Płatny zabójca Caim wyrusza na północ, by dowiedzieć się prawdy o swoim pochodzeniu. Ściślej mówiąc, chce znaleźć porwaną przed laty matkę. Jednak dla głównego bohatera nie jest to jedynie podróż w wymiarze fizycznym, podczas której przeżywa liczne przygody. Władca Cienia to książka pokazująca wewnętrzny rozwój pochodzącego z ludu cienia mężczyzny o awanturniczym charakterze i magicznych zdolnościach. Jon Sprunk nie oszczędza czytelnika. Trup ściele się gęsto, niemalże za każdym rogiem czyha jakieś niebezpieczeństwo, a niektóre opisy mogą przyprawić o mdłości.
W trzeciej odsłonie Trylogii Cienia występuje bardzo dużo scen batalistycznych. Niezmiernie cieszyły mnie smaczki odnoszące się do walorów doświadczonych wojowników. Wyraźnie został podkreślony fakt, że weterani nie są podatni na młodzieńczą brawurę. Myślę, że nie tylko mnie od razu nasuwa się skojarzenie z ciężkozbrojnymi żołnierzami rzymskimi i słynnym powiedzeniem: Sprawa doszła do trzeciego rzędu. Walki toczone są tu na wielu poziomach, na przykład pomiędzy zwaśnionymi plemionami ziem północnych czy wielkimi armiami państwowymi. Czytelnik obserwuje zatem konflikty o charakterze terytorialnym, politycznym, a nawet historycznym. Co ciekawe, nie wszyscy potrafią lub decydują się na użycie magii w teatrze wojny.
Bardzo spodobał mi się budujący niepowtarzalny klimat język Jona Sprunka. Dzięki niemu czułam się, jakbym siedziała przy ognisku i słuchała opowieści o dawnych bohaterach. Władca Cienia to intrygująca, mroczna powieść, kojarząca się momentami z Władcą Pierścieni. Relacje między Caimem i Kit przypominają specyficzną więź, łączącą Aragorna z Arweną. Z kolei fakt, jak łatwo i szybko cesarzowa Josephine przekonuje do siebie ludzi, jest niemalże identyczny z czarem lady Ginewry, który rozciągał się na wszystkich rycerzy Okrągłego Stołu.
Nie zgadzam się z opinią wydawcy, że jest to epickie zakończenie trylogii. Moim zdaniem zbyt naiwne zakończenie nijak nie pasuje do całej serii. Kolejnym minusem jest brak nowatorskości. Zdecydowanie nie wnosi absolutnie nic nowego do świata literatury fantasy. Mimo swoich zalet, jakimi są niewątpliwie porywająca akcja i specyficzna dynamika, historia Caima to smaczny odgrzewany babciny kotlet. Muszę zaznaczyć, że kilkukrotnie zdarzyło mi się wybałuszyć oczy ze zdziwienia nad jakimś fragmentem, który kompletnie nie pasował do akcji. Porównanie prozy Sprunka do Brandona Sandersona, choć zasadne, jest zdecydowanie przesadzone.
Co ciekawe, nie czytałam poprzednich tomów trylogii, a w ogóle nie czułam się zagubiona. Wątki z Syna Cienia i Pokusy Cienia autor zaznaczył na tyle delikatnie, że nie miałam absolutnie żadnego problemu ze zrozumieniem historii Caima. Dodatkowo, udało mi się nawet zżyć z bohaterami, co stanowi wielki plus Władcy Cienia i świadczy o kunszcie literackim Jona Sprunka. Motywy ich działania są jasno nakreślone, a fabuła nie ma dziur czy niedopowiedzeń, które należałoby wypełnić wydarzeniami z poprzednich części. Mimo kilku wad, zdecydowanie sięgnę po pierwszą i drugą część serii, pomimo tego, że poznałam już jej zakończenie. Polecam tę książkę wszystkim, zaczynającym dopiero swoją przygodę z fantastyką i tym, którzy potrzebują rozgrzewki przed opasłymi arcydziełami gatunku.