Szybko, tanio, profesjonalnie (wybierz dwa)
Uncle Chop’s Rocket Shop to roquelite’owy dwuwymiarowy symulator warsztatu statków kosmicznych w kreskówkowej stylistyce z elementami gore i dziwnymi mrocznymi tajemnicami. Wcielamy się w mechanika Wilbura pracującego w Rocket Shopie na asteroidzie dryfującej przy mało uczęszczanej trasie kosmicznej. Niemniej jednak cały czas ma on ręce pełne roboty. Codziennie staramy się wykonać jak najwięcej zleceń, by zebrać pieniądze na spłatę nieubłaganie rosnącego czynszu, jaki płacimy co trzy dni. W przeciwnym wypadku czeka nas straszliwa śmierć, bo Wujek Chop, dla którego pracujemy, nie zna litości.
Frantic, tick, tick, tick, toc
W grze mamy dostępne dwa tryby: Frantic Fixing i Focus Fixing (gra nie ma tłumaczenia na język polski, w wolnym tłumaczeniu: szaleńcze naprawianie i naprawianie w skupieniu). Możemy je dowolnie przełączać przed lub po odbiciu karty pracy. Pierwszy z nich jest grą na czas. Dostajemy 8 minut, podczas których możemy wykonać tyle zleceń, ile zdołamy. Pod koniec dostajemy nawet ostrzeżenie, że czasu jest już niewiele i z kolejnym zadaniem możemy się nie wyrobić. Mimo to i tak możemy podjąć takie ryzyko i odwalić na szybko, co się da. Przy tym trybie nasi klienci doceniają przede wszystkim czas wykonywania napraw i przymykają oko na drobne niedociągnięcia techniczne jak niedokręcone śrubki, niedomknięte moduły czy jakieś małe brakujące części.
Skupmy się
W trybie Focus Fixing nie ograniczają nas ramy czasowe, mamy za to limit przyjęcia trzech zleceń dziennie. Bardzo cenna jest tutaj jakość i dokładność wykonanych prac. Dla mnie osobiście pierwszy kontakt z grą, na który wybrałam sobie tryb Frantic, okazał się szybką porażką, dlatego zdecydowanie na początek polecam ten drugi, gdzie na spokojnie bez presji czasu możemy nauczyć się diagnozowania i napraw usterek czy wymiany oleju. Do tego celu mamy specjalny podręcznik z zakładkami oznaczony symbolami, jakie znajdziemy z reguły na obudowach poszczególnych modułów. A te potrafią być dość nietypowe jak na naszą dotychczasową ziemską wiedzę o statkach kosmicznych. Znajdziemy np. małą planetę zamieszkałą przez ślimaki, które lubią patrzeć na rosnące tam zielone grzybki (moduł ten służy do uzdatniania powietrza oczywiście), a także zręcznościowe arkadowe minigry, czy moduł VR, gdzie musimy wykonać proste zadanka w wirtualnym, trójwymiarowym świecie.
Jak przetrwać od pierwszego do pierwszego?
Pilna nauka i działanie zgodne z podręcznikiem nie gwarantuje jeszcze pełnego sukcesu. Mamy kilka opcji, aby nasze zarobki nadążały za galopująco rosnącym czynszem. Możemy np. wejść w konszachty z podejrzanym typem z kanałów, nagabujących nas do wykradania oznaczonych części statków, lub też przyzwoicie rozwijać się i inwestować w różne udogodnienia, nowe stacje robocze i rozbudowę warsztatu. Będzie ona potrzebna, by pomieścić zamówione stanowiska, bez których nie wykonamy lepiej płatnych prac. Przy okazji ważna uwaga: wybierając zlecenie, warto zerknąć, czy na dole jego opisu nie widnieje wymóg posiadania maszyny, której akurat nie mamy (możemy wtedy łatwo wejść na minus). Ekspansja także musi być dobrze przemyślana, bo inwestując zbyt szybko, również jest ryzyko stworzenia debetu, z jakiego nie uda nam się wyjść do końca naszej trzy-dniówki (czy po prostu dosięgnąć następnego progu wymaganego czynszu). Przy jednej ze stacji roboczej Pancake station natknęłam się na bardzo irytujący błąd gry, który zdołał zrujnować mi nawet kilka runów i zabrał sporo czasu na bezskutecznym studiowaniu podręcznika i losowym klikaniu, póki nie odkryłam na forach, że najłatwiejszym rozwiązaniem jest rozmontowanie tej maszyny i ponowne jej ustawienie (jak to mówią informatycy „próbowałeś wyłączyć i włączyć jeszcze raz?”), a tę akcję można zrobić jedynie poza już wystartowanym dniem pracy, dlatego najlepiej przetestować ją od razu po ustawieniu w warsztacie.
Trening czyni mistrza
W grze umiera się wielokrotnie, zostając zamordowanym na różne makabryczne sposoby w wyniku niezapłacenia czynszu lub też nawet giniemy czasem w niektórych zadaniach, gdy niefortunnie coś klikniemy. Potrafi być to uciążliwe, bo cały postęp i rozbudowę warsztatu musimy rozpoczynać od nowa i startować od pierwszego dnia. Zostają nam jedynie czarne monety, jakie pozostały na naszym koncie w momencie śmierci. Służą one do kupowania udogodnień dostępnych w maszynie grającej w podziemiach pod naszą przyczepą. Większość wątków fabularnych wówczas się powtarza, ale przynajmniej zadania są losowe, przylatują do nas różnorako wyglądający kosmici z nieco innymi statkami i opowiadają swoje historie (choć dźwiękowo ich mowa to tylko natarczywe brzęczenie i musimy czytać napisy w komiksowych chmurkach lub po prostu je pominąć, żeby jednak nie tracić cennego czasu). Za każdym razem zapamiętujemy dokładniej, co robić lub właśnie dowiadujemy się czegoś nowego np. o tym, co wcześniej gwałtownie odebrało nam życie. Nie musimy już tak często zaglądać do podręcznika, bo większość modułów znamy na pamięć. Budzi to więc odrobinę motywacji i pewne nadzieje, że następnym razem pójdzie nam może troszkę lepiej.
Grę do recenzji otrzymaliśmy od wydawcy Kasedo Games, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.