Bucky Barnes od lat towarzyszy (z przerwami) Steve’owi Rogersowi. Postać ta jest na tyle interesująca i popularna, że bez wątpienia zasługuje na własne, solowe przygody. Sprawdźmy, jak w tej roli wypada Zimowy Żołnierz.
Gra zespołowa
Komiks stanowi kontynuację serii Kapitan Ameryka i rozgrywa się tuż po jej zakończeniu, choć spokojnie można go czytać osobno, bez znajomości poprzedzających tomów. Bucky Barnes oficjalnie uznawany jest za zmarłego, co zmusza go do ukrywania się przed niemal całym światem, w tym także przed swoim najlepszym przyjacielem – Stevem Rogersem. Mimo to pozostaje aktywnym agentem S.H.I.E.L.D., gdzie otrzymuje zadanie wsparcia samego Doctora Dooma. Choć współpraca z jednym z największych złoczyńców może wydawać się nietypowa, na szali znajdują się losy świata. W misji wspiera go Czarna Wdowa – jego ukochana, jedna z nielicznych osób znających prawdę o jego losie. Wkrótce jednak sytuacja się komplikuje, gdy w grę wkracza Czerwona Komnata. Barnes musi skorzystać z pomocy Hawkeye’a, Wolverine’a, a także Kapitana Ameryki, by sprostać wyzwaniu. Dla Zimowego Żołnierza będzie to jedno z najtrudniejszych zadań w karierze.
Trafny wybór?
Scenariusz komiksu przygotował Ed Brubaker, twórca odpowiedzialny m.in. za Daredevil: Nieustraszony oraz liczne historie z serii Kapitan Ameryka. Kontynuując wątki, które sam wcześniej rozwijał, Brubaker w pełni wykorzystuje swój talent do opowieści kryminalno-szpiegowskich. Styl ten idealnie pasuje do obecnej sytuacji Barnesa, a obecność Czarnej Wdowy dodatkowo wzbogaca fabułę.
Komiks można podzielić na dwie powiązane części. Pierwsza skupia się na intrydze związanej z członkami Czerwonej Komnaty, którzy planują wykorzystać Doctora Dooma do wywołania wojny nuklearnej. To ciekawy zabieg, w którym złoczyńcy próbują wykorzystać innego antagonistę. Choć napięcie i fabularna otoczka są budowane skutecznie, ostateczne rozwiązanie konfliktu okazuje się dość proste i oczywiste. Nie dla każdego będzie to zaleta, ale osobiście doceniam tę decyzję – nie każda opowieść musi być przesadnie skomplikowana.
Najbardziej intrygującym wątkiem w pierwszej części komiksu jest wprowadzenie tzw. „Uśpionych Agentów” – superszpiegów szkolonych na wzór Barnesa. Jeden z nich zostaje przypadkowo wybudzony, co w połączeniu z brakiem wsparcia prowadzi go do szaleństwa. Widząc w Zimowym Żołnierzu swojego największego wroga, postanawia go zniszczyć, porywając Nataszę Romanoff. Od tego momentu akcja nabiera tempa, oferując wszystko, czego można oczekiwać: widowiskowe walki, wątki szpiegowskie, tajemnice i wyścig z czasem. Na kartach pojawiają się także Wolverine, Hawkeye, a nawet Daredevil, każdy wnosząc coś od siebie. Jednak główną gwiazdą pozostaje Barnes, któremu trudno nie kibicować. Zakończenie, choć zaskakujące, doskonale współgra z całością i zasługuje na uznanie.
Duet grafików
Oprawa graficzna komiksu to dzieło Butcha Guice’a i Michaela Larka, którzy pracowali naprzemiennie, co wyraźnie widać w różnicach stylów. Guice stworzył mroczny klimat, który dobrze oddaje atmosferę kryminalno-szpiegowskiej opowieści. Kadry miasta skąpanego w deszczu czy szerokie ujęcia podkreślają gęstą atmosferę. Niestety, w scenach walk i dynamicznych momentach pojawiają się problemy – obrazy są często niewyraźne, a kadry przesłaniają fragmenty ciał postaci lub innych obiektów. Nawet detale, jak zdjęcia szpiegów w siedzibie S.H.I.E.L.D., są zbyt rozmyte, co utrudnia odbiór. Choć widać, że artysta miał konkretną wizję, nie zawsze trafiała ona w sedno.
Na szczęście Michael Lark oferuje bardziej czytelny styl, w którym akcja i emocje bohaterów zyskują większą przejrzystość. Zmienne nasycenie barw buduje napięcie, a kadry doskonale współgrają z fabułą. Choć jego rysunki nie wyróżniają się wyszukaną formą, pozostają przyjemne w odbiorze i skutecznie wspierają narrację.
Jednostrzał?
Zimowy Żołnierz kończy się w sposób, który zamyka główną historię, ale jednocześnie pozostawia furtkę na ewentualne kontynuacje. Znając Marvela, możemy spodziewać się nawiązań do wydarzeń z tego tomu. Oby jednak przyszłe odsłony utrzymały poziom wyznaczony przez Brubakera, który stworzył wciągającą, pełną akcji opowieść. Choć oprawa graficzna nie jest bezbłędna, nie psuje ogólnego wrażenia.