Każdy ma jakieś guilty pleasure. Są tytuły posiadające multum wad i innych irytujących elementów, od których jednak ciężko jest się oderwać. W moim przypadku taka problematyczna pozycja to Chainsaw Man, gdzie co rusz pojawiały się motywy zapalające u mnie czerwoną lampkę. W pierwszych trzech tomach pełno było naprawdę głupiutkich, egoistycznych i chamskich postaci (na czele z protagonistą), z którymi trudno sympatyzować. Z mangi wylewał się także nieszczęsny fanservice, choć jednocześnie – ku mojemu zaskoczeniu – był on poprowadzony ze smakiem; jeśli już dochodziło do kontaktów fizycznych, to za obopólną zgodą. A jednak komiks Tatsukiego Fujimoto czytało mi się bardzo dobrze. Początek Chainsaw Man potrafił przykuć uwagę swoją bezpretensjonalnością i bezkompromisowością.
Tokio Chainsawman Massacre
W pierwszych trzech tomach czytelnik poznał Denjiego, łowcę demonów amatora, który ginie w pułapce zastawionej przez mocodawcę. A kto umarł, ten nie żyje? Nie, jeśli w sukurs przychodzi Pochita – niby piesek, a jednak demon piły mechanicznej. Łącząc się ze swoim pupilem, Denji ożywa i staje się potężną istotą zdolną wysunąć zębate ostrza z głowy i ramion. Chłopak zatrudniony zostaje do czwartej sekcji profesjonalnych łowców demonów, gdzie poznaje inne równie pokręcone postacie.
Tomy 4-6 obejmują zakończenie wątku zwanego z angielska Katana Man arc i całość Bomb Girl arc. I o ile ostateczna potyczka z ostrzogłowym wypada dość standardowo, tak druga historia zapada w pamięć na dłużej. Prym wiodą w niej wątki… romantyczne. Denji spotyka Reze, „zwykłą” nastolatkę, zdaje się, że przypadkiem. Znajomość z kimś oderwanym od konfliktu pomiędzy ludzkością a demonami ukazuje Denjiemu zupełnie nową perspektywę i nawet prowadzi do rozważań, czy aby na pewno Makima powinna być tą, do której wzdycha. Słodko i uroczo? W pewnym momencie z ust protagonisty padają takie słowa: „Wszystkie znane mi kobiety przynajmniej raz próbowały mnie zabić” – i tak jest też w przypadku Reze, gdyż okazuje się ona być demonem bomby. Jej cel to pozyskanie serca Denjiego, tyle że w sensie… dosłownym.
Głośniej od demona bomba
W każdym kolejnym tomie Chainsaw Mana dochodzi do coraz większej eskalacji konfliktu. Bitwa pomiędzy demonem piły a demonem bomby swoim rozmachem przyćmiewa wszystkie poprzednie potyczki. Klimat tym samym gęstnieje i choć część bohaterów w dalszym ciągu nie grzeszy inteligencją, to w mandze coraz bardziej odczuwalny jest smutek. Fujimoto wykreował naprawdę bezlitosny pojedynek, w którym giną dziesiątki wyszkolonych łowców i jeszcze więcej cywili. Aż dziw bierze, że w świecie przedstawionym znajdują się nowi rekruci, bo przeżywalność w służbach specjalnych raczej liczy się w miesiącach, a nie latach.
I choć wspominam, że miejscami jest tu więcej powagi, to nie znaczy, że Fujimoto zrezygnował z szalonych pomysłów. Sam finał pojedynku z Reze to istny majstersztyk, po którym widać, że mangaka gustuje w wysublimowanym kinie spod znaku Rekinado. W tomach 4-6 poznać można także innych demonich członków czwartego oddziału specjalnego, co wypada bardzo na plus, bo Fujimoto ma talent do tworzenia nietuzinkowych postaci.
Majteczki bombeczki
Intrygujący jest wątek majtek Reze. Demonica w pewnym momencie traci ubranie i występuje jedynie w swoim dynamitowym fartuszku (sic!). Nawet jedna z postaci komplementuje jej nagość, a już kilka stron później, w trakcie tej samej walki Reze pomyka ponownie w gaciach. Skąd się wzięły? W mandze próżno szukać wyjaśnienia. Czy gdzieś pomiędzy kadrami pojawił się demon majtek i wspomógł koleżankę po fachu? A może Reze wyskoczyła w międzyczasie do sklepu, bo było jej zimno? Pozostaje się tylko domyślać.
Kontrolowany chaos
Bardzo lubię ten styl Fujimoto, gdzie dynamika jest ważniejsza od precyzji. I to nie znaczy, że mangaka nie ma technicznego zaplecza – co to, to nie. Takie elementy, jak budynki czy samochody, zawsze wykonane są perfekcyjnie. Jednak gdy przychodzi mu rysować postaci lub sceny walki, to świadomie porzuca realizm na rzecz ekspresji. Zazwyczaj mangi ukazują ruch poprzez dziesiątki kresek narysowanych niczym od linijki. W Chainsaw man wszystko jest bardziej rozedrgane, stworzone ręcznie. To kontrolowane niedbalstwo wypada znakomicie i zaskakująco świeżo.
Bomberwoman
Po pierwszych trzech tomach Chainsaw Man byłem wstrząśnięty (bezkompromisowymi pomysłami Fujimoto i świetną dynamiką scen akcji) i zmieszany (bo jednak sporo elementów mangi wypadało problematycznie). Odsłony 4-6 nie zmieniły tego podejścia, dalej czytałoby mi się lepiej bez fanserwisu, lecz jednocześnie… to wszystko jest tak przyjemnie napisane, że z niecierpliwością wyczekuję kolejnych części.
„Bomberwoman” ? aha…