Obecny rynek gier komputerowych ma już sporo do zaoferowania, jeśli chodzi o karcianki – od tych f2p po te płatne produkcje. Shadowhand znajduje się w drugiej kategorii, więc jak wypada na tle konkurencji i czy stoczy równy pojedynek z darmowymi tytułami?
„Kobiety nie są stworzone do biegania, uciekają więc, aby być złowionymi”
Pierwsze, co wpada w oko, to sama stylistyka i umiejscowienie gry w XVIII wiecznej Anglii. Nie zobaczymy tutaj smoków, zaklęć czy elfów. Grafika oraz styl artystyczny są bardzo ładne, estetycznie wykonane i wpasowują się w klimat. Historię poznajemy z rozmów poszczególnych postaci i rozwoju wydarzeń. Główna bohaterka Lady Cornelia wraz z przyjaciółką zostaje napadnięta w trakcie podróży. Jej towarzyszka wpada w ręce porywacza. Protagonistka przyjmuje więc sekretną tożsamość Shadowhand i rusza śladem porwanej. Okazuje się, że nic nie jest tak, jak na początku wyglądało i zostaje wplątana w bardziej skomplikowaną przygodę. Fabuła nie zaskakuje, nie porywa ani nie ma jakiś wybitnych postaci. Ot rozbójnik, któremu zależy tylko na pieniądzach, skorumpowany polityk czy kat wykonujący każde polecenie swojego mocodawcy. To na tyle, nawet nie pamiętam imienia żadnej innej postaci poza główną bohaterką.
Same rozdziały najczęściej rozpoczynamy od jakiegoś zadania związanego z danym miejscem. Uciekając z więzienia, umieszczamy karty tak, by odnaleźć klucz, a w trakcie napadu staramy się zdobyć obfitą ilość drogocennych kamieni i biżuterii. Im więcej kart przy okazji ułożymy, tym więcej złota znajdziemy czy nawet dostaniemy wyjątkowe przedmioty. Czasem zdarzają się też specjalne zadania z góry narzuconym ekwipunkiem, jak pojedynek z damą z wyższych sfer czy trening strzelecki w domu sprzedawcy broni.
Bardzo przyjemna jest oprawa audio, która przygrywa nam w tle, gdyż utwory pochodzą z muzyki klasycznej. Idealnie się wkomponowuje w klimat gry i go buduje, a mamy tutaj gamę utworów o różnym tempie. Również wszelkie odgłosy na poszczególnych etapach się różnią, wchodząc do tawerny, słyszymy stukot szklanek i podniesione głosy, a w lesie pohukiwanie sowy. Warstwa muzyczna to najmocniejszy punkt tej produkcji.
Nie godzi się, by dama sama podróżowała
Jako, że mamy tutaj ciekawe połączenie RPG i gry karcianej, więc musiał się znaleźć ekwipunek oraz specjalne zdolności. Wybieramy spośród wielu dostępnych broni, takich jak rewolwery, szable czy młoty. Wszystko, czym ludzie robili sobie krzywdę w tamtych czasach. Do tego dochodzą przedmioty jednorazowego użytku jak mikstury leczące czy… szczury. Serio, można rzucić w przeciwnika szczurem, co spowoduje zatrucie i krwawienie naszego nieprzyjaciela. Albo pieprzniczką. Widać tu delikatny element humorystyczny i to wychodzi bardzo fajnie. Naprzeciwko nas staną bandyci czy żołnierze, ale również adwersarze w przerysowanej formie w postaci pijaka z tawerny czy dziwnego barda.
Naszą bohaterkę określa kilka atrybutów i kilkanaście statystyk, takich jak obrona przed poszczególnymi efektami czy szansę na ogłuszenie jegomościa po drugiej stronie stołu. Same atrybuty rozdzielamy po każdym przejściu pojedynczego etapu, wpływają one na naszą talię. Możemy spotęgować szansę na zdobycie specjalnej karty, zwiększyć szybkość ładowania się mocy czy zwielokrotnić ilość gotówki, która wpada nam po wygranej grze. Złoto wydamy w sklepie na nowe uzbrojenie czy odzienie, zapewniające ochronę lub premię do naszych umiejętności. Poprzez zdolności mamy możliwość wpływać również na cały obszar gry. Możemy przetasować pole z kartami lub zniszczyć część z nich, co pomoże odblokować nam drogę do zwiększania wyniku lub uzyskać nowe rozdanie. Karty są rozsiane w różny sposób, czasem zablokowane przez kłódkę lub ukryte w cieniu. By odblokować dany stosik, musimy odnaleźć klucz lub latarnię, zakryte przez pozostałe karty na planszy. Spostrzegawczość jest ważnym elementem gry, bo w łatwy sposób stracimy szansę ułożenia kart, przez to, iż nie zauważyło się odpowiedniej kombinacji.
Żądam satysfakcji!
Jeśli chodzi o pojedynki, to opierają się one na układaniu pasjansa, a rozgrywka podzielona jest na tury. Gdy wypada nam dana karta, musimy na polu odnaleźć kartę z wyższą lub niższą wartością, by powstała nam sekwencja. Im szybciej ułożymy karty, tym szybciej będziemy mogli zaatakować przeciwnika. Jeśli mamy już szansę ataku, ale wciąż układamy coraz wyższe sekwencje, wszelkie nadwyżki przeradzają się w bonus do obrażeń, jakie zadamy. Każda broń jest określona przez liczbę kart, potrzebnych do jej aktywacji, a ta jest adekwatna do ich siły.
Sama walka w większości przypadków polega na czystej losowości. Możemy co prawda niektórymi statystykami nieznacznie wpływać na szansę wypadnięcia poprawnej karty, ale to ślepy los zadecyduje o naszej wygranej. Miałem takie momenty, że raz po raz robiłem combo, by w następnym pojedynku otrzymać tylko jedną okazję do zadania obrażeń oponentowi. Przed starciem da się zmieniać ekwipunek, by dobierać go względem przeciwnika. Jednak najlepsza taktyka w moim przypadku, to była broń z najwyższymi statystykami ataku, nie zaś specjalne zdolności uzbrojenia, jak penetracja pancerza czy nakładanie negatywnych efektów na oponenta. I bywało to bardzo frustrujące, gdy po raz kolejny zabrakło mi jednej karty, by zakończyć uciążliwy pojedynek, pomimo tego, że szło mi nie najgorzej. Zapewne taki urok gier losowych. Rozgrywki starczy na jakieś 10-15 godzin zabawy, przy podbijaniu wyników i ponownym przechodzeniu gry na wyższym poziomie trudności.
Waszmościów okłamać nie mogę, prawdę więc rzeknę
Shadowhand to gra wykonana poprawnie, ale tylko poprawnie. Wszystkie elementy działają, nie spotkałem się z problemami technicznymi czy jakimiś błędami. Spędziłem kilka miłych chwil, układając karty, i to idealna rozrywka na krótką przerwę, ewentualnie, jak was wciągnie, na godzinkę. Jeśli jesteście ogromnymi miłośnikami gier karcianych, macie pragnienie w każdy produkt z nimi związany, to gra dla was. Jeśli nie, znajdzie się wiele ciekawszych tytułów, które warto zakupić.