Już sama nazwa tego komiksu wskazuje, o czym on będzie. Czy Ladies with guns okaże się udanym westernem?
Kobiety na Dzikim Zachodzie
Powstało wiele książek, filmów czy komiksów o Dzikim Zachodzie. Z reguły tematyka skupiona jest wokół kowboi, Indian czy czarnoskórych niewolników. To typowe i oczywiste wątki, ale do tej pory nie było chętnych, aby oddać głos kobietom. Aby pokazać, jak wyglądało ich życie na Dzikim Zachodzie, czy uczynić z nich główne bohaterki na miarę choćby Django. I właśnie tę lukę zapełniają Olivier Bocquet i Anlor. W pierwszym tomie Ladies with guns przedstawiają losy piątki niezwykłych kobiet. Każda jest inna, każda zmaga się z innymi problemami. Mamy zatem niewolnicę uciekająca przed pościgiem, wdowę, która ledwo co pogrzebała męża, wojowniczą Indiankę czy też prostytutkę. Przyznam, że polubiłem prawie wszystkie bohaterki (prostytutka jest trochę irytująca, ale pojawiła się dopiero pod koniec tomu), bo ujęła mnie, rodząca się między nimi siostrzana więź. Najciekawszy wątek dotyczy małej Abigail, ze względu na to, że uwięziona jest w klatce. W gruncie rzeczy fabuła koncentruje się przede wszystkim na tym, aby ją z niej wyciągnąć. Gdyby nie Abigail prawdopodobnie te niezwykłe kobiety nigdy nie połączyłby sił i zarazem nie wpakowałyby się w gigantyczną kabałę na końcu tomu.
W kupie siła?
Ogólnie historia zawarta w tym tomie mi się spodobała. Aczkolwiek nie obyło się bez kilku skaz. To, że w zasadzie prawdopodobnie jedyny pozytywny mężczyzna ginie na samym początku, to drobiazg. Bardziej ubolewam nad absurdalnymi strzelaninami. Niewolnica, która nie miała raczej możliwości, aby nauczyć się strzelać (chyba że w drugim tomie będzie flashback pokazujący, że ktoś uczy czternastolatkę celowania), a jednak może pochwalić się stuprocentową celnością. Podczas gdy jeden z kowboi wpakowuje trzy kule dokładnie w pręty klatki – nieźle! Co prawda autorzy przedstawiają mężczyzn z inteligencją porównywalną do najgłupszego SI z FPS-a, ale i tak patrząc na te sceny, chciało mi się śmiać. Podobnie było z finalną strzelaniną. Niby nie liczy się ilość, a jakość, a jednocześnie „pycha kroczy przed upadkiem”, ale i tak mam wrażenie, że granice absurdu zostały przekroczone. Choć oczywiście na swój sposób, to może się spodobać. Szczerze jestem ciekawy, jak to będzie wyglądać w tomie drugim, gdy nasze bohaterki prawdopodobnie będą musiały częściej polegać na spluwach niż szczęściu (a tego w tomie pierwszym miały aż za dużo).
Uroki Dzikiego Zachodu
Po raz pierwszy sięgnąłem po komiks wydawnictwa Non Stop Comics. Jakoś do tej pory nic w ich ofercie nie przykuło mojej uwagi. I tak za sprawą klimatycznej okładki postanowiłem sprawdzić Ladies with guns. Twarda oprawa, kredowy papier, brak dodatków, ot solidne wydanie bez fajerwerków. Przyczepiłbym się jedynie do tytułu, jednak uważam, że powinien zostać przetłumaczony, ale to drobny detal. Co do oprawy graficznej, to myślę, że kreska Anlora znajdzie wielu zwolenników. Mnie natomiast ona ani ziębi, ani grzeje, jest solidna podobnie, jak wydanie, tylko tyle i aż tyle.
Czy warto czekać na kolejny tom Ladies with guns?
Ladies with guns jest ciekawym komiksem, którego akcja dzieje się na Dzikim Zachodzie, bo koncentruje się na niezwykłych kobietach. W swym wydźwięku jest zdecydowanie feministyczny. Trochę szkoda, że objawia się to przez ukazanie wszystkich facetów, jako mendy, ofermy i ciapy. W zasadzie wszyscy jawią się, jako nawet nie neutralne postacie, ale negatywne. Ponadto strzelaniny też są momentami absurdalne. I to nie na miarę Johna Wicka, tylko raczej filmu pokroju Tylko strzelaj. Ale tutaj to nie do końca działa, bo to nie jest komedia czy zabawa konwencją, a poważna opowieść o dramacie kobiet. Pomimo tych mankamentów dobrze się bawiłem przy tej lekturze i myślę, że nawet chętnie sprawdzę, co się wydarzy w drugim tomie.