Atelier spiczastych kapeluszy to niezwykle przyjemna w odbiorze seria fantasy, która zachwyca przede wszystkim pod względem estetycznym. Postacie, stworzenia i miejsca wyglądają naprawdę imponująco. Każda strona mangi została narysowana z wyjątkową starannością, a wiele ilustracji jest tak misternie wykonanych, że chce się na nich zatrzymać na dłużej. Fabularnie również jest ciekawie. Manga Kamome Shirahamy ma w sobie coś z ducha cyklu o Ziemiomorzu Ursuli K. Le Guin oraz niektórych filmów Studia Ghibli (na przykład Podniebnej poczty Kiki). Na pewno przypadnie do gustu również młodym fankom Harry’ego Pottera, które szukają opowieści z większą liczbą ciekawych bohaterek.
Rozwój opowieści i rozwiane wątpliwości
Po lekturze pierwszego tomu przygód Koko miałem mieszane uczucia w stosunku do poziomu scenariusza i charakterystyki postaci drugoplanowych. Uczennice Quiffreya oraz sam mag wydawały się nakreślone bardzo pobieżnie. Zastanawiałem się również, czy fabuła Atelier spiczastych kapeluszy nie okaże się banalna. Trzy kolejne tomy mangi w dużej mierze rozwiały moje obawy. Kamome Shirahama, co typowe dla japońskich komiksów, snuje swoją opowieść powoli i potrzebuje większej przestrzeni na pogłębienie osobowości postaci. Autorka stanęła na wysokości zadania i udowodniła, że historia i postacie przedstawione w Atelier… są przemyślane dokładnie, niczym magiczne kręgi tworzone przez doświadczonych czarodziejów.
Mangaczka w równym tempie odsłania przed czytelnikami kolejne warstwy intrygi oraz rozmaite aspekty świata przedstawionego. Jednak mniej lub bardziej zaskakujące sytuacje, w których umieszcza swoich bohaterów służą nie tylko posuwaniu fabuły do przodu, ale przede wszystkim pogłębianiu ich osobowości, przedstawieniu historii i motywacji. Shirahama rozbudowuje również relacje łączące protagonistkę i pozostałe postacie. Zarówno koleżanki Koko, jak i ich opiekun stają się dzięki temu istotami bardziej zniuansowanymi i ciekawszymi niż w pierwszych rozdziałach.
Małe skazy i miłe dodatki
Pod kątem scenariusza manga prezentuje się bardzo dobrze, ale nadal występują w niej elementy, które można było zrealizować lepiej. Kilkukrotnie pojawiają się dość nienaturalne dialogi lub wewnętrzne monologi służące jedynie ekspozycji. Postępowanie niektórych postaci również sprawia wrażenie mało wiarygodnego. Przykładem może być Zakon Ładu Magicznego, którego modus operandi był dla mnie kompletnie niezrozumiały, nawet przy uwzględnieniu radykalnych zasad obowiązujących czarodziejów. To jednak nieznaczne mankamenty, które zasadniczo nie wpływają na odbiór komiksu.
Na końcu tomików znalazło się miejsce na kilka dodatkowych treści, między innymi opisy roślin i zwierząt występujących w Atelier. Nic wielkiego, ale zawsze pozwala to nieco usystematyzować wiedzę o świecie przedstawionym. Najbardziej nietypowym bonusem jest krótka historyjka, której narratorem jest pędzlak – sympatyczny stworek, opisujący rzeczywistość komiksu ze swojego punktu widzenia.
Fantastyczna historia w fantastycznej oprawie
Początkowo obawiałem się, że Atelier spiczastych kapeluszy może okazać się pięknie zilustrowaną wydmuszką z papierowym światem i nudnymi bohaterkami. Po przeczytaniu czterech tomów mogę stwierdzić, że mangę Kamome Shirahamy nie tylko świetnie się ogląda, ale również z przyjemnością czyta.