M jak mutant
W pierwszym tomie Ultimate X-Men poznaliśmy drużynę złożoną z Cyclopsa, Jean Grey, Colossusa, Storm, Icemana i Bestii, dowodzonych przez Charlesa Xaviera. W trakcie ich starć z Bractwem Mutantów dołączył do nich także Wolverine. Wówczas udało im się pokonać Magneto i jego podkomendnych, a także rozbić tajną organizację, eksperymentującą na homo superiors. Teraz mamy okazję poznać dalsze losy bohaterów. A jest ich całkiem sporo. Tom drugi składa się bowiem z kilku różnych historii. Wszystko zaczyna się od opowieści o Gambicie ratującym małą dziewczynkę z rąk Hammerheada, jednak jest to tylko wstęp, który w żaden sposób nie łączy się z główną fabułą. Być może ten mutant powróci w kolejnych częściach. Dalej oglądamy drużynę podróżującą po świecie z profesorem Xavierem, w celu promocji jego książki i próby przekonania ludzi, że mutanci wcale nie są niebezpieczni. Ich misję przerywa jednak terroryzujący ludzkość syn Charlesa. W kolejnej opowieści powracamy do Savage Land, gdzie superkomputer zamierza przejąć władzę nad światem. Przy okazji do drużyny dołącza Kitty Pryde. Jest także miejsce dla Hellfire Club, próbującego wykorzystać Jean Grey, aby sprowadzić na Ziemię Phoenix. Przez cały czas w tle toczy się także sprawa odszkodowania za obrażenia, jakie odniósł Iceman. Całość łączy wątek Bractwa Mutantów i Magneto, który, wbrew powszechnemu przekonaniu, wcale nie jest martwy.
Ważny przekaz
Scenariusz do drugiego tomu Ultimate X-Men stworzył Mark Millar, scenarzysta doskonale znany w świecie komiksu. To on odpowiadał za takie tytuły jak Swamp Thing, The Flash, Kick-Ass, Fantastyczna Czwórka czy event Civil War. Ma także na koncie kilka nagród, w tym dla ulubionego pisarza, za serię Superman oraz właśnie za omawiane przygody mutantów (w 2001 roku został wyróżniony Nagrodą Eisnera). Można się wiec było spodziewać, że do naszych rąk trafi zeszyt nietuzinkowy i tak też się stało. Autor może niewiele zmienił słynnych bohaterów Marvela, ale z pewnością wprowadził ich na inny poziom. A to zasługa nie tyle samych przygód, co prowadzenia fabuły i pokazywania relacji między nimi oraz uwypuklenia niektórych z ich cech. Przede wszystkim Xavier jest w świecie alternatywnym jeszcze bardziej tajemniczy i skrywa sporą część swojej przeszłości przed uczniami. Kiedy jednak sekrety te zaczynają wychodzić na jaw, a mutanci obawiają się, że profesor steruje ich umysłami i zmusza do pozostania w szkole i współpracy. Z tego właśnie powodu Bestia zrywa ze Storm i wpada w spore kłopoty, Colossus chce opuścić grupę, a Cyclops obawia się o swoją przyszłość z Jean. Zresztą w tym ostatnim przypadku dochodzi jeszcze do sporu z Wolverinem, który także kocha się w dziewczynie i dochodzi do dobrze znanego konfliktu na linii Scott Summers – Logan. Ponadto Charles zaczyna coraz bardziej starać się o akceptację mutantów. Pomimo tego, że X-Meni niedawno ratowali świat, ludzie nadal są do nich wrogo nastawieni i atakują ich na każdym kroku. Ba! Nawet bliscy bohaterów, którzy nie zostali obdarzeni Genem X, nie mogą czuć się bezpieczni. Widzimy tu wiec klasyczny pokaz nietolerancji, jakże dobrze nam znany ze współczesnego świata. Pisarz porusza także inny temat, czyli zagrożenia w sieci. Bestia umawia się bowiem na czacie z piękną modelką, która w rzeczywistości jest Blobem, członkiem Bractwa Mutantów.
Inną sprawą, za którą należy postawić plus na konto autora, jest snucie intrygi. Najpierw powoli odkrywamy tajemnicę związaną z Davidem, synem Xaviera, później natomiast dowiadujemy się o tajemniczych inwestorach i ich planach względem Jean Grey. W tle natomiast przez cały czas obserwujemy nieświadomego swej przeszłości i mocy Magneto. Możemy się więc tylko domyślać, że mutantów nie czeka nic dobrego.
Różne spojrzenia na homo superior
Nad Ultimate X-Men pracowało kilku rysowników. Najwięcej czasu poświecić musiał Adam Kubert, twórca niemalże połowy zeszytu. Jego grafiki mogliśmy podziwiać już przy okazji pierwszego tomu. Należy przyznać, że artysta wniósł powiew świeżości do drużyny mutantów, i choć nadal bez problemu rozpoznamy Wolverine’a czy Storm, to zmiana fryzury, dodanie zarostu czy nieco zmienione rysy twarzy wyglądają bardzo dobrze. Niby ci sami bohaterowie, ale jednak inni, z alternatywnej rzeczywistości. Także kolory czy płynne ruchy prezentują się pięknie. Podobnie można powiedzieć także o kadrach przygotowanych przez Chrisa Bachalo czy słynnego Esada Ribicia. Wszyscy zrobili to, co do nich należało, choć starali się raczej podążyć za Kubertem i tylko drobne szczegóły zdradzają nam, że mamy przed sobą prace kolejnych rysowników. Zupełnie inną ścieżką poszedł natomiast Kaare Andrews. Zaryzykował on i postawił na styl rodem z kreskówek. Jego obrazki przywodzą na myśl nieco mniej barwną i mangową Aparatkę czy Klub Winx. Ostatecznie efekt wyszedł całkiem niezły. Przynajmniej jako dodatek na kilka stron. Cały album o X-Menach stworzony w ten sposób byłby już pewnie mocno krytykowany. A tak dostajemy całkiem miły dla oka bonus.
Czekamy na ciąg dalszy
Pierwszy tom Ultimate X-Men był z pewnością nowym rozdaniem dla słynnych mutantów i wprowadzeniem grupy w XXI wiek. Mimo, że to alternatywna rzeczywistość, to taką wersję homo superiors moglibyśmy zobaczyć także na Ziemi-616 i żaden fan nie miałby pretensji do Marvela. Drugi tom to kontynuacja przygód, która wypada również bardzo dobrze. Wprawdzie nie ma tu już takiego zaskoczenia, bo postaci w nowej odsłonie zdążyliśmy poznać, ale za to autor dał nam więcej tajemnic, wartką akcję, a i wprowadził do fabuły Gambita, Kitty Pryde czy Betsy Braddock. Od strony wizualnej również zastrzeżeń mieć nie można. Zostaje więc tylko liczyć, że kolejna część, która za sprawą wydawnictwa Egmont ma ukazać się w naszym kraju już w sierpniu, także nas nie zawiedzie!