Co było i co będzie
Steve Rogers nie żyje. Jego tarczę i kostium przejął Bucky Barnes, który stara się jak najlepiej wypełnić misję Kapitana Ameryki. Nie jest mu jednak łatwo. Kiedy Nick Fury stracił władzę, były Zimowy Żołnierz został wyjęty spod prawa i musi się ukrywać. Zresztą nie tylko on. Także Falcon czy Czarna Wdowa nie są zbyt mile widziani. Ponadto Norman Osborn stworzył jednostkę Hammer, zwaną także Dark Avengers, w której obowiązki superbohaterów przejęli byli złoczyńcy, tacy jak Bullseye czy Venom. Taki obrót spraw ułatwia działania Red Skullowi, który przy pomocy Doktora Dooma zamierza zrealizować jeden ze swych nabardziej okropnych planów w historii. W tej trudnej sytuacji jest jednak nadzieja. Okazuje się, że Rogers nie umarł, a został jedynie zawieszony w przeszłości i raz za razem przeżywa swoje przygody. W porę udaje mu się jednak zyskać na tyle świadomości, by przekazać swym przyjaciołom ważną wiadomość.
Spiski i knowania
Kapitan Ameryka. Odrodzenie to już szósty tom z tej serii. Tak jak w przypadku poprzednich, również i tym razem jego autorem jest wybitny scenarzysta, laureat kilku nagród Eisnera czy Harveya, Ed Brubaker. Niejednokrotnie udowadniał nam już on, że potrafi znakomicie łączyć kryminały z historiami superbohaterskimi. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Przez większą część komiksu wszyscy bohaterowie, zarówno ci źli, jak i dobrzy, starają się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść za pomocą chytrych planów. Osborn tworzy swoją jednostkę specjalną, Red Skull współpracuje z Doomem, a Bucky szuka pomocy u Reeda Richardsa. Mamy także świetnie poprowadzony wątek Steve’a Rogersa, który jest już niemal u kresu wytrzymałości i tylko cudem udaje mu się nie popaść w obłęd, gdy kolejny raz musi przeżywać najgorsze momenty swojego życia. Kiedy jednak wszystkie zagadki zostają rozwiązane, to zaczyna się bitwa, którą fani z pewnością pokochają. Wspaniały i widowiskowy spektakl jest wspaniałym zwieńczeniem zeszytu i momentem odrodzenia dla głównego bohatera. Choć warto dodać, że w parze z nim idzie również Agentka Carter, która także po wielu zawirowaniach i mękach może wreszcie odetchnąć i wrócić do normalności.
Cały komiks utrzymany jest w dość ponurym klimacie i poważnym tonie, a przedstawione wydarzenia zapadają w pamięć. Jest tu solidna porcja dobrej akcji i świetne twisty fabularne. Dlatego w tym wszystkim przeszkadzać może drobna dawka dziwacznego humoru, który po prostu nie pasuje do całości. Otóż gdy w kolejnych kadrach pojawiają się nowi bohaterowie, zwykle widnieje przy nich okienko z krótką informacją, z kim mamy do czynienia. Twórcy postanowili zaserwować nam żarciki w stylu „Ant-Man. Nie chce tutaj być”. Gdyby nie cała podniosła otoczka, byłoby to całkiem zabawne, a tak po prostu jakoś tutaj nie pasuje.
Zmiany na lepsze!
Głównym grafikiem szóstego tomu Kapitana Ameryki jest Bryan Hitch, który przejął pałeczkę po Stevie Eptingu. I choć na poprzedniego artystę nie można było narzekać, to jednak zmiana wyszła serii na dobre. Album nadal zachowuje swój brudny, ponury klimat rodem z kryminału. Daje jednak także pewien powiew świeżości. Nowy rysownik, w przeciwieństwie do poprzednika, nie przywiązuje tak dużej uwagi do twarzy (choć te nadal wyglądają bardzo realistycznie), ale daje nam inne spojrzenie na wydarzenia. Losy bohaterów możemy oglądać z szerszej perspektywy, przez co jeszcze lepiej prezentują się przede wszystkim sceny walk. Inną wartą podkreślenia rzeczą jest to, że choć całość utrzymana jest w bardziej nowoczesnym dla komiksów stylu, to gdy cofamy się wraz z Rogersem w jego przeszłość, widać odniesienia do starszych serii Marvela. Wszystko staje się bardziej retro, co świetnie wpływa na ogólny odbiór komiksu.
Wielki comeback!
Steve Rogers chyba nie mógłby wymyślić sobie lepszego powrotu do świata Marvela. Trzeba przyznać, że Brubaker stworzył naprawdę kapitalny komiksowy run. Najpierw zaskoczył wszystkich, uśmiercając prawdziwą ikonę popkultury, a następnie przywrócił ją w wielkim stylu. W Kapitanie Ameryce. Odrodzeniu niemal wszystko jest dopracowane. Nie brak tu zwrotów akcji, wielkich starć czy momentów wzruszeń. Każda z przedstawionych postaci ma nam coś do zaoferowania i zapada w pamięć. Także pod kątem graficznym dopieszczono detale i zaoferowano nam przepiękne ilustracje. Do tego wszystkiego swoją cegiełkę dołożył także Egmont. Polscy wydawcy umieścili historię w twardej oprawie i dołożyli galerię okładek. Czy tak wysoki poziom uda się utrzymać w kolejnym tomie zatytułowanym Proces Kapitana Ameryki? Przekonamy się już niebawem!