A zatem z czym mamy tutaj do czynienia? Grafika i dźwięk stylizowane na lata trzydzieste to niedopowiedzenie, bowiem twórcy użyli technik zbliżonych do tych sprzed dziesiątek lat – każda klatka animacji obiektów i postaci była rysowana oddzielnie. Trudno sobie wyobrazić, ile pracy kosztował ten tytuł, który przecież powstał w małym, niezależnym studiu. Dokładnie trzech ludzi zaczęło pracę przy widowiskowej grze, mieli pomysł i realizowali go po godzinach. Gdy spotkali się z ciepłym odbiorem ze strony fanów, postanowili postawić wszystko na jedną kartę. Po zaciągnięciu kredytu zatrudnili sztab ludzi i ruszyli z produkcją pełną parą.
Koncepcja rozgrywki zmieniała się z czasem, by w końcu przybrać do ostateczną formę. Aktualnie Cuphead dzieli się na zestaw wyzwań zaś gracz może w dowolnej chwili wybrać jedno z dostępnych. Najważniejsze z perspektywy fabularnej są starcia z bossami. Nie potrzeba tutaj męczyć jakiegoś długiego fragmentu gry, od razu przechodzimy do rzeczy. Przeciwnicy są trudni do pokonania, prezentują zróżnicowane ataki, do tego starcia podzielone zostały na etapy, zmieniając trochę mechanikę walki. Gracz jest zmuszony do szybkiego reagowania na elementy odbierające punkty zdrowia, nie zapominając o ciągłym strzelaniu w rywala. Na wstępie można popełnić trzy błędy – tyle punktów zdrowia ma bohater. To dokładnie tyle, ile trzeba by skutecznie uczyć się zachowania oponenta. W sieci pojawiały się głosy, że gra jest zbyt trudna, że można zaimplementować checkpointy gdzieś w trakcie starć. Generalnie kompletna bzdura. Gracz posiada możliwość zmniejszenia poziom trudności z pewnymi konsekwencjami – nie będzie w stanie ukończyć gry. A wszelkie ataki i przeciwności są odpowiednio markowane z czasem wystarczającym na reakcję.
Poza walkami z wielkimi wrogami mamy do dyspozycji tryb przypominający klasyczną platformówkę: biegniemy przed siebie, niszcząc hordy przeciwników i przeskakując nad przepaściami. W tym trybie można zdobyć monety, które umożliwiają delikatne modyfikacje bohatera. Sklep jest jednak ledwie niuansem, takim skinieniem głowy twórców w kierunku dwudziestego pierwszego wieku. Ma on bowiem na celu dać możliwość dopasowania postaci do gracza, lecz ilość opcji pozostała bardzo ograniczona, a zmiany mechaniczne marginalne.
I jeśli chodzi o rozgrywkę, to z grubsza tyle. Nie znajdziecie tutaj niesamowitych rozwiązań przyciągających Was na długie godziny do monitora. Ta gra to obrazki sprzed osiemdziesięciu lat, które nagle zaczęły reagować na zachcianki odbiorcy. Wielka pomysłowość przy tworzeniu rywali nie może zostać niezauważona, lecz głębia, z jaką powstali, to już historia płytkiej wody.
Cuphead to cios w sentyment – kiedyś tak wyglądał ruchomy obrazek, tak brzmiała muzyka i tak grało się w gry. Ale to tylko przeszłość. Przy tym tytule nie zobaczymy nic nowego, wszystko wydaje się jakby znajome, a poziom trudności bazuje na nauczeniu się dosłownie kilku ruchów przeciwnika.
Nie zrozumcie mnie źle, ta gra jest bardzo przyjemna. Miło popatrzeć na absurdalnie abstrakcyjne przemiany przeciwników oraz proste nawiązania, skacząc i strzelając. Ale nie zapamiętamy tego tytułu.
Cuphead kupicie oczywiście na GOG.com