Far Cry 5 dostał 3 fabularne DLC. Każde z nich będzie wychodzić co miesiąc, począwszy od czerwca 2018 roku. Po jakości pierwszego, szczerze boję się o następne.
Welcome to the jungle
DLC opowiada historię Wendella Redlera, którego spotkać możemy na swojej drodze w historii Far Cry 5. Dodatek przenosi nas do jego tytułowej „ciemnej godziny” podczas której to musiał on stawić czoła samej śmierci. W czasie rutynowego patrolu, helikopter w którym znajdował się bohater został zestrzelony przez żołnierzy Vietcongu, a on sam wraz z drużyną wpadł do niewoli. Naszym zadaniem będzie zatem oswobodzenie się z rąk oprawców oraz uwolnienie pozostałych członków drużyny i tym samym udanie się z nimi do punktu ewakuacji. Opening to niemalże całkowita zrzyna z Far Cry 3. Uciekanie przed strzelającym do nas helikopterem przez dżunglę w świetle księżyca. Takie podejście nie wróży dobrze całości, skoro na dzień dobry uraczeni zostaliśmy tak banalnym rozpoczęciem. Było to dla mnie tak uderzające, ponieważ przesiadłem się na to DLC zaraz po tym jak ogrywałem remaster Far Cry 3. Nieładnie Ubisoft, nieładnie…
Dobre dla dzieci i kobiet w ciąży
DLC pod względem gameplayu jest tak prosty, że aż rażący. Kiedy grałem, walczyłem sam ze sobą, aby nie zasnąć przed monitorem. Gra absolutnie nie daje żadnego wyzwania na domyślnym poziomie trudności. Monotonia nawet nie próbuje być maskowana czymś interesującym. Mamy szereg pobocznych zadań rozrzuconych na stosunkowo niewielkiej otwartej przestrzeni. Ukończenie ich jednak nie wpływa zupełnie na rozwój fabuły. Ot, sztuczne przedłużanie rozgrywki poprzez szukanie nikomu niepotrzebnych znajdziek. Producent chyba wiedział jak monotonna będzie to rozgrywka, ponieważ na mapie rozstawił pajęczą sieć zipline’ów, aby gracz nie połknął monitora podczas ziewania, biegając pomiędzy tak samo wyglądającymi krajobrazami. Dodatkowo, dołożono do rozgrywki wiele ułatwień, które sprawiają, że podczas grania w sposób skryty jesteśmy niczym Rambo skrzyżowany z Predatorem. Za każde ciche zabicie, które nie stanowi żadnego wyzwania, dostajemy jednego perka. Jest ich łącznie cztery i każdy daje nam kilka umiejętności, dzięki którym jesteśmy niepowstrzymani. Nie będę się na ich temat rozpisywał, ale nadmienię tylko, że jedna z tych umiejętności pozwala nam automatycznie zaznaczać przeciwników w promieniu 20 metrów. I gdzie tutaj jakieś wyzwanie? Postawiono na szybką i w domyśle przyjemną rozgrywkę, która nie będzie wymagała od gracza przesadnych umiejętności. Oddano do dyspozycji wiele ułatwień, tak samo jak w Blood Dragon. Z tym, że tam trzeba było sobie na nie odpowiednio zapracować, a tutaj dostajemy je praktycznie od razu. Przez to tak naprawdę jesteśmy rozpieszczeni, a nuda wkrada się szybko. Zmiana poziomu trudności na wyższy, nazwany zwodniczo trybem przetrwania, nie poprawia sytuacji. Jedyne utrudnienie jakie tam napotkamy to zmniejszona ilość amunicji. Nie stanowi ono jednak problemu, ponieważ za rozwiązania siłowe jesteśmy po prostu karani, gdyż przy alarmie zabierane nam są nasze perki i trzeba pracować na nie od nowa. Dlatego też przechodzenie gry po cichu jest w sumie jedyną słuszną metodą.
Oddajcie Rumcajsowi jego zabawki
Walki ogniowe są straszne. Przychodzi mi to z bólem serca, ponieważ miałem duże oczekiwania w związku z tym dodatkiem. Chciałem w nim zobaczyć coś pokroju DLC do Bad Company 2, a to co ukazało się moim oczom (i uszom!) lepiej niech zostanie szybko zapomniane. Podczas otwartych starć AI przeciwnika kuleje okropnie. Nie próbuje być nawet skuteczna w walce. Często łapałem się na tym, że biegałem z bronią niczym szaleniec i strzelałem do wszystkiego co wpadło mi na celownik. Przeciwnicy w pewnym momencie nawet już przestają na mnie reagować i zaczęli się po prostu chować, nie oddając żadnego strzału w moją stronę, nawet na większym poziomie trudności. Dodatkowo udźwiękowienie całości jest kiepskie. Odgłosy broni (na które jestem strasznie wyczulony) są tak puste i nijakie, że aż przykro było strzelać. Animacje przeładowania również nie oszałamiały. W porównaniu z poprzednimi częściami Far Cry wypadają one nad wyraz słabo. Nawet w porównaniu z piątą odsłoną. Co jest w zasadzie dziwne, ponieważ DLC hula na jej silniku. Graficznie dodatek ten też odbiega znacząco od piątki. Monotonna, przerzedzona dżungla oraz noc, która nie może się zdecydować czy ma być ciemna czy jasna. Dodatkowo szereg bugów wytrąca ze szczątkowej immersji jaką udało się produkcji w niektórych momentach osiągnąć. Najgorszym, jaki zauważyłem był ten, w którym po wejściu na pokład helikoptera ewakuacyjnego, moi kompani zostali na ziemi. A mieliśmy odlecieć wszyscy razem. TO PO CO ICH RATOWAŁEM?
Czy warto?
Zdecydowanie nie. Rozczarowałem się tym dodatkiem przeokropnie. Nie uratowały go nawet oskryptowane sceny akcji podczas ewakuacji helikopterem. Radosne strzelanie z pokładu maszyny wypadło niemiłosiernie blado, chociażby w porównaniu z pamiętnym otwarciem Blood Dragona – pod względem graficznym jak i dźwiękowym. Dlatego też nie polecam tego dodatku. Mam nadzieję tylko, że reszta DLC, która wyjdzie w lipcu i sierpniu będzie lepsza niż pierwszy.