Porównaliśmy już dla was papierową i ekranową wersję Gwiezdnego pyłu i Amerykańskich bogów Neila Gaimana. Tym razem przyszła pora na bliższe przyjrzenie się Koralinie – utworowi skierowanemu do młodszego odbiorcy.
Od filmowej Koraliny zaczęła się moja przygoda z Gaimanem i przyznam, że był to nieco problematyczny start. Zachwycona animacją, za którą odpowiedzialny był Henry Selick (reżyser osławionego Miasteczka Halloween), popędziłam do biblioteki po książkę i od razu zasiadłam do czytania. I początkowo mocno się rozczarowałam.
Nie jest niczym zaskakującym, że powieść i jej adaptacja filmowa bardzo się różnią, przeżyłam jednak szok, kiedy to nie animacja okazała się okrojona, lecz książka. Nie chciałam jednak tak łatwo rezygnować – po skończeniu lektury moja negatywna opinia nieco osłabła, a dziś, po latach i wielokrotnych powrotach do obu tych wersji Koraliny, nie nazwałabym żadnej z nich lepszą czy gorszą. Skierowane są one do różnych odbiorców i dopiero to sobie uświadamiając można je nieco sprawiedliwiej ocenić (to jednak nadal subiektywna opinia).
Neil Gaiman wyznał, że Koralinę napisał dla swoich córek – mamy zatem do czynienia z powieścią dark fantasy skierowaną do dzieci, z baśnią w pełnej krasie, z wyraźnymi nawiązaniami do Alicji w Krainie Czarów. Ten surrealistyczny tekst łączy w sobie mroczny klimat horroru z absurdalnym humorem typowym dla Gaimana. W dodatku, jak to baśń, pod warstwą fantastyczną przemyca ważne przesłanie – uważaj, czego sobie życzysz.
Dla młodszych czytelników książkowa Koralina jest zatem tekstem bardzo wartościowym. Napisana barwnym, ale prostym językiem, z wyrazistymi bohaterami, śmieszna i straszna równocześnie, wciągająca i z morałem. Jak to w takim razie możliwe, że w stosunku do animacji książka wydaje się wybrakowana?
Przede wszystkim w filmie dodano nowych bohaterów, zmieniono nieco kolejność zdarzeń oraz rozbudowano fabułę. Chociaż ogólny wydźwięk animacji pozostał wierny oryginałowi, zmienił się nieco jej klimat – animacja jest straszniejsza, ale też pełniejsza. Rozbudowuje historię o wątki, które dla dziecka mogą być mało istotne, dorosłemu odbiorcy jednak dają lepszy obraz całości historii – zarówno jej przyczyn, jak i konsekwencji.
Zmiany fabularne dodały animacji nieco wartości, ale to inne czynniki wpłynęły na jej sukces. Koralina i tajemnicze drzwi (tak bowiem brzmi tytuł filmu) jest wyjątkowym dziełem artystycznym – zrealizowano ją w pełni w technice animacji poklatkowej, a cała scenografia i lalki wykonane zostały z niesamowitą precyzją. Odznaczają się również bogatą kolorystyką i surrealistycznym wyglądem. Całość robi naprawdę piorunujące wrażenie i wpływa mocno na klimat filmu. Głównie przez to animacja nie jest najlepszym wyborem dla młodszego odbiorcy – to, co wyobraźnia mogła sobie ocenzurować przy czytaniu, tutaj pokazane zostało bezpośrednio i podkreślone idealnie dopasowaną, momentami wręcz niepokojącą muzyką. Udźwiękowienie, podobnie jak strona graficzna animacji, oczarowuje dosłownie od pierwszej sekundy i pozostaje w głowie na długo (sama do dzisiaj niejednokrotnie wracam do tego soundtracku). Z tych powodów uważam filmową Koralinę za bardzo udaną, jeśli nie nawet prześcigającą swój pierwowzór.
Mimo tego, że Koralina w wersji książkowej to dobra lektura dla młodszego czytelnika, dorosłym polecam raczej film animowany na jej podstawie – jest mroczniejszy, fabularnie rozbudowany i przy tym dojrzalszy. Na odbiorcy mającym nieco więcej lat na karku zrobi prawdopodobnie większe wrażenie niż powieść.