Marchio Dolor rozpoczyna inwazję!
W drugim tomie Maga Bitewnego sporo się dzieje. Bohaterowie wreszcie zakończyli szkolenie i nadszedł czas, aby sprawdzili się w boju. Prócz tego Meredith dalej poszukuje odpowiedzi na temat przeszłości. Niestety pozostali magowie dokładają wszelkich starań, aby ludzie nie odkryli prawdy. Demony również nie czekają bezczynnie i podbijają kolejne terytoria, a tym samym powoli zbliżają się do granicy Clemoncé. Na dodatek Pogromca, stwór przystosowany do walki z magami bitewnymi, rozpoczyna swoje polowanie. Ponadto autor większy nacisk położył na postać królowej, która to musi wybrać między swoim ludem a osobistym szczęściem. W tym tomie także Falko przystąpi do rytuału Assay, po którym zostanie pełnoprawnym magiem bitewnym. Jednakże niechętni mu magowie gotowi są zrobić wszystko, byle do tego nie dopuścić.
Falko, Malaki, Meredith, Bryna i reszta
Bohaterowie niestety szczególnie się nie wyróżniają. Protagonista z chłopca do bicia z pierwszego tomu zmienił się w wybrańca. Żadnego zaskoczenia niestety nie było, na dodatek opisy jego uczuć, emocji momentami bywały irytujące. Najbardziej ubolewam nad postaciami epizodycznymi, albowiem nie zostały one należycie wyeksponowane, a więc nawet ich tragiczny koniec w zasadzie nie był w stanie mnie poruszyć.
To już koniec opowieści?
Mag bitewny składa się raptem z dwóch tomów i to jest jego największa zaleta, bo w porównaniu do innych cykli jest to krótka opowieść i nie trzeba wiele lat czekać na jej zakończenie, jak ma to miejsce w przypadku na przykład Pieśni Lodu i Ognia. Mag bitewny to po prostu sprawnie napisana, momentami emocjonująca opowieść fantasy rozgrywająca się w całkiem interesującym świecie. Ogólnie czytało mi się ten tom szybko i przyjemnie, aczkolwiek po jego przeczytaniu nie sposób nie zauważyć, że mimo wszystko powieść ma swoje mankamenty. Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, a choć autor umiejętnie potrafi wciągnąć czytelnika w swoją historię, nie zmienia to faktu, że trzyma się za bardzo bezpiecznych schematów. Brakuje mi tutaj powiewu oryginalności. Demony również nie zyskały na charakterze w kolejnym tomie. To po prostu najgorszy typ czarnych charakterów, które muszą przegrać, bo nie są w stanie wzbudzić nawet cienia sympatii. Najbardziej ubolewam, że nie ma tu w zasadzie odcieni szarości, Mag bitewny to standardowa opowieść fantasy, w której dominuje biel i czerń. Wiadomo, kto jest dobry, a kto zły, a także kto może umrzeć, a kto na pewno nie zginie. Również nie podoba mi się wątek królowej, jej konflikt między szczęściem osobistym a dobrem kraju i wszystkie kolejne wynikłe z tego perturbacje… kompletnie mi to tutaj nie pasuje. Mam także poczucie, że pewne wątki nie zostały dokończone i tak na przykład po przeczytaniu powieści zastanawiam się, gdzie się podziała Nathalie ze swoją smoczycą.
Jednakże mimo pewnych mankamentów uważam, że Mag bitewny to przyjemna opowiastka fantasy, w którą można się wciągnąć i miło przy niej spędzić czas. Choć zabrakło mi tu powiewu świeżości, to nie sposób nie dostrzec sporego potencjału w tej lekturze, a tym samym muszę przyznać, że jestem ciekaw, co jeszcze wyjdzie spod pióra Petera Flannery’ego.
Na koniec wspomnę tylko, że wykonanie jest tak samo solidne, jak w przypadku poprzedniego woluminu, a to znaczy zarazem, że i w tym tomie natrafiłem na kilka drobnych błędów.