W Centrum Kultury „ZAMEK” w dniach od 29 czerwca do 1 lipca odbyły się czternaste już Dni Fantastyki, czyli DF-y. To najstarsza impreza fantastyczna na Dolnym Śląsku, która corocznie gromadzi około trzy tysiące nerdów z całego kraju. Przekonajcie się, jakie wrażenia wywarła na naszych redaktorach.
Kameralność na plus
Co składa się na magiczną i kameralną atmosferę DF-ów? Na pewno zamkowe korytarze i dziedzińce, a także amfiteatr ze sceną, na której prezentowana była bogata część artystyczna (występy taneczne Fantasy Fusion i akrobatyczny pokaz na szarfie – coś pięknego!). Nie bez znaczenia jest także rozległy park, gdzie na świeżym powietrzu można było spuścić łomot przeciwnikom podczas meczu w Juggera oraz Quidditcha. Na uczestników wydarzenia czekało wiele warsztatowych atrakcji – od tańca, przez kuglarstwo, na sztukach walki kończąc. Co istotne, organizatorzy DF-ów wychodzą z założenia, że wydarzenie promujące fantastykę powinno być otwarte – dlatego też wszystko, co odbywało się poza zamkowym budynkiem, było dostępne dla każdego. A działo się naprawdę sporo!
Jeśli macie dość przeładowanych imprez, których program jest tak napięty, że w końcu nie zdąża się nigdzie, DF-y będą dla was idealne. W tym roku można było między innymi zobaczyć wystawę mieczy Europy i spróbować swoich sił w nauce szermierki. Do tego lochy zmieniły się w planszówkową grotę, a sam zamek stał się edukacyjno-dyskusyjnym centrum, natomiast jego teren słowiańsko-baśniową scenerią pełną dziwów i cosplayerów. Ci ostatni mieli swoją galę – ale prowadzący ją Przemek stanowczo powinien zostać podmieniony. Był istnym mistrzem sucharów – które niestety powtarzał. Shame!
Może się wydawać, że wrocławska Leśnica znajduje się za siedmioma górami i siedmioma lasami, bo dostanie się tutaj komunikacją miejską to jak podróż powolną dorożką średniowiecznym traktem! Ale to jedyny minus DF-ów. Wszelkie niedociągnięcia organizacyjne, które pojawiały się (tylko!) w czasie prezentacji artystycznej części, wynikały z założenia, że nie wszystko należy wcześniej wyreżyserować. W takich chwilach widownia ani myślała o buczeniu, lecz entuzjastycznie włączała się w tworzenie DF-owego performensu. W tym tkwi właśnie cały urok Dni Fantastyki – nie pozwalają, by do ich działań wkradła się sztuczność, która pojawia się, gdy odgrywa się gotowe scenariusze. Zdecydowanie bardziej odpowiada nam taki improwizacyjny charakter!
Przyjeżdżajcie w przyszłym roku, wierzymy, że pokochacie ten lokalny, rodzinny klimat! – Adrianna Michno, Aleksandra Woźniak
To były fajne DFy
Zamek w Leśnicy zamienił się na trzy dni w niezwykłe miejsce. Stał się siedzibą cosplayerów i gawędziarzy, amatorów planszówek i wielbicieli larpów, czytelników, szermierzy, kolekcjonerów, a nade wszystko – miłośników fantastyki. Sale prelekcyjne wypełniały się po brzegi, amfiteatr rozbrzmiewał dźwiękami muzyki sprzed wieków, a podziemia gromadziły zarówno zwolenników elektronicznej rozrywki, jak i gier bez prądu.
Sprawna organizacja
Wrocławskie Dni Fantastyki 2018 okazały się bardzo udaną imprezą. Pod względem organizacji trudno było znaleźć jakiekolwiek uchybienia, co można w dużej mierze uznać za zasługę niestrudzonych gżdaczy. Chociaż niektóre punkty programu przyciągały tłumy, wolontariusze sprawnie kierowali ruchem na korytarzach, dbali o bezpieczeństwo i w razie potrzeby udzielali pomocy. Za jedyne organizacyjne niedociągnięcie uznałam powielanie atrakcji z poprzednich edycji Dni Fantastyki. Piszę to z perspektywy osoby od kilku lat uczestniczącej w wydarzeniu. Powtórki z zeszłych lat wydają się jednak uzasadnione w przypadku kogoś, kto dopiero zaczyna swoją przygodę z konwentami albo w ubiegłym roku nie miał okazji posłuchać prelekcji na dany temat. W opisanych sytuacjach „odgrzewanie” wykładów sprawdza się bardzo dobrze, szczególnie jeśli cieszyły się większym zainteresowaniem, jednak jako stała bywalczyni liczę na to, że impreza nie stanie się wtórna i wciąż będzie miała do zaoferowania ciekawe nowości.
O (z)grozo
Motywem przewodnim Dni Fantastki 2018 była groza, a twórców programu zainspirowało hasło W świecie mrocznych opowieści. Uczestnicy mogli zatem wybierać spośród prelekcji poświęconych różnym wątkom związanym z horrorem i weird fiction, wziąć udział w pokazach filmów i creepypast na żywo albo posłuchać o nawiedzonych miejscach, duchach, cmentarzach i demonach. W trakcie wykładów często opowiadano o wampirach (ile można?!), słowiańskich wierzeniach (w końcu to temat na topie), zombie (bo są takie pocieszne) i mitologii Lovecrafta (Wielcy Przedwieczni nigdy się nie znudzą). Ku mojemu rozczarowaniu, nikt nie przygotował prezentacji o wilkołakach, mutantach, kiepskich horrorach ani szalonych naukowcach. Wspomniane zagadnienia zasługują na obszerne omówienie, dlatego zachęcam przyszłorocznych prelegentów do ich podjęcia. Dni Fantastyki we Wrocławiu to jednak nie tylko groza i opowieści z dreszczykiem. W programie znalazły się również inne bloki tematyczne, w tym poświęcone konkretnym fandomom, dlatego każdy uczestnik imprezy mógł znaleźć coś dla siebie.
Promieniowanie, czarownice i osobliwe westerny
W ramach tegorocznej edycji DF-ów miałam szansę wysłuchać wielu fascynujących wystąpień. Do najlepszych z nich należy wykład o arszeniku i słynnych trucicielkach wygłoszony przez Anetę Jadowską. Duża porcja historycznej wiedzy w połączeniu ze sporą dawką czarnego humoru przyciągnęła wielu uczestników imprezy, w skupieniu zgłębiających tajniki pozbywania się kłopotliwych małżonków i kolekcjonowania polis ubezpieczeniowych. Na długo zapamiętam tę prelekcję, podobnie jak praktyczny kurs czarnoksięstwa poprowadzony przez Marcina Podlewskiego. Zaklęcia miłosne, antykoncepcyjne i czary na niewidzialność – o tym właśnie można było się dowiedzieć za sprawą rzetelnie przeprowadzonych poszukiwań pisarza. Innymi ciekawymi punktami programu były wykłady o promieniowaniu (Grzegorz Bielęda), o weird fiction (Wojciech Gunia) i weird westernie (Bartosz Orlewski). Słabo wypadł z kolei pokaz filmu Fans Fantasy, czyli dzieła, za którym ciągnął się lekki swąd amatorszczyzny. Sama projekcja okazała się niezbyt udana z powodu niewystarczającego nagłośnienia lub kiepsko nagranego dźwięku. Odchodząc jednak od programu imprezy, Dni Fantastyki 2018 stwarzały mnóstwo szans na poznanie ludzi o podobnych zainteresowaniach, pozwalały na dzielenie pasji i wzmacnianie więzi. Przyjazna atmosfera sprzyjała nawiązywaniu nowych znajomości i wspólnej zabawie od rana do wieczora.
Podczas Dni Fantastyki 2018 nie sposób było się nudzić. Wielość atrakcji, możliwości spędzenia czasu i różnorodność tematyczna sprawiły, że tegoroczna edycja okazała się bardzo bogata. W przerwach między wykładami, koncertami, sesjami RPG czy pokazami tańca podwoje otwierała urozmaicona strefa gastro, ponadto liczni wystawcy kusili pięknymi wyrobami. Impreza w leśnickim zamku okazała się rewelacyjna, dlatego nie żałuję ani godziny spędzonej wśród innych wielbicieli fantastyki. – Marcelina Kulig
To były moje pierwsze DF-y
A to nie miałem czasu, a to po prostu się brakowało chęci do tak dalekiej podróży na drugi koniec Polski. W końcu jednak się udało i muszę przyznać, że było warto – zostałem zaskoczony bardzo pozytywnie.
Największe wrażenie zrobiło na mnie miejsce imprezy, czyli bardzo dobrze zachowany i śliczny zamek w Leśnicy. Co prawda lokacja ta znajduje się dość daleko od centrum, ale jest nie najgorzej skomunikowana. Byłem też zdziwiony, że duża część imprezy odbywała się na świeżym powietrzu w przyległym parku. Oprócz pokazów i koncertów znajdowały się tam też stoiska wystawców (tylko trochę ich mało!), strefa gastronomiczna (lepsze jedzenie niż na Pyrkonie!) i wioski fanowskie. To bardzo miła odmiana dla ludzi (tak jak ja) przyzwyczajonych do konwentów odbywających się w zamkniętych halach targowych (na przykład Pyrkonu, Warsaw Comic Conu czy nawet Falkonu). Najciekawsze, że cała część zewnętrzna była ogólnodostępna i całkowicie darmowa, co bardzo pochwalam. Bilety były natomiast potrzebne do wejścia do samego zamku, w którym znajdował się games room i odbywały się prelekcje. I tu niestety muszę stwierdzić, że wykłady (zarówno pod względem poziomu, jak i ilości) mogłyby być lepsze.
Jako że przyzwyczajony byłem do dużych imprez, Dni Fantastyki zaskoczyły mnie swoją kameralnością. Ma ona swoje wady i zalety, które najkrócej i najogólniej można podsumować stwierdzeniem: dużo mniej atrakcji, ale dużo mniejsze kolejki. Jeżeli do tej pory systematycznie odwiedzaliście tylko najpopularniejszy w Polsce Pyrkon, to zdecydowanie polecam chociaż raz wybrać się na mniejszy konwent, taki jak Wrocławskie DF-y, żeby na własnej skórze poczuć różnicę. – Mateusz Tomaszewski
To były moje czwarte DF-y
I znowu żal trochę wracać po nich do rzeczywistości.
Jak co roku, świetnie bawiłam się podczas bloku dotyczącego Gry o tron. Dyskusje zwykle przenosiły się potem do ogródka piwnego, bo nawet po trzynastu latach omawiania tej serii z grupą wspaniałych ludzi (z pewnego forum) nadal możemy o niej rozmawiać godzinami, spierać się i testować swoją wiedzę. Trafiłam na kilka ciekawych prelekcji o komiksach, filmach, a także na panele z udziałem polskich pisarzy. Jednak równocześnie odniosłam wrażenie, że niektóre punkty programu powtarzały te same lub mocno zbliżone tematy.
Dni Fantastyki to konwent, który nadal skupia się na literaturze, jednocześnie dając pole do zaprezentowania się innym gałęziom popkultury. Nie wydaje się przy tym być tak przytłaczający, jak Pyrkon czy tak chaotyczny, jak warszawski Comic Con. Chociaż przyznać muszę, że tegoroczna edycja wydała mi się bardziej zatłoczona niż DF-y w poprzednich latach (szczególnie na korytarzach).
W DF-ach podoba mi się to, że część atrakcji dostępna jest także dla spacerowiczów. Nawet jeżeli ktoś nie interesuje się ogólnie pojętą fantastyką, może przyjść i przekonać się, że jej fani to nie jacyś dziwni ludzie, którzy demoralizują młodzież opowieściami o demonach i wampirach, ale pasjonaci wkładający w to wszystko mnóstwo czasu oraz wysiłku. I po prostu chcący dzielić się swoją pasją z innymi. – Karolina Małas