci realizm. Choć może nie warto mówić o realizmie w przypadku dzieła fantasy?
To nie koniec?
Z zakończenia całej historii wnioskować można, że pojawi się kolejna część przygód nietuzinkowej drużyny. Chaos w myślach Kociołka na ostatniej karcie powieści i próba ich okiełznania, wątpliwości co do własnej natury (gospodarza-domownika czy może jednak poszukiwacza przygód) – to wszystko budzi wiele wątpliwości także w głowie czytelnika. Ja już oczekuję trzeciej części. I więcej w niej trolli poproszę!