Ideałem są czytelnicy, których moje książki śmieszą, ale nie każdy może być ideałem... – stwierdził kiedyś słynny brytyjski pisarz. Samochwała? Z pewnością nie!
Zastanawialiście się kiedyś, czym jest humor? Dlaczego niektóre doświadczenia wywołują śmiech? Poczucie humoru to ponoć jedna z cech odróżniających ludzi od zwierząt, ale też – ludzi między sobą. W końcu uznanie konkretnej sytuacji czy żartu za zabawne to kwestia subiektywna. Swoista nieuchwytność, nieokreśloność komizmu, uzależniona od całego szeregu zmiennych – takich jak pochodzenie geograficzne i kulturowe, dojrzałość, wykształcenie, inteligencja czy kontekst – frapowała już antycznych filozofów, choć akademickie badania nad humorem należy uznać za stosunkowo młodą dziedzinę, powstałą w latach 70. ubiegłego wieku. No bo czyż przystoi naukowcom pochylać się nad żartami? Otóż przystoi, lecz materia bywa oporna. Jak powiedział kiedyś E. B. White: Na humorze można przeprowadzić sekcję, tak jak na żabie, lecz umrze nam on po drodze (…)1.
Czy starożytni Grecy byli żartownisiami?
Chyba tak, skoro mieli nawet osobną muzę, Talię, patronującą komedii. Jeszcze i dziś możemy czytywać prace Arystofanesa czy Menandera. Podobno zdarzało się starożytnym spotykać w grupach tylko po to, aby opowiadać sobie żarty. Przetrwał też do naszych czasów osobliwy zbiór Philogelos albo Śmieszek, gdzie znajdziemy wiele kawałów zaskakująco podobnych do współczesnych (co każe na nowo rozważyć sens powiedzonka „dowcip z brodą”).
Co się zaś tyczy komizmu jako kategorii estetycznej – tudzież jako owego nieuchwytnego poczucia humoru – tu koncepcje były rozmaite. Na przykład według poglądu przypisywanego Sokratesowi (przez Platona, a jakże) kwintesencją wyśmiewania jest ignorancja słabego podmiotu drwiny, który przez to okazuje się niezdolny do odpłacenia pięknym za nadobne. Krótko mówiąc, żart byłby tu formą agresji, tym lepszej i zabawniejszej, im bardziej bezbronny okazuje się cel dowcipu. Arystoteles z kolei wskazywał, że śmieszność to brzydota, która nie prowadzi do krzywdy lub katastrofy.
Współcześni badacze wskazują na skomplikowane pochodzenie śmiechu. Okazuje się, że nie zawsze bywa on reakcją sprzęgniętą z rozbawieniem; może się też wiązać z grozą, oburzeniem, wstydem i podobnymi negatywnymi uczuciami, służyć rozładowaniu stresu lub wyrażać czysto intelektualną przyjemność, jaką sprawia rozszyfrowanie dowcipu. Śmiech bywa zaraźliwy i przychodzi łatwiej, kiedy z wyprzedzeniem spodziewamy się wesołej puenty. Nic za to tak nie psuje żartu, jak konieczność wytłumaczenia jego sensu – czego z pewnością każdy nieraz doświadczył. Wiele zresztą czynników składa się na dobrze opowiedziany dowcip, lecz brak jednego z nich może całkowicie położyć gag.

Josh Kirby, „Świat Dysku”
I wtedy wchodzę ja – cały w przypisach…
Być naprawdę i niewymuszenie zabawnym – to wielka sztuka i ciężka praca; odrobina talentu też nie zawadzi. Jednak prawdziwym orężem humorysty jest dystans – do świata i samego siebie. Terry Pratchett nie byłby pewnie nawet w połowie tak lubianym twórcą, gdyby celem żartów nie czynił również własnej osoby. Jak w tej słynnej anegdotce o nadaniu mu tytułu Kawalera Orderu Imperium Brytyjskiego: pisarz ogłosił, że nie wymaga, aby zwracać się do niego per „sir Terry”, lecz gdyby ktoś rzucił weń pomidorem w czasie spotkania autorskiego, powinien pamiętać, że obraża majestat Imperium.
Twórczość Pratchetta jest tyle komiczna, co satyryczna. Świat Dysku, choć całkowicie fantastyczny, momentami do złudzenia przypomina „świat Kuli”, przerysowany tylko tu i ówdzie. Tematy niesprawiedliwości społecznej, ludzkich wad czy zbiurokratyzowanych instytucji przewijają się w większym lub mniejszym stopniu przez całą serię (nikomu nie trzeba chyba tłumaczyć, skąd wziął się tytuł Równoumagicznienie), a szczególnej mocy nabierają pod koniec cyklu, tam, gdzie Dysk wchodzi w fazę industrializacji, i w pożegnalnej Pasterskiej koronie. Tę funkcję humoru ładnie podsumowuje Marta Kisiel w wypowiedzi dla „Smokopolitana”:
[Humor] wydobędzie z bohatera to, co dobre, lub to, co złe, zwyczajne lub nadzwyczajne. Podkreśli jego wielkość lub małość, ośmieszy go albo wyniesie na piedestał (…) rozcieńczy każdy morał do znośnego stężenia (…)2.
To właśnie humor sprawia, że Pratchett nie brzmi przesadnie surowo czy dydaktycznie, choć de facto – wciąż poucza czytelnika. Jak to ujął Stephen Briggs: Terry pisze fantasy – ale jego powieści są mocno osadzone w rzeczywistości. Występują w nich bohaterowie (rzadko), tchórze, złoczyńcy, bigoci, oszuści i osobnicy o słabej woli3.
Czym jeszcze odznaczają się książki brytyjskiego autora? Cóż, przede wszystkim cudowną lekkostrawnością, która w niczym nie umniejsza ich mądrości. Wsławił się też Pratchett jako mistrz przypisów i rzeczywiście wyniósł sztukę dodawania zabawnych adnotacji na nowy poziom. Chwytał się zresztą różnych narzędzi: na przykład tworząc postać Śmierci, ulubieńca czytelników, wystarczyło kontrastowe zderzenie nieprzystających do siebie kategorii: grozy (zwłaszcza na początku cyklu Śmierć nie był miłym kolesiem) oraz rozczulającej naiwności czy wręcz dobroduszności. Do tego Pratchettowski humor ma specyficzny, „czarny” posmak i jest naszpikowany odniesieniami do literatury i kultury popularnej. Bywa parodystyczny, nie oszczędza nawet (albo przede wszystkim?) własnego gatunku; przypomnijcie sobie chociażby nieszczęsne smoki bagienne, istoty kruche, przypadkowe i wybuchowe, a potem zestawcie je z majestatycznymi gadami tak typowymi dla klasycznego fantasy.

Josh Kirby, „Równoumagicznienie”
Zabiegi lingwistyczne, psychologiczne, zaskoczenie czytelnia – wszystkim tym operował Terry Pratchett, konstruując humor swoich opowieści. Przyjrzyjmy się na przykład zaskakująco dosłownemu potraktowaniu metafory (co tym samym przełamuje wcześniejszą poetyckość opisu) i zdublowanej puencie – a także jednemu ze sławnych przypisów:
Słynne słoneczne światło Dysku (…) zalewało śpiący krajobraz jak roztopione złoto* (…). * Nie dokładnie tak, ma się rozumieć. Drzewa nie wybuchały płomieniem, ludzie nie stawali się nagle bardzo bogaci i zupełnie martwi, a morza nie zmieniały się w parę. Lepszym porównaniem byłoby więc powiedzenie „nie jak roztopione złoto”4.
Grona gniewu
Pomyślałem, w jak natchniony sposób pisze Terry i jak porywa za sobą nas wszystkich (…). Jest w pisarstwie Terry’ego Pratchetta jakaś wściekłość. To wściekłość, która napędza świat Dysku (…). Ten gniew, mam wrażenie, dotyczy wrodzonego przekonania Terry’ego, co jest uczciwe, a co nie. (…) Pod wesołością tkwi fundament furii5.
Nie od razu zrozumiałam, co miał na myśli Neil Gaiman, kiedy pisał te słowa. Nie dostrzegałam w cyklu o świecie Dysku – czy w pozadyskowej twórczości Pratchetta – owego gniewu, tego fundamentu furii. Humor i gniew? Jakże mogą współistnieć?
Wróćmy zatem do stwierdzenia, że humor ma swoje korzenie w agresji; Raisa Aromaa, badając ponad pięćset komicznych wyimków z różnych dyskowych powieści6, 56% z nich uznała za tak zwane dowcipy antagonistyczne: wymierzone przeciwko jakiejś grupie społecznej lub zjawiskom. Mamy zatem, że wymienię zaledwie kilka przykładów, krytykę władzy i tyranii:
(…) jeśli per capita stanowi jakiś problem, to można bez trudu zorganizować decapita7.
braku poszanowania dla wiedzy i edukacji:
Mam wrażenie, że nie posiada pan żadnej pożytecznej umiejętności ani talentu. Czy myślał pan, żeby się zająć nauczaniem?8
czy rasizmu:
Rasizm na Dysku nie stanowił problemu, ponieważ – przy wszystkich trollach, krasnoludach i innych – gatunkizm był o wiele ciekawszy. Biali i czarni żyli w doskonałej zgodzie i wspólnie prześladowali zielonych9.
A skąd bierze się ta satyra? Z gniewu właśnie. Z niezgody na zastany porządek. Ale też – jak słusznie zauważył Gaiman – z miłości do świata i rodzaju ludzkiego. Sir Terry naprawdę pragnął, abyśmy wszyscy stali się choć odrobinę lepsi niż jesteśmy. Te same postulaty widać na przykład w Nacji czy w cyklu o długiej Ziemi – choć tam, odnoszę wrażenie, przybierają bardziej gorzką formę.
* * *
(…) mniej więcej cztery miliony słów, które obecnie [w 2007 roku] tworzą cykl [o świecie Dysku]… to mniej więcej dwa razy tyle, ile Biblia i pełne dzieła Shakespeare’a10.
Zgodnie z życzeniem autora po jego śmierci dysk twardy, na którym pracował i miał zapisane szkice kolejnych utworów, rozjechano zabytkowym walcem parowym. Ale – jak słusznie zauważył Stephen Briggs już dziesięć lat temu – spuścizna sir Terry’ego i tak pozostaje ogromna. Nic dziwnego zatem, że powstają wybory gromadzące różne Pratchettowskie bon mots, takie jak Humor i mądrość świata Dysku czy najnowsze Poważnie zabawne, nieskończenie cytowalne.
Zabytkowy walec parowy. Nie dało się tego zrobić inaczej? Skuteczniej? Niewątpliwie. Ale czy zabawniej i z większym dystansem do siebie i własnej twórczości (cechy, jak już wspomniałam, u komika nieodzownej)? Niekoniecznie. Bo też humor Terry’ego Pratchetta miał jeszcze jeden wyróżnik, który czynił go tak niezwykłym i uniwersalnym – był przede wszystkim, w każdym calu, autentyczny.

Josh Kirby, „Kosiarz”
1 Cytat za: Raisa Aromaa, Humour in Terry Pratchett’s Discworld Series – Application of Psychological and Linguistic Theories of Humour. Tłumaczenie cytatu AJ.
2 (Potencjalni) zajdliści dla „Smoko”, czyli rozmowy (nie)kontrolowane, [w:] „Smokopolitan” nr 9, sierpień 2017.
3 Stephen Briggs, wstęp do: Terry Pratchett, Humor i mądrość świata Dysku.
4 Terry Pratchett, Blask fantastyczny.
5 Neil Gaiman, wstęp do: Terry Pratchett, Kiksy klawiatury.
6 Raisa Aromaa, dz. cyt.
7 Terry Pratchett, Kosiarz.
8 Terry Pratchett, Mort.
9 Terry Pratchett, Wyprawa czarownic.
10 Stephen Briggs, dz. cyt.
Dziękuję za wszystkie miłe słowa 🙂
@ Szopen: Warto! Zawsze powtarzam, że nie ma czegoś takiego, jak „za dużo Pratchetta”. Jedyne co, to trzeba się zastanowić, od czego zacząć, bo chronologiczna lektura niekoniecznie jest najlepsza: „Kolor magii” i „Blask fantastyczny”, choć na swój sposób urocze, to nie tak dobre książki z serii, jak późniejsze. Ale w internecie znajdzie się w tej kwestii mnóstwo poradników.
Nigdy nie czytałem jego książek, ale chyba czas nadrobić…
Trafiłem tutaj zupełnie przypadkiem przeczesując internet. Bardzo fajny artykuł o „esencji” Pratchetta! Dodatkowo muszę pochwalić Panią Anne za świetny styl dawno mi się tak dobrze nie czytało artykułu. 🙂
Jestem uzależniona od Twoich tekstów. WINCYJ!
Kilka jego książek czytałam kilka razy – geniusz!