Już dzisiaj swoją premierą ma piąty tom cyklu Star Force B.V.Larsona pod patronatem Ostatniej Tawerny.
Poznajcie opis książki zatytułowanej Star Force: Stacja bojowa.
Siły Gwiezdne i Kyle Riggs stają przed nowymi wyzwaniami, mierzą się z kolejnymi flotami, odkrywają sekrety wojny, którą toczą od lat.
Ludzie zdobywają system Eden, ale czy uda się go utrzymać? Siły Gwiezdne są osłabione po długiej walce, wielu żołnierzy chce wrócić do domu. Wiedząc, że maszyny pojawią się znowu, z kolejną armadą, Riggs szuka rozwiązania, które mogłoby na stałe przywrócić pokój na Ziemi.
Mamy również dla was krótki fragment tej powieści.
Zwróciłem głowę w stronę ciemności. Wyglądała jak gęsty dym, ale równie dobrze można było dostrzec podobieństwo do ogromnej meduzy.
– A więc mówisz, że to coś żyje? Jest ogromne. To ciało stałe, ciecz czy gaz?
– Żadne z powyższych. To bardziej żyjąca plazma lub żywy żel. Częściowo gazowy, częściowo płynny. Tylko bardzo niewielka część jest ciałem stałym.
Sloan uniósł opancerzoną dłoń i skierował ją oskarżycielsko w stronę robota.
– Mam! – powiedział. – To masa tych mikrobów, które znaleźliśmy na krążowniku makrosów. Tak, Marvin?
– Dobre pytanie – przyznałem, kiwając Sloanowi głową.
– Nie – odparł Marvin.
Wszyscy spojrzeliśmy na niego, ale nie dodał nic więcej.
– A więc co to jest? Jeśli chcesz kontynuować misję, lepiej zacznij mówić – zażądałem.
– To pojedynczy organizm, a nie masa stworzona z biliona odrębnych komórek.
Jęknąłem zrezygnowany. W odróżnieniu od robotów ze starych filmów Marvin preferował raczej ukrywanie informacji niż paplaninę.
– No dobra, co ta istota robi na dnie tej dziury?
– Jest uwięziona.
Kiwnąłem głową.
– Świetnie. Czy jest tam kopuła makrosów? A może cała ta gadanina o fabryce tutaj miała na celu zwabienie nas w to miejsce?
Marvin zawahał się.
– Nie wiem.
Połowa zespołu mruknęła złowrogo. Marvin wodził kamerami po twarzach.
– W porządku – powiedziałem. – Bardzo wszystkich przepraszam. Marvin, jesteś zwolniony z pracy. Kiedy wrócimy z tego świata, unieruchamiam cię na satelicie Centaurów, gdzie nie wyrządzisz już szkody.
Wyciągnąłem komunikator.
Marvin przysunął się bliżej i zwrócił swoje kamery w moim kierunku.
– Co pan robi, pułkowniku Riggs?
– A jak myślisz? Wzywam flotę.
– Ale mieliśmy zachować ciszę radiową…
– Już nie. Wycofujemy się. Ściągam ekipę, by nas wyciąg-nęła z tego gówna, w które nas wpakowałeś. Chyba że dasz mi jakiś argument. Natychmiast.
– Fabryka makrosów prawdopodobnie tam jest. Na sześćdziesiąt dwa procent.
– Sześćdziesiąt dwa procent? Do niczego, Marvin. To prawie jak rzut monetą.
– Bliżej do dwóch trzecich.
Pokręciłem głową.
– Tu nie ma czegoś takiego jak prawdopodobieństwo. Albo fabryka tu jest, albo jej nie ma. Na jakiej podstawie twierdzisz, że jest właśnie tutaj, a nie na przykład na dnie oceanu?
– Zużycie minerałów i aktywność kombajnów w tym rejonie są dużo wyższe niż gdzie indziej.
– To wszystko?
– Ponadto więzień przetrzymywany byłby w bliskim sąsiedztwie jednego z władców makrosów.
– Jaki więzień i co masz na myśli, mówiąc „władca makrosów”?
– Supermózg, tak to nazywacie. Sztuczna inteligencja.
– Jasne. Nic dziwnego, że chciałeś tu przyjść. Czy to okres godowy?
– Nie rozumiem pańskiego pytania, pułkowniku Riggs.
– Nieważne. Czy uważasz, że na dnie tej dziury znajduje się obcy więzień, fabryka makrosów i władca makrosów? Od kiedy to podejrzewasz?
– Od chwili zobaczenia zdjęć satelitarnych tego rejonu.
Westchnąłem. Z Marvinem często tak było. Manipulował i zwodził, ale kiedy w końcu zmusiło się go do odpowiedzi, udzielał ich od razu. W jakiś sposób sprawiało to, że trudno było się na niego gniewać.
– No dobrze. Skąd przybyła ta wielka żelowata istota?
– To jeden z przedstawicieli rasy, którą wy nazywacie Niebieskimi.
Gdybym to ja posiadał dziesięć kamer, wszystkie byłyby teraz zwrócone na Marvina. Żołnierze wpatrywali się w niego zaszokowani. Wiedzieli o Niebieskich, którzy wypuścili na nas, biedaków, nanity i makrosy.
– Ale ta chmura nie jest niebieska – stwierdził Kwon. – Jest czarna.
Podszedłem do krawędzi drugiego klifu i spojrzałem na przewalającą się masę. Musiała mieć jakieś półtora kilometra średnicy. Czy coś takiego mogło żyć i posiadać inteligencję? Pomyślałem o tym, jaka forma życia mogłaby przetrwać na gazowym olbrzymie. Prawdopodobnie jakiś rodzaj aerożelu. Miałaby wówczas masę na tyle małą, by nie zmiażdżyła jej przytłaczająca grawitacja. W jakiś sposób domyślałem się, że Niebiescy muszą być czymś o niewielkiej gęstości lub też przeciwnie – ogromnej. My nie wytrzymalibyśmy takiego ciążenia.
– Co robimy, pułkowniku? – zapytał Kwon.
Westchnąłem i skierowałem laser w stronę masy żelu.
– Schodzimy, sierżancie. Dowiemy się, co dokładnie znajduje się na dnie tej dziwnej dziury.