Ogłoszony w 2021 roku sequel nie mógł już mieć wynikającej z zaskoczenia przewagi – wręcz przeciwnie, wraz z nieoczekiwanym sukcesem pierwowzoru, wymagania fanów zauważalnie wzrosły. Jakikolwiek zatem pomysł nie przyświecałby Asobo Studio na dalszą część przygód Amicii i Hugona, musiał mierzyć się z zawieszoną na wysokim poziomie poprzeczką. Czy miał jakiekolwiek szanse ją przeskoczyć?
Punkt zero
Fabularnie A Plague Tale: Requiem stanowi bezpośrednią kontynuację historii, jaką poznaliśmy w części pierwszej. Amicii i Hugonowi, wraz z ich matką Beatrice i jej młodym uczniem Lucasem, udało się pokonać Wielkiego Inkwizytora Vitalisa i rozpocząć długą podróż do Prowansji. Tam czekać ma na nich tajemniczy zakon alchemików, być może posiadający lek na trapiące chłopca dolegliwości. Pozorny spokój i obietnica odrobiny wytchnienia okażą się jednak mrzonką, gdy tocząca kolejne krainy plaga powróci ze zdwojoną mocą, a bohaterowie zostaną zmuszeni do salwowania się ucieczką. Czy w pozbawionym litości świecie mogą jednak wierzyć w szczerość intencji tych, którzy oferują im pomoc?
Historia, jaką w A Plague Tale: Innocence zafundowało graczom Asobo Studio, była niewątpliwie jednym z jej najmocniejszych punktów – i w tym względzie, sequel ani trochę nie zawodzi oczekiwań. Po raz kolejny więc spotkamy się z całym gronem nietuzinkowo napisanych bohaterów, zmuszonych do stawienia czoła potędze, która zmusi ich do zakwestionowania tego, kim tak naprawdę są. Przyjaźń, miłość, obowiązek a także poczucie winy, to przeplatające się ze sobą nieustannie elementy historii, która podobnie jak wcześniej, nawet pomimo wyraźnie zauważalnych klisz, potrafi poruszyć do żywego. Warto przy tym zaznaczyć, że choć stawiające historię na głowie zwroty akcji nie są A Plague Tale: Requiem w żadnym względzie obce, produkcja nie usiłuje wynajdywać przy tym koła na nowo – wręcz przeciwnie, korzysta z wypracowanych przez gatunkowych poprzedników dokonań, scenariusz układając tak, by stawiać przede wszystkim na emocje.
Gdzieś to już widzieliśmy
Takie podejście do zaprojektowania interaktywnego doświadczenia okazuje się w pełni wyrachowane – jeśli o samym gameplayu bowiem mowa, ten opiera się na rozwiązaniach przez fanów poprzedniej odsłony znanych, lubianych… i z całą pewnością bezpiecznych. Nie znaczy to jednak, że A Plague Tale: Requiem stać jedynie na odtwarzanie tych samych mechanizmów – te zostają w kilku aspektach zmodyfikowane na tyle, by rozgrywka stanowiła nie tyle rewolucję, co raczej twórcze rozwinięcie udanych elementów.
Rdzeń całości, to więc po raz kolejny przemykanie się pomiędzy nieświadomymi niczego wrogami, do których wymanewrowania, Amicia może korzystać z elementów otoczenia. Odwracanie uwagi i skradanie się, to jednak tylko jedno z podejść, jakie oferuje A Plague Tale: Requiem. W stosunku do części pierwszej bowiem, rozbudowana została ta część rozgrywki, która spodoba się graczom z bardziej agresywnym podejściem. Wrażenie robi już arsenał, jakim dysponuje bohaterka – na jej wyposażeniu znalazł się choćby nóż, znana z części pierwszej proca, czy stanowiąca rozwiązanie problemów z opancerzonymi przeciwnikami kusza – ale ciekawą innowacją jest przede wszystkim system progresji postaci. Ten, w zależności od tego jaki styl rozgrywki będzie preferowanym, z biegiem czasu zapewni dostęp do unikalnych zdolności, jak wywoływanie mniejszej ilości hałasu czy spychanie nieświadomych wrogów w pułapki. Wachlarz możliwości zostaje tu rzecz jasna uzupełniony o stanowiące bodaj najbardziej charakterystyczny element produkcji, przelewające się przez lokacje, mające awersję do światła hordy szczurów, które nie tylko trzeba w jakiś sposób omijać, ale i wykorzystywać do rozprawiania się z przeciwnikami. Ważną rolę w rozgrywce odgrywa również crafting – tworzyć bowiem możemy nie tylko nowe rodzaje uzbrojenia, ale i ulepszać posiadane przez nas przedmioty.
Gołym okiem widać zatem, że za pozornie prostymi mechanizmami kryje się kawał gameplayu, widoczny, tym bardziej że w stosunku do poprzedniczki wyraźnie powiększono również lokacje – dostępna przestrzeń, wiąże się w tym wypadku z możliwościami różnorakich rozwiązań danego problemu leży. Tak dobrego wrażenia nie zaciera nawet fakt, że A Plague Tale: Requiem nadal pozostaje przy tym produkcją o korytarzowej i liniowej strukturze, której jedyną opcjonalną aktywnością pozostaje zabawienie się w „lizanie ścian” i polowanie na poutykane tu i ówdzie znajdźki.
Jaka piękna ta Francja
Pewne ograniczenia wynikające ze swej konstrukcji, A Plague Tale: Requiem z nawiązką nadrabia niebywale urokliwą oprawą audiowizualną. Znakomicie prezentują się zwłaszcza pełne detali lokacje – nawet, jeśli wielu organicznych szczegółów odbiorcy z co słabszymi żołądkami woleliby nie oglądać. Dobrej jakości tekstury, udane projekty poszczególnych lokacji i przede wszystkim zabawa światłem i cieniem powodują, że produkcja Asobo Studio to jedna z najładniej wyglądających gier mających premierę w obecnym roku. Specom od animacji nieco udało się również poprawić to, jak poruszają się postaci – te nie przypominają już grubo ciosanych kłód drewna – a dopracowania wymagałaby jedynie nieco niedomagająca mimika twarzy. Żadnych wątpliwości nie przysparza za to muzyka. Wiodący motyw Oliviera Deriviere uderza w uczucia równie mocno jak za pierwszym razem, a o tym, że Asobo doskonale z jego mocy zdaje sobie sprawę, świadczy już sam fakt nawiązania współpracy z Lindsey Stirling przy okazji premiery (https://www.youtube.com/watch?v=aPDiOMSI_Nc).
Udany powrót
Jako słowo rzekło się już na wstępie, A Plague Tale: Requiem zdecydowanie nie miała łatwego zadania, musząc sprostać oczekiwaniom starych, jak i w miarę możliwości zainteresować nowych fanów. Asobo Studio dokładnie wiedziało jednak, jakim potencjałem dysponuje i jaką grę chce stworzyć – zamiast więc porywać się z motyką na słońce i zmieniać coś, co już działało, postanowiło ulepszyć sprawdzone rozwiązania. Efektem jest gra, która w kilku aspektach pozostawia po sobie wrażenie starszej i dojrzalszej siostry pierwowzoru, jednocześnie jednak na tyle od niej różnej, by nie mówić tu o zwyczajnej powtórce z rozrywki. To zdecydowanie wystarczająco, by mając tak silny fundament jak A Plague Tale: Innocence, jej kontynuację uznać za rzecz ze wszech miar udaną.