Uwaga, powiem to – według mnie trylogia sequeli Gwiezdnych Wojen Disneya powinna powędrować do kosza!
Każdy z filmów zawinił czymś innym, ale i wszystkie zebrane razem również niespecjalnie się bronią. Przebudzenie Mocy to przede wszystkim obraz… nudny. Bezpieczny, zachowawczy, silnie kopiujący Nową Nadzieję, ale przy tym pozbawiony ciekawych głównych bohaterów. Ot, zmarnowany potencjał. Ostatni Jedi to z kolei wywrócenie wszystkiego do góry nogami, ale przypominające bardziej robienie na złość widzom lubiącym tę nostalgiczną sztampę poprzednika, niż prowadzące do czegoś konstruktywnego. O absurdzie kosmicznego pościgu i jego kulminacji, zbędności sekwencji w kasynie, macoszym potraktowaniu wątku Finna oraz antyklimatycznym wyeliminowaniu głównego antagonisty nie wspominając. Tymczasem Skywalker. Odrodzenie to znów skok w przewidywalną kliszę, w dodatku niesamowicie chaotyczny i usilnie próbujący zawrzeć w sobie fabułę dwóch filmów jednocześnie („Nie dali mi stworzyć Epizodu VIII, więc przemycę go wewnątrz IX”, pomyślał reżyser).
Sequele jako trylogia zwyczajnie nie są też satysfakcjonującą kontynuacją uniwersum Gwiezdnych Wojen. Jeśli lubiliśmy bohaterów Epizodów IV-VI i cieszył nas zaprezentowany w nich rozwój tych postaci, raczej niezbyt przyjemnie będzie nam patrzeć na złamaną życiem i porzuconą przez męża Leię, zdziwaczałego i pielęgnującego swoją porażkę Luke’a, ani też na Hana, który przeszedł regres do roli nieodpowiedzialnego Piotrusia Pana, jakim był na początku Nowej Nadzei. W jednej chwili świętowaliśmy z nimi zwycięstwo na Endorze, w kolejnej patrzymy już na to, jak bardzo im się ostatecznie nie powiodło.
No i oczywiście jest jeszcze powrót Palpatine’a, który znacząco umniejsza roli Anakina jako wybrańca, a nawet Luke’a jako tego, który w krytycznym momencie odkupił duszę ojca i ocalił galaktykę. Co za tym idzie, nowe filmy nie tylko nie są dobre, ale wręcz sprawiają, że te starsze ogląda się gorzej, gdy wiemy, czym to się wszystko zakończy – a to jest dla mnie wystarczający powód, by chcieć wyrzucić je na śmietnik. – Krzysztof Dzieniszewski
Dołącz do dyskusji