Po Dwudziestoletnim Rozejmie w Czaroziemiach nadszedł czas na dyskusję dotyczącą Wielkiej Wojny, która ponownie może podzielić świat. Jak na ironię, jego losy uzależnione są od dyplomatów, głów państw czy imperiów. Dla nich nie liczą się zwykli obywatele, lecz bogactwo, wygoda i władza. Tylko czy tacy ludzie są w stanie się porozumieć?
Zacznijmy jednak od początku. Niezwykle prędko zostajemy wciągnięci w wir akcji, która praktycznie w ogóle nie zwalnia tempa – i to naprawdę szybkiego. Chociaż sam przez pierwsze kilkadziesiąt stron nie za bardzo mogłem się połapać, o co dokładnie chodzi (mnogość nazw oraz postaci), to czytając dalej, w końcu wszystko zacząłem sobie układać. Autorka najprawdopodobniej celowo uniknęła zbędnych opisów przyrody, która praktycznie niczym nie różni się od tej naszej – rzeczywistej.
Byłoby jednak nie fair, gdybym na początku nie wspomniał, iż czytając pierwsze rozdziały, miałem wrażenie, że Prawdodziejka przeznaczona jest głównie dla młodzieży. Nic bardziej mylnego.
Akcja powieści rozpoczyna się niejako od przegranej w karty jednej z głównych bohaterek, co pociąga za sobą ogromne konsekwencje, choć nic na to nie wskazuje. Nadmienię tylko, iż dziewczęta muszą uciekać, a sprawy nie ułatwia fakt, że będą ścigane przez demona – jak sam siebie określa krwiodziej. Nie zdradzę, co takiego potrafi, aby nie zepsuć wam lektury. Napiszę za to, że ucieczka będzie długa i niebezpieczna. Przez lądy, morza oraz przestworza.
Świat wykreowany w książce to ogromna przestrzeń, zaprezentowane krainy znacząco różnią się od siebie, zarówno pod względem ukształtowania terenu, jak i nacji je zamieszkujących. Znajdziemy regiony bogate i pełne obfitości, a także terytoria spustoszone, gdzie zatruto glebę i wodę, a przyroda po prostu wymarła.
Największą powierzchnię zajmuje Imperium Cartorriańskie, którego Imperator dąży do poszerzenia swoich wpływów. Oczywiście taki obrót sprawy nie jest na rękę choćby Imperium Marstockiemu czy Dalmockiemu, dlatego nie pozostają one bierne wobec ofensywnej polityki wspomnianego władcy. Ciekawostką okazuje się mapa Czaroziem zawarta w książce, której kontynent przypomina współczesną Europę, natomiast kilka nazw miast w dość oczywisty sposób kojarzy się z lokacjami z naszej rzeczywistości, jak choćby Veñaza czy Pragga.
Wspomniane wcześniej główne bohaterki, Safiya fon Hasstrel oraz Isuelt det Midenzi, są czarodziejkami, a dokładniej: Safiya jest prawdodziejką, a Isuelt to więziodziejką. Z łatwością można wywnioskować, że przedrostek słowa „dziejka” nie jest użyty przypadkowo, i tak Safi, jak sama nazwa wskazuje, posiada moc, dzięki której potrafi wyczuć, kiedy ktoś mówi prawdę. Niestety na nieszczęście dziewczyny dar, a być może przekleństwo, przysparza jej w głównej mierze problemów, dlatego bohaterka skrzętnie ukrywa go przed światem. Is natomiast posiada zdolność widzenia ludzkich uczuć, które objawiają się w postaci różnokolorowych nici niejako wychodzących z danej postaci i okalających ją. Każdy kolor odpowiada za inne uczucie bądź emocję. I tak na przykład nić koloru czerwonego oznacza zniecierpliwienie, natomiast turkusowa zaskoczenie.
Wykreowane przez S. Dennard postacie nie są płaskie ani sztampowe, i nie mówię tutaj tylko o Safi i Is. Jest jeszcze przynajmniej kilkoro bohaterów z przeszłością, która w czasie czytania powraca do nich niczym bumerang. Tak jak wspomniałem we wstępie, ilość przygód i perypetii dwóch sympatycznych czarodziejek jest ogromna jak na czterystustronicową pozycję. Nie zabrakło także wątku miłosnego, który na szczęście nie został wyidealizowany i gładko wkomponował się w perypetie dziewcząt.
Oczywistym jest fakt, iż główne bohaterki to nie jedyne żyjące w Czaroziemiach czarodziejki. Zaznaczyć trzeba także, że nie tylko kobiety mogą posiadać tajemną moc, a co za tym idzie, spotkamy w książce także wielu czarodziejów. Posiadają oni konkretne dary. Natrafimy między innymi na: splotodziejów, żelazodziejów, pływodziejów, wiatrodziejów, błyskodziejów, ogniodziejów oraz krwiodziejów – jednych z najniebezpieczniejszych magów. Każdy z wyżej wymienionych typów czarodziei ma swój żeński odpowiednik. Nie ma pomiędzy nimi równowagi, jednych jest więcej, innych mniej.
Safi oraz Is określają siebie więziosiostrami, co oznacza mniej więcej tyle, iż pójdą za sobą choćby w ogień, rozumieją się praktycznie bez słów oraz wzajemnie się uzupełniają. Każdy czarodziej w przedstawionym świecie może być z kimś związany więzią, natomiast osoby, które obdarzały się wzajemnie miłością, są swoimi sercowięziami. Pomimo wielu podobieństw, główne bohaterki jednak bardzo różnią się od siebie, zwłaszcza charakterem, temperamentem, ale również pochodzeniem. Prawdodziejka to arystokratka, lecz jak się okaże, wbrew własnej woli stanie się jedną z najważniejszych person na świecie, co oczywiście nie wszystkim się spodoba. Zgoła innego pochodzenia jest więziodziejka, której lud – Nomatsowie – znajduje się niemalże na marginesie społecznym, wytykany palcami, często spotykający się z agresją ze strony innych narodów.
Nie sposób oderwać się od czytania. Zabieg podzielenia całości na krótkie rozdziały nadał powieści niesamowitej dynamiki. Książkę wręcz się pochłania. Dodając do tego quasi średniowieczny klimat… tak, wiem, każdy pewnie pomyśli, że sztampowo, że to wszystko już było, że brakuje jeszcze tylko smoka, rycerza i księżniczki. Będziecie jednak pozytywnie zaskoczeni tym, jak przyjemnie się całość czyta, a także gwarantuję, że poczujecie przy tym powiew świeżości.
Słowem podsumowania wspomnę, że śmiało mogę nazwać Prawdodziejkę lekką, fantastyczno-przygodową lekturą, po której nie zaznamy kaca, lecz z pewnością będziemy ciekawi tego, jak potoczą się losy bohaterów w drugim tomie, zatytułowanym Wiatrodziej. Godnym uwagi jest także fakt, że pozycję polecają dwie doskonale znane w świecie fantasy pisarki: Robin Hobb oraz Sara J. Maas. To chyba mówi samo za siebie.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu SQN Imagination.