Debiutancka przygodówka szwedzkiego studia Midnight Hub dowodzi, że niektórym tytułom trzeba dać chwilę, by pokazały swoje wszystkie atuty. Jakość Lake Ridden rośnie bowiem wraz z rozwojem fabuły.
Lato 1988 roku ma się ku końcowi, a przyroda i pogoda zdradzają pierwsze oznaki zbliżającej się jesieni. Marie – nastolatka, w którą wcielamy się podczas rozgrywki, wybiera się wraz z młodszą siostrą Sofią oraz grupą przyjaciół na ostatni wakacyjny biwak. Niestety w wyniku kłótni dziewczynek Sofia ucieka do lasu. Marie wyrusza w ślad za nią. W trakcie poszukiwań znajduje w okolicy opuszczoną posiadłość oraz osadę. Okazuje się, że znalezienie siostrzyczki nie będzie tak proste, jak mogło się pierwotnie wydawać. Na szczęście bohaterka otrzymuje nieoczekiwaną pomoc.
To nie jest walking symulator… no, może troszeczkę
Twórcy w komunikatach prasowych oraz opisie Lake Ridden wyraźnie podkreślają, że ich produkcja nie należy do tak zwanych „symulatorów chodzenia”. I w sumie trudno im się dziwić, bo gra z początku sprawia właśnie takie wrażenie. Podążając za Sofią przemierzamy mroczny las, przeglądamy znalezione dokumenty i w sumie niewiele ponadto. Od czasu do czasu napotykamy zamek, który otwieramy, stosując się do niezbyt skomplikowanych wskazówek. Jeśli jednak nie przepadacie za artystycznymi eksperymentami z pogranicza growego medium pokroju Dear Esther, ale lubicie klasyczne przygodówki – nie zniechęcajcie się. Mimo mało angażującego początku, Lake Ridden powoli odsłania swoje atuty w dalszych etapach. Zwiedzając rezydencję i jej otoczenie, musimy rozwiązywać coraz trudniejsze łamigłówki, by zdobyć kolejne informacje, które pozwolą nam poznać historię tajemniczej posiadłości i jej związku z zaginięciem siostry protagonistki.
Producenci postawili w głównej mierze na opowieść poprzetykaną zagadkami, a co za tym idzie, na eksplorację, dzięki której odnajdujemy kolejne notatki, przedmioty i skrytki. Pod kątem mechaniki gra nie odstaje od innych współczesnych przygodówek. Świat przedstawiony z perspektywy protagonistki zwiedzamy przy pomocy klawiatury oraz myszy, a klawiszy używając do sterowania Marie, natomiast gryzonia – do kontrolowania kamery. Nasza bohaterka ma do możliwość podnoszenia i oglądania z bliska niektórych przedmiotów oraz zbierania tych istotnych dla fabuły. Przeczesując teren posiadłości i sąsiadującej z nią wioski, znajdujemy sporą liczbę zapisków, fragmentów dzienników, dokumentów i fotografii, które umożliwiają zrekonstruowanie losów mieszkańców okolicy. Jak się okazuje, z czasem poznawanie tej historii staje się bardziej wciągające od poszukiwań zagubionej dziewczynki.
Tajemniczy ogród, nawiedzony dwór
Niebagatelny wpływ na poziom produkcji ma oprawa wizualna. Artyści koncepcyjni i projektanci wykonali kawał dobrej roboty, tworząc magiczne zakątki ogrodu oraz rozbudzające wyobraźnię zakamarki budynków. Graficy i programiści, którzy przekuli ich wizję w ostateczne środowisko gry, spisali się wyjątkowo dobrze. Mnogość detali, niezliczona liczba obiektów oraz cudowne tekstury potęgują atmosferę tajemnicy i niepokoju. Nastrojowe oświetlenie i odpowiednio dobrana paleta barw również wpływają na emocje gracza – najdobitniej można to odczuć, odwiedzając te same miejsca w nocy z lampką gazową w ręku oraz za dnia, w pełnym słońcu. Jedyny aspekt warstwy graficznej, który oceniłbym negatywnie, to nieco zbyt duża powtarzalność pewnych elementów otoczenia. Te same książki, koła zębate czy pluszowe misie po pewnym czasie zaczynają wyglądać zbyt sztucznie. Wrażenie psuje też nieco spora liczba nieinteraktywnych przedmiotów, jak na przykład zawartość większości otwieranych przez nas szuflad, na którą możemy jedynie popatrzeć.
Nie mniej ważne jest udźwiękowienie Lake Ridden, które również stoi na wysokim poziomie. Towarzysząca nam spokojna muzyka wraz z dobrze zrealizowanymi odgłosami otoczenia budują klimat i pomagają się zatopić w grze. Bardzo przyjemnie wypadają też głosy postaci. Jest to tym ważniejsze, że żadnej z nich nie widzimy, a jedynie słyszymy ich wypowiedzi. Konwersacje brzmią autentycznie, chociaż można odnieść wrażenie, że wybór opcji dialogowych jest pozorny. Trzeba też przyznać rację komentarzom mówiącym, że protagonistka nie brzmi na trzynaście lat, a raczej na dwadzieścia trzy. Nie mogę jednak powiedzieć, żeby jej głos w jakiś sposób psuł mi odbiór gry.
Lake Ridden to bardzo sprawnie zrealizowana, niezależna przygodówka z pewnymi aspiracjami artystycznymi. Podczas rozgrywki można odczuć, że jej autorzy mieli ambicje, by stała się przeżyciem zapadającym w pamięć, a jednocześnie nie chcieli popaść w przesadni artyzm i tworzyć dzieła zupełnie alternatywnego wobec growego mainstreamu. I chyba im się udało.