Mówiąc o muzyce jako swoim hobby nie jest się jednostką odosobnioną w społeczeństwie, jednak moja miłość do muzyki jest od lat na pierwszym miejscu wśród wszystkich moich zainteresowań. Nie mogłam więc przejść obojętnie wobec gry, której tytuł i opakowanie wyglądają muzycznie.
Muzyczny sukces
PartyTura trafiła do mnie już jako pozycja nagrodzona, zwyciężyła bowiem w 2. edycji konkursu „Stwórz grę i wskocz na półkę Empiku”. Tym chętniej ją sprawdziłam, skoro jest to polska i debiutująca produkcja.
Dyrygent rozgrywki
Pomimo że PartyTura jest grą karcianą, jest też dodatkowo grą muzyczną. Zespół tworzymy minimalnie trzy-, a maksymalnie dziesięcioosobowy, a sama rozgrywka zajmuje nam około 20 minut, więc jest to gra szybka i dynamiczna. Do naszej decyzji należy też, czy będzie to dla nas gra kooperacyjna, czy zdecydujemy się na rywalizację.
W pudełku znajdziemy duże stojaki do nut, na których umieszczamy – będąc dyrygentem – karty pokazujące nam instrumenty w ramach kolejnych taktów. Liczba instrumentów na karcie określa też poziom trudności gry. Pozostali uczestnicy to nasza orkiestra. To im wskazujemy gestami, na czym powinni grać. Podnosimy ręce, zamykamy lub otwieramy dłonie – każdy z nich oznacza nowy instrument, którego trzeba użyć. Orkiestra wykłada karty i na tej podstawie przyznawane są punkty.
Magiczna cisza
Aby urozmaicić rozgrywkę, nie obędzie się bez utrudnień – oprócz tworzenia muzyki, dyrygent powinien np. bezgłośnie szlochać, tańczyć lub wskazywać stopami innych muzyków. Każdy niespotykany ruch z naszej strony na pewno rozbawi współgraczy, ale też skomplikuje rozgrywkę.
Partytura to para zakrytych kart, które wskazują aktywowane instrumenty, ich wielkość oraz sposób namalowania. Punkty zdobywamy po rozegraniu 8 taktów.
Podsumowując
PartyTura to doskonały pomył na spotkanie ze znajomymi. Duża doza gimnastyki, akrobacji i gestykulacji powoduje, że wywołuje ona uśmiechy na twarzach graczy, czyniąc rozgrywkę dużo przyjemniejszą.