Kiedy tylko wydawnictwo Insignis zapowiedziało polską premierę książki World of Warcraft: Traveler. Wędrowiec natychmiast zaczęła się dyskusja: czy to książka dla dzieci czy raczej starszych odbiorców? Przekonajcie się więc wraz z nami, jak brzmi odpowiedź na to pytanie.

Jezierna Włości (Lakeshire), rodzinna miejscowość Aramara.
Nazywam się Aramar Thorne
Nim przejdziemy do zastanawiania się nad odpowiedzią, poznajmy fabułę Travelera. Książka opowiada o przygodach dwunastoletniego chłopca, Aramara Thorne. Pochodzi on z Azeroth, a konkretnie z Jeziernych Włości (dla fanów serii – Lakeshire). Mieszka wraz z matką, ojczymem i przyrodnim rodzeństwem. Pewnego dnia, w domu rodzinnym zjawia się jego ojciec, słynny żeglarz i kapitan statku Falośmigły, Greydon Thorne, który zabiera swojego syna w rejs. W czasie wycieczki po świecie stworzonym przez Blizzarda, poznaje on nowe miejsca oraz rasy. Uczy się o zwyczajach poszczególnych gatunków, o faunie i florze świata znanego z gry World of Warcraft, a także bierze lekcje nawigacji czy fechtunku. Niestety, nie wszystko idzie zgodnie z planem i nasz bohater, wraz z siedemnastoletnią Makasą Flintwill, okrętowym drugim matem, trafia do Feralas, gdzie będzie musiał sobie radzić z licznymi przeciwnościami losu. Na domiar złego, nasza para nie przepada ze sobą, przez co wybuchają między nimi kłótnie, a na ogonie siedzą im piraci, chcący pojmać Arama i zdobyć jego kompas, który to otrzymał od ojca.

Feralas, lasy przez które wędrował Aramar i Makasa.
Tak, w dużym skrócie i bez większych spoilerów, wygląda historia przedstawiona w pierwszym tomie Travelera. Można po nim stwierdzić, że tytuł nie jest skierowany do najmłodszych, ale i nie do dorosłych. Wygląda bardziej jak książka przygodowa dla młodzieży. Jednak to nie do końca prawda. Dlaczego? Już tłumaczę.
Mistrzowski marketing Blizzarda
Kiedy recenzowałem książkę Cisza przed burzą stwierdziłem, że Blizzard osiąga mistrzostwo w sprawach marketingu i promocji swojej gry World of Warcraft. Po Travelerze podtrzymuje swoje zdanie. Nie wiem kto dokładnie zajmuje się tym w firmie, ale powinien dostać medal. Po pierwsze – nowa książka autorstwa Grega Weismana oczywiście przyciągnie dotychczasowych fanów serii. Wciąż jesteśmy przecież w Azeroth, na okładce widzimy Nocnego Elfa druida, a i licencja Blizzard Entertainment mówi swoje. Poza tym mamy tu wspomniane podróże morskie. Czy to przypadek, że tytuł okazał się właśnie teraz, gdy w najnowszym dodatku Battle for Azeroth sporo pływamy na statkach? A nowym królestwem jest typowo żeglarskie Kul’Tiras? To przecież może przyciągnąć tych, którzy jeszcze nie zdecydowali się na powrót do WoW-a. Po drugie Traveler pięknie opisuje nam Azeroth.

Mapa Azeroth.
Czytając opisy taurenów, gnolli, centaurów czy murloków jestem w stanie je sobie natychmiast wyobrazić. Cisze przed burzą czy inne książki ze świata były skierowane do osób znających to Universum. Często nie mieliśmy wyjaśnione kim są poszczególne postaci czy jak wyglądają. Tu dostajemy wszystko na tacy. Mamy więc idealny wstęp do czytania innych powieści. Ponadto jest to swoisty przewodnik. Poznajemy Jezierne Włości czy Feralas. A jeśli nam się spodoba, to przecież fajnie by było później zobaczyć jak to wszystko wygląda. I już mamy kolejne osoby grające w WoW-a.
Jak widać, to książka skierowana nadal do młodzieży, która będzie mogła później usiąść także do komputerów, aby wejść do Azeroth. Nie pominą jej jednak nadal starsi, znający już świat stworzony przez Blizzarda. I oni też nie będą zawiedzeni. Wprawdzie Traveler nie jest skierowany na fabułę znaną z gry, ale to nadal świetna przygoda, warta uwagi.
To co z tymi dzieciakami?
Jak już wiemy po Travelera sięgnie pewnie młodzież i gracze. A co z dzieciakami, dla których ponoć miała być ta książka skierowana? Biorąc pod uwagę, że ma ona prawie 400 stron, jej język i ton są raczej poważne, a niektóre słowa pewnie niezbyt zrozumiałe, to raczej najmłodsi sami po nią nie sięgną. Ale jeśli w czytaniu pomoże rodzic, to czemu nie. Owszem, nie brakuje tu krwawych pojedynków czy drobnych przekleństw, jednak zawsze możemy przecież coś pominąć i zmienić. Wciągająca przygoda zawarta na stronach tego tytułu, to świetna lektura przed snem. A żeby opowieść jeszcze bardziej ubarwić i jednak dać coś również młodszym odbiorcom, wydawca zadbał o bardzo ciekawe obrazki. Znajdziemy ich ponad dwadzieścia. Przedstawiają bohaterów, statek, taurenów, ogry czy faunę Azeroth. Wykonane są ręką samego Aramara i prezentują się naprawdę świetnie. To fajny dodatek, wzbogacający książkę.

Taurenka, jedna z ras poznanych przez Aramara.
Wkrocz do Azeroth
Podsumowując – World of Warcraft: Traveler. Wędrowiec to tytuł skierowany praktycznie do każdego. Świetna przygoda i płynna, ciekawa akcja, przypadnie do gustu czytelników. Coś dla siebie znajdzie tu młodzież, osoby chcące poznać Azeroth, fani serii, a i dzieci i rodzice nie zostaną pominięci. Mamy tu wstęp do Uniwersum Blizzarda i pięknie pokazany świat. Już nie mogę doczekać się drugiego tomu, aby poznać dalsze losy Aramara i Makasy. Przy okazji, jako wieloletni gracz, bardzo jestem ciekaw, które miejsca i jakie postaci poznają jeszcze bohaterowie. Spotkanie z Thrallem czy Anduinem, a tym bardziej Sylvanas czy Valeerą mogą być ekscytujące. Tylko oby wydawcy wreszcie posłuchali próśb graczy i przestali tłumaczyć nazwy miejsc. Jezierne Włości naprawdę dla nas, fanów, nie brzmią dobrze…