Dead Space to bez dwóch zdań nietuzinkowy survival horror, w którym oryginalne rozwiązania przeplatają się ze sprawdzonymi patentami. Intryguje nie tylko atrakcyjnym settingiem, gęstym klimatem oraz wciągającą rozgrywką, ale i ciekawą historią. Aż dziw bierze, że w ciągu ostatnich lat seria stała się – nomen omen – martwa. Warto więc przypomnieć o przygodach Isaaca Clarke’a.
Tytuł gry idealnie oddaje jej atmosferę – martwa przestrzeń jest tutaj wszechobecna i manifestuje się w różnych formach. Czujemy się osamotnieni i malutcy w opustoszałym statku, dryfującym w przepastnej otchłani kosmosu. Wokół panuje złowieszcza cisza i półmrok, wzmagające w nas paraliżujący strach. Czujemy, jak ciemność wyciąga ku nam łapczywe szpony.
Tyle wystarczy, aby wiele osób utonęło w matni szaleństwa, niczym bohaterowie prozy Lovecrafta. Niemniej to nie wszystko – owa przestrzeń nie jest wcale taka martwa, jak mogłoby się wydawać. Albowiem towarzystwa dotrzymują nam stwory rodem z najgorszych koszmarów, powstałe z nieżywych ciał zmasakrowanych ludzi. Zacznijmy od początku.

Podczas gry nie opuszcza nas poczucie izolacji i osamotnienia
Suma wszystkich strachów
Fabuła zabiera nas wiele lat w przyszłość, aż do 2508 roku. Cywilizacja rozwinęła się technologicznie, niestety popełnia cały czas te same błędy, nieuchronnie przybliżające nasz gatunek do zagłady. Na Ziemi zaczyna brakować zasobów do życia, więc ratunku upatruje się w bogactwach mineralnych obcych planet. Do wydobycia surowców wykorzystywane są specjalne statki kosmiczne tzw. planetołamacze. Jedna z takich jednostek – USG Ishimura – wysyła sygnał ratunkowy.
Na pomoc wyrusza mała, wykwalifikowana drużyna, do której należy protagonista – inżynier Isaac Clarke. Na miejscu ekipa szybko zostaje rozdzielona, ponadto odkrywamy, że grasują tam obce, pasożytnicze formy życia. Staramy się więc przeżyć i wydostać z otaczającego piekła. Isaac ma jednak jeszcze jeden cel – pragnie odnaleźć swoją lubą, pełniącą na Ishimurze funkcję oficera medycznego.
Twórcy nie owijają w bawełnę i już w pierwszych minutach serwują solidny zastrzyk adrenaliny w postaci bliskiego spotkania ze śmiercionośnymi kosmitami. Później napięcie nie maleje – nieustannie czujemy się zaszczuci i wyobcowani, przemierzając mroczne korytarze statku. Ten niepowtarzalny klimat buduje też z pewnością udźwiękowienie.

Dead Space cechuje się niepowtarzalną atmosferą
W tle słychać nawet najmniejszy szmer, łącznie z miarowym oddechem bohatera, a wynaturzone odgłosy rozdzierające równie nienaturalną ciszę każdorazowo przyspieszają tętno. Co krok czyha na nas niebezpieczeństwo, o czym przypominają wyskakujące z zakamarków zmutowane bestie. Nie spędza to snu z powiek i sprawia, że instynktownie trzymamy palec na spuście.
Co prawda jump scare’y bywają nieco nadużywane, jednakże zwykle są dobrze rozplanowane – pojawiają się w najmniej spodziewanych chwilach. Nastrój grozy potęgują groteskowi przeciwnicy, nazywani nekromorfami. To pasożyty, którym wyjątkowo przypadli do gustu ludzcy nosiciele. Nie są przy tym wybredni – z lubością goszczą w martwych ciałach członków załogi. Od razu na myśl nasuwa się Coś Johna Carpentera.
Widok nacierających na nas humanoidalnych i zarazem obrzydliwych istot przyprawia o dreszcze. Jest w nich coś niepokojącego, ponieważ mamy świadomość, że byli niegdyś ludźmi, ale przepoczwarzyli się w ich makabryczne karykatury, jakimi nie pogardziłby Hieronim Bosch. Przeciwnicy w Dead Space to nie ślamazarne zombie – są niezwykle agresywni i zrobią wszystko, żeby nas rozszarpać. Ich zawziętość oraz szybkie, a przy tym nienaturalne ruchy wywołują ciarki na całym ciele.

Przeciwnicy przerażają wyglądem i zawziętością
Martwe zło
Dead Space oferuje stosunkowo oryginalne podejście w kontekście eliminacji wrogów. Otóż faszerowanie przebrzydłych nekromorfów pociskami na ślepo zazwyczaj nie przynosi dużych efektów. Ich słabymi punktami są kończyny, choć nie zawsze wystarcza odcięcie jednego z odnóży – czasem zaczynają się czołgać lub pełznąć w naszą stronę, jeszcze bardziej zmotywowani, aby przerobić nas na mielonkę.
A trzeba przyznać, że zgony bohatera bywają drastyczne – przygotowano aż 30 różnych animacji, aby dobitnie zobrazować katusze konającego bohatera. Oczywiście nie zabrakło emocjonujących starć z potężniejszymi maszkarami nieprzeciętnej urody i rozmiarów. To swoista, zmutowana wisienka na krwawym torcie serwowanym przez Visceral Games.
Walczymy więc o przeżycie, a także systematycznie ulepszamy wyposażenie oraz rozwiązujemy łatwe, lecz satysfakcjonujące zagadki logiczne. Tempo rozgrywki zostało świetnie wyważone i dobrze współgra z narracją. Zdarzy nam się też opuścić statek, gdzie staniemy oko w oko z bezkresną przestrzenią kosmiczną. Widok może zaprzeć dech w piersiach, szczególnie gdy skończy się tlen, którego poziom należy skrupulatnie kontrolować.

Pomimo wielu lat od premiery oprawa graficzna dalej może się podobać
Rzecz jasna rzeczone wycieczki wiążą się z zerową grawitacją – dlatego musimy korzystać ze specjalnych butów, aby przypadkiem nie odfrunąć. Sporą frajdę sprawia odbijanie się od ścian w stanie nieważkości, przy nagłych zmianach perspektywy. Wspomniana mechanika została umiejętnie wpleciona w rozgrywkę, czyniąc walkę i eksplorację bardziej emocjonującymi.
Isaac to de facto niezaprawiony w boju inżynier, jednak daleko mu do bezbronnej ofiary. Jak się bowiem okazuje, całkiem sprawnie wychodzi mu rozczłonkowywanie nieprzyjaciół, a z racji swego zawodu dzierży w dłoniach specyficzne narzędzia mordu. To w istocie futurystyczne narzędzia, które po drobnych modyfikacjach są w stanie wyrządzić wiele krzywdy. W inwentarzu znajdziemy między innymi piłę plazmową oraz laser stykowy. Dodatkowym urozmaiceniem jest alternatywny tryb ognia dla każdej broni.
Zabawa nabiera większych rumieńców, gdy zdobywamy moduły stazy oraz kinezy, znajdujące zastosowanie zarówno w walce, jak i przy łamigłówkach. Rzeczone moce pozwalają manipulować na odległość przedmiotami i ciskać nimi we wrogów lub znacznie spowalniać ruchome obiekty na małym obszarze, co można pomysłowo wykorzystać.

Każde starcie z nekromorfami potrafi przyspieszyć bicie serca
Zagubieni w kosmosie
Pora na kilka słów o kombinezonie spawacza, w jaki przyodziany jest główny bohater. Co prawda jego waga ogranicza nieco mobilność, ale czasem staje się atutem – na przykład wówczas, gdy zamaszystym ciosem lub solidnym kopniakiem rozbryzgujemy po ścianach wnętrzności oponenta. Niemniej najważniejszym aspektem pancerza jest system R.I.G. (Resource Integration Gear), oferujący wiele przydatnych funkcji.
Przede wszystkim przedstawia stan naszego zdrowia – w postaci segmentowanego paska, biegnącego wzdłuż kręgosłupa. Służy także jako komunikator oraz umożliwia wyświetlanie w czasie rzeczywistym holograficznej mapy lub okna zarządzania ekwipunkiem. Dodam, że ilość amunicji również pojawia się przy danej giwerze. Dzięki tak sprytnemu posunięciu HUD oraz UI są integralnymi elementami świata przedstawionego, niebotycznie wpływając na jego spójność i wiarygodność. Nie uświadczymy więc żadnych dodatkowych informacji na ekranie, co niezwykle pogłębia immersję.
Podczas produkcji twórcy czerpali inspiracje z wielu popkulturowych źródeł, niektóre są widoczne na pierwszy rzut oka. Dla przykładu imię i nazwisko głównego bohatera wzięło się od znanych pisarzy sci-fi – Isaaca Asimova oraz Arthura C. Clarke’a. Z kolei sama fabuła czy ogólny setting przywodzą na myśl takie obrazy, jak Obcy, Ukryty Wymiar lub wspomniane wcześniej Coś. Natomiast jeśli chodzi o gry wideo, natchnieniem były kultowe serie – Resident Evil i Silent Hill.

Twórcom należą się wielkie brawa za pomysłowy projekt interfejsu użytkownika
Pomimo 12 lat na karku, Dead Space dalej mężnie broni się oprawą oraz klimatem. Rozgrywka też nie trąci myszką, a fabuła intryguje – w szczególności geneza nekromorfów oraz losy Ishimury. Kolejne odsłony stawiały mocniejszy akcent na akcję kosztem atmosfery, ale w dalszym ciągu dostarczały przedniej zabawy.
Wszystkie części zostały ciepło przyjęte przez graczy, co odzwierciedla średnia ocena każdej z nich. Powstały również spin-offy, komiksy oraz filmy, poszerzające uniwersum. Niestety Electronic Arts od lat milczy w kontekście potencjalnego sequela czy rebootu. Oficjalnym powodem zawieszenia prac była kiepska sprzedaż, choć seria rozeszła się w ponad 10 milionach egzemplarzy.
Reasumując – z czystym sumieniem polecam Dead Space każdemu miłośnikowi survival horrorów. To umiejętne połączenie sci-fi i horroru, co wbrew pozorom nie jest zbyt powszechne w owym gatunku gier. Z niecierpliwością czekam na jakiekolwiek wieści o przyszłości tego IP. Cień nadziei rzucił ostatnio jeden z deweloperów, zdradzając, że ma kilka pomysłów na nową część. Zobaczymy zatem, co przyniesie przyszłość.