Chilling Adventures of Sabrina to serial, który ukazał się na platformie Netflix 26 października 2018 roku i szybko podbił serca milionów widzów na całym świecie. Nic dziwnego, że postanowiono stworzyć jego kontynuację. Przyjrzyjmy się drugiemu sezonowi, aby stwierdzić, czy spełnił oczekiwania fanów.
Miłość kontra demony
Drugi sezon serialu Chilling Adventures of Sabrina zadebiutował na platformie Netflix 5 kwietnia 2019 roku. Twórcy przygotowali dla nas dziewięć nowych odcinków. Możemy śledzić w nich dalsze przygody nastoletniej czarownicy Sabriny, która po podpisaniu Księgi Bestii opuszcza Baxter High, aby uczyć się zaklęć i spędzać czas w gronie czarnoksiężników i czarownic w Akademii Sztuk Nieznanych. Bardzo szybko pakuje się jednak w kłopoty, kiedy zaczyna walczyć o równouprawnienie kobiet. W walce pomaga jej nowy chłopak – Nick Scratch. Tymczasem jej śmiertelni przyjaciele również nie radzą sobie najlepiej. W najgorszej sytuacji jest Susie, która przestaje walczyć ze swoim prawdziwym „ja” i przybiera imię Theo. Z kolei w domu Spellmanów Zelda musi radzić sobie z atakami zazdrosnych o jej pozycję czarownic, Ambrose zostaje posądzony o czyn, którego, jak twierdzi, nie popełnił, a Hilda stara się opanować trwający dookoła chaos. Także Prudence nie znajduje się w łatwej sytuacji. Jej ojciec wciąż nie chce się do niej oficjalnie przyznać. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze pani Wardwell/Lilith. Na jej drodze pojawia się bowiem tajemniczy Adam, przez którego kobieta popada w konflikt z samym Mrocznym Panem. Wszystkie perypetie bohaterów są jednak niczym w porównaniu z zagrażającą światu apokalipsą!

Źródło: squarespace
Starzy znajomi
Oceniając drugi sezon przygód Sabriny, zacznę od bohaterów. Praktycznie wszystkie postaci, pojawiające się na ekranie, znamy dobrze z pierwszej odsłony serialu. Twórcy zapowiadali, że Sabrina (Kiernan Shipka) stanie się dużo bardziej mroczna. W tym celu odziano ją w ciemniejsze stroje, ale to nie zmieniło jej charakteru. Wciąż mamy do czynienia z nastolatką, która dba o rodzinę i przyjaciół i wcale nie chce czynić zła. Stała się za to jeszcze bardziej butna i wręcz z lubością stawia się każdemu, kto nie podziela jej zdania. Dodatkowo walczy o prawa kobiet oraz osób transpłciowych. Robi to w taki sposób, że trudno jej nie kibicować. Twórcy zadbali o to, aby główna bohaterka pozostała tą samą osobą, która przypadła do gustu odbiorcom. Zostańmy jeszcze przy rodzinie Spellmanów. W przypadku Zeldy (Miranda Otto) również nie pokuszono się o jakieś wielkie zmiany. Jest tą samą zimną, wyrachowaną czarownicą, służącą wiernie Mrocznemu Panu. Jej intrygi są przemyślane, a ona sama wciąż zaskakuje nas swoją wiedzą i intelektem. Przychodzi jednak moment, gdy i ona wpada w pułapkę, a nad wiarę przedkłada dobro rodziny. Bardzo natomiast podobał mi się postęp, jaki zrobiła Hilda (Lucy Davis). Wprawdzie na pozór wciąż wydaje się tą samą nieśmiałą, zagubioną i potulną czarownicą, ale kiedy trzeba potrafi pokazać inne oblicze. Wykorzystuje fakt bycia niedocenianą i, stojąc w cieniu siostry, atakuje nagle i z zaskoczenia niczego niespodziewające się ofiary. Szkoda mi natomiast Ambrose’a (Chance Perdomo). W pierwszym sezonie była to postać świetnie wykreowana, zagrana i pokazująca niezwykły charakter. Niczego nie mogę zarzucić samemu aktorowi także i w drugiej odsłonie, ale twórcy postanowili wykorzystać postać jako „chłopca na posyłki”. Kuzyn Sabriny głównie więc na czyjeś polecenie jednym pomaga, a innym szkodzi. Obrywa też mocno po głowie, przez co zamiast działać samemu, musi zdać się na łaskę innych.
Co do innych postaci, to sporą rolę odegrał w drugim sezonie Ojciec Faustus Blackwood (Richard Coyle). O ile już wcześniej był on zły, to teraz zaczyna przechodzić samego siebie, a jego intrygi i pomysły sprawiają, że jest świetnym czarnym charakterem. Lepszym nawet od samego Lucyfera. Trochę dziwnie natomiast pokierowano panią Wardwell, czyli Lilith (Michelle Gomez). Po oblubienicy Mrocznego Pana i najstarszej z czarownic spodziewałem się więcej sprytu i mocy. Tymczasem momentami wydaje się całkiem bezradna i zagubiona. Niewiele mogę natomiast opowiedzieć o Harvey’u (Ross Lynch), Rosalind (Jaz Sinclair), a także Prudence (Tati Gabrielle). Owszem, bohaterowie sporo mają do zrobienia w dalszej części Sabriny, ale ich charaktery i zachowania niespecjalnie zmieniły się w porównaniu z tym, co już widzieliśmy. Swoje pięć minut ma natomiast Theo (Lachlan Watson) i z powierzonego zadania wywiązuje się bardzo dobrze. Dostajemy także rozwinięcie postaci Nicholasa Scratcha (Gavin Leatherwood), czyli nowego chłopaka głównej bohaterki. Jest on niezwykle przewidywalny, ale ciężko go mimo wszystko nie lubić. Trochę z niego zakochany głupek, który stoi murem za swoją dziewczyną, ale ostatecznie i on bierze udział przy ratowaniu Greendale przed apokalipsą. Najbardziej szkoda, że tak mało do roboty miał Salem.

Źródło: srcdn
W drugim sezonie Chilling Adventures of Sabrina twórcy nie umieścili zbyt wielu postaci. Jest kilka osób, które pojawiają się w odcinku czy dwóch, ale na tym kończy się ich przygoda. Na dobrą sprawę warto wspomnieć tylko o dwóch bohaterach, którzy zapadają w pamięć i mają swoje do zrobienia. Pierwszym z nich jest oczywiście Mroczny Pan. Przez większość czasu jest on pokazywany, podobnie jak to miało miejsce w pierwszym sezonie, jako stojący na dwóch nogach kozioł. W końcówce dostajemy jednak jego ludzką formę (Luke Cook). Nie wypada ona jakoś imponująco. Jak na władcę piekieł nie pokazuje jakiś niezwykłych mocy, które mogłyby nas zachwycić lub przerazić. Drugą postacią jest natomiast Dorian Gray (Jedidiah Goodacre). Mimo tego, że głównie stoi za barem i nalewa drinki, to wypada bardzo ciekawie. Jest zabawny, ale i ma swój charakter. Potrafi też zarówno pomóc, jak i namieszać. Fani twórczości Oscara Wilde będą usatysfakcjonowani.
Fajne te demony, takie nie za mocne…
Pora przejść do oceny fabuły drugiego sezonu Sabriny. Muszę na niego nieco ponarzekać. O ile sama intryga i pomysł na całokształt jest ciekawy, to wykonanie i niektóre wątki są jak dla mnie mocno naciągane. Wszystkie perypetie miłosne są w porządku i trudno im coś zarzucić. Natomiast walka z siłami zła to już inna bajka. Oto potężni czarnoksiężnicy i czarownice oraz sama Lilith momentami nie dają sobie rady z demonami piekielnymi, podczas gdy młodzież, w tym i ta bez magicznych talentów, nie ma z tym problemu. Z kolei sam Mroczny Pan daje w pewnym momencie Sabrinie taką moc, że ta wygląda niczym Kapitan Marvel. Jest wręcz nie do zatrzymania, a lista jej zdolności wydłuża się z każdą chwilą. Tymczasem sam sobie najwyraźniej już nie jest w stanie ich przekazać lub postanawia ich nie pokazywać przed widzami. Trudno więc nam stwierdzić, jak to wszystko w tym Kościele Nocy działa.
O ile muszę pochwalić twórców za poruszenie tematu osób trasnpłciowych, który powinien skłonić nas do większej tolerancyjności, to nie rozumiem dlaczego wątek ten został nagle ucięty. Widzimy wsparcie przyjaciół i ojca, ale i spore kłopoty oraz brak zrozumienia ze strony niektórych uczniów. Jest on wyśmiewany i staje się obiektem drwin, aż w pewnym momencie okazuje się, że już wszystko gra, nie ma żadnego problemu, zamykamy ten rozdział. Jasne, że jest to jedynie wątek poboczny i nie musi się on ciągnąć przez cały sezon, ale tak nagłe zakończenie wygląda dziwnie.

Źródło: hearstapps
Pomimo kilku błędów, niedociągnięć i zastrzeżeń, ostatecznie muszę uznać, że dalsze losy Sabriny Spellman wyszły twórcom całkiem udanie. Serial ogląda się przyjemnie, a fabuła wciąga. Nie miałem takiego momentu, w którym pomyślałabym sobie, że nie interesuje mnie, co wydarzy się dalej. Postawiono także na nauczenie nas tolerancyjności oraz walkę z seksizmem, co w ogólnym rozrachunku jest dużym plusem serialu. Zgodnie z zapowiedzią dodano więcej mroku, mamy do czynienia z trupami, a i krew leje się gęściej, ale to jednocześnie nadal ta sama Sabrina, którą polubiłem już w październiku 2018.
W Greendale bez zmian
Jeśli pierwszy sezon serialu Chilling Adventures of Sabrina przypadł wam do gustu, to bez wahania obejrzyjcie i dalsze losy nastoletniej czarownicy. Nie ma tu drastycznych zmian w samych postaciach, a i fabuła prowadzona jest podobnie jak wcześniej. Główny wątek naprawdę wciąga, a i poboczne nie są nudne. Momentami będziecie mieli wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, co powinni zrobić lub że naciągają mocno historię, aby dojść do tego, co zaplanowali sobie z góry, ale nie wyszło to jednocześnie jakoś okropnie. Znajdziecie też troszkę oklepanych motywów, ale i nie przeszkadzają one w ogólnym odbiorze. Jeśli więc nie mogliście doczekać się kontynuacji serialu, to nie będziecie teraz rozczarowani. Z drugiej strony ten brak zmian sprawi, że nowi fani pewnie się nie pojawią. Jeśli bowiem ktoś do tej pory Spellmanów nie polubił, to wątpię, by zrobił to teraz. Zdecydujcie więc sami, czy chcecie ponownie odwiedzić Greendale, czy jednak wolicie przejechać gdzieś obok.